Altruizm (fr. altruisme,
od łacińskiego rdzenia alter –
inny, drugi) – zachowanie polegające
na działaniu na korzyść innych. Według J. Poleszczuka polega ono na dobrowolnym
ponoszeniu pewnych kosztów przez jednostkę na rzecz innej jednostki lub grupy,
przeciwstawne zachowaniu egoistycznemu[1]. Za matką wikipedią.
Jestem cholerną altruistką. Zawsze byłