Co czytam? Ostatnio zaczytuję się w Dukaju. To fantastyka. Kolega z pobłażaniem powiedział, że trudna. Ja się trudów nie boję i zakochałam się. Zresztą, przypomniałam sobie, że jako szczeniak z podstawówki kupowałam sobie Małą Fantastykę w kiosku. I uwielbiałam czytać.
A moje czytanie zaczęło się od Gałczyńskiego. Tak tak. Od niego właśnie.
W ogóle czytać i pisać nauczyłam się sama, jak miałam 5 lat. Sama to może przesada, bo męczyłam wszystkich o wyjaśnienia i literki. Ciocię, babcię, dziadka.
Babcia zniosła mi ze strychu zeszyty swoich dzieci, gdzie podziwiałam atramentowe, piękne pismo i zapragnęłam odczytać co tam jest napisane. No i tak się zaczęło. Powyrywałam wszystkie czyste kartki. Wydębiłam od dziadka ołówek kopiowy (uwielbiałam ten ołówek lizać). Zagospodarowałam taboret, mały zydelek, lampkę dziadka i tak siedziałam. Z tyłu w telewizorze, czarno-biało leciało Daj mi nogę, daj mi nogę..
A ja się zaparłam. I tak koło gwiazdki umiałam już czytać. Pierwszy pięknie wykaligrafowany zeszyt to była chemia (którą zresztą potem pokochałam równie mocno jak książki, ale moja kariera została zniszczona przez moją matkę). Dostałam wtedy książkę Na kołysce kogut złoty Gałczyńskiego i zakochałam się w jego poezji. Do dzisiaj to trwa.
Do zerówki w szkole, bo się uparłam, że do przedszkola chodzić nie będę, a już zupełnie nie wyobrażałam sobie dalej mieszkać z dziadkami, bo rodzice mieszkali gdzie indziej, poszłam umiejąc czytać, pisać, liczyć. Pamiętam rozmowę z moją matką, kiedy nauczycielka powiedziała, że ona to by mnie przeniosła do drugiej klasy nawet, ale moja matka, że nie. Nudziłam się więc przez trzy lata. W pierwszej klasie moja matka najadła się wstydu. Bo pani czytała nam czytankę z podręcznika i ją poprawiłam. No co, pomyliła się!
Do biblioteki miejskiej zapisana byłam jeszcze przed szkołą. Podchody były niesamowite, bo nie chciały mnie tam panie. Ale udało się. I oczywiście znudziły mnie szybko elemelki i inne kajtusie. Olałam więc bibliotekę, bo panie nie pozwalały mi zachodzić do działu młodzieżowego.
I stała się straszna rzecz. Dostałam UPOMNIENIE. Mama mnie zrąbała, kazała mi przeczytać nudną książkę i oddać. Zrobiłam co trzeba i tym razem ja się najadłam wstydu.
Ale znalazłam sposób na Cerbera i zaczęłam ukrywać się w dziale młodzieżowym. Tam znalazłam pierwszą Chmielewską, którą czytałam między regałami. Potem już pani pozwoliła mi oficjalnie tam chodzić i wypożyczać.
Biblioteka stała się dla mnie miejscem ucieczki z domu. Uciekałam, żeby mieć spokój.
Czytam ciągle. Ciągle coś mnie nęci. Ciągle jestem głodna ucieczki w inny świat. Uwielbiam zagłębianie się w przygody bohaterów.
Mam jednak jedną "wadę".
Nie lubię sięgać po bestsellery. Trochę to się zmienia. Ale taka pozycja z topu musi poczekać. Oswajam ją, albo musi przebrzmieć w reklamie. I musi minąć na nią szał.
Są wyjątki. Mam kumpla z liceum, któremu bezwzględnie ufam muzycznie i czytelniczo. Do dzisiaj podrzuca mi dziesiątki książek. Mam całą stertę do przeczytania.
Na dziś:
Izrael - Rastaman nie kłamie
Ja też nie lubię bestsellerów. Ale często szukam czegoż z klasyki, choć ciekawią mnie także mniej znane książki bardzo znanych pisarzy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam książkofilkę. :)
A dziękuję. Odpozdrawiam również :)Ja też często szukam mniej znanych książek. Albo mam fazę i czytam wszystko danego autora:) Lubię tak :)
UsuńI w ten właśnie sposób stałam się nałogowym "czytaczem". Jak zaczynałam czytać - wyłączałam się. Mogło się palić i walić, mnie nie było. Pewnego razu o mały włos nie spowodowałam pożaru. Spaliły się ziemniaki, czajnik. W domu kłębowisko czarnego dymu. W łóżeczkach płakały dzieci - a ja.... fruwałam w świecie literatury... Wtedy się przestraszyłam. Odłożyłam książki, przynajmniej te grubsze na czas późniejszy, jak dzieci podrosną .....
OdpowiedzUsuńNiestety, zostało mi to do dziś. Kiedy zaczynam czytać muszę skończyć - wyłączam się ze świata realnego. Ale co moje, wówczas, to moje!
A też tak masz, że im grubsza książka tym lepiej? Ja wtedy czuję ogromną radość, że na dłużej starczy, po czym po trzech dniach rozpaczam, że nie ma drugiej części....:)
UsuńOj, tak! nie mogę się oderwać. Żal, kiedy skończę czytać. Czuję niedosyt!
UsuńSTWIERDZAM - JESTEŚ NAŁOGOWCEM!
Tylko gruba książka - w myśl zasady, że grube jest piękna i atrakcyjne :) Niestety, urodziłam się chyba nieco za późno (jakieś głupie 100 - 150 lat), bo nie mogę tych wszystkich Grocholi itp. Czasy książki skończyły mi się na XIX wieku :)
OdpowiedzUsuńGrocholi też nie trawię. Ale czasem zdarza się jakiś pisarz, który umie zainteresować i da się czytać. I oczywiście zgadzam się ze zdaniem pierwszym całkowicie :)
UsuńKsiążki - temat rzeka...Jakoś tak ostatnio pochłaniam tematykę średniowiecza, mroczne i fascynujące:)
OdpowiedzUsuńJakieś tytuły? :)
UsuńUmberto Eco "Imię Róży" , "Baudoliuno", Gordon "Medicus", Druon "Królowie przeklęci" cały cykl , Falcones "Katedra w Barcelonie", Garrido "Skryba" wszystko Zofii Kossak itd. Swoją drogą szukam sposobu na taki kącik na blogu gdzie każdy będzie mógł zaproponować książkę wraz z krótką recenzją, coś jak "płyta tygodnia". Nie wiem tylko jak wprowadzić możliwość pisania na blogu przez osoby trzecie.Pozdrawiam
UsuńDziękuję :)
UsuńA co do tego, żeby każdy mógł pisać, to chyba tylko na osobnym blogu, gdzie dodałbyś autora bloga.
Ja z ksiażka zawsze jestem spóźniona...Obowiązkowe lektury szkolne czytałam,gdy na lekcjach omawiano kolejną a po bestsellery sięgam,jak już wszyscy o nich zapomnieli.Lubie czytać,ale są rzeczy,które lubie bardziej ;-)
OdpowiedzUsuńHmmm, lektury to u mnie była kula u nogi, i pewnie narażę się, ale nie lubiłam czytać lektur. Niektórych do dzisiaj nie przeczytałam i odrzuca mnie na myśl, że miałabym je przeczytać...
UsuńO, ja też na czytaniu nie poprzestaję, ale to coś, czego mi nikt nie odbierze.
Co do bestsellerów, Ptaśka przeczytałam..jakieś 6 lat, po licealnym szale, gdzie krążył jeden egzemplarz po całej szkole. Oczywiście później zakochałam się w Whartonie :)
A które Cię odrzucają?
UsuńŻeromski taki na przykład. Czekam aż zechce mi się przeczytać. I Sienkiewicz. Jakoś tak nie bardzo. I paru innych znalazłoby się jeszcze.
UsuńPo prostu nie i już. Blokada, która jest nie do przeskoczenia. Chyba, że coś się zmieni, wtedy przeczytam.
Boooooorze szumiący...! Co za profanacja!! Takie "Bez dogmatu", dajmy na to, to ja pasjami...!!! Żeromskiego - do wypęku! A mówiłam, że się za późno urodziłam i skończyłam na XIX wieku!!! No, ewentualnie jeszcze przełom...
OdpowiedzUsuńMówię, że dojrzewam. Jeszcze trochę...
UsuńJa swoją przygodę (na dorosłym poziomie) z książkami zacząłem jak tylko zdałem maturę. Nie musiałem nic czytać. Żadnych lektur. Ale mogłem. A skoro mogłem a nie musiałem to czytałem. I co ciekawe. Zacząłem od nieprzeczytanych w szkole lektur. Ale skoro nikt nie kazał...
OdpowiedzUsuńA potem było już łatwiej.
Dziś odkryłem audiobooki. One ratują mmie przed całkowitym (lub prawie) odejściem od książek. Nie mam siły czytać. Po całym dniu nie mam siły dotrzeć do choćby trzeciej strony.
A audiobooki słucham np. w samochodzie. Przynajmiej czasu nie tracę.
Pozdrawiam
Ja nie umiem słuchać audiobooków. Zwyczajnie się na nich nie umiem skupić. Lektury nadrabiam, ale do niektórych nie mam serca. No i nie jest tak, że nie czytałam zupełnie lektur. Były takie, które przeczytałam wcześniej, albo na bieżąco i z zapałem.
UsuńW samochodzie wolałam muzykę. Mogłam sobie pośpiewać :) Ale nie mam obecnie auta, więc pozostaje czytanie w autobusach, lub słuchawki i muzyka.
Pozdrawiam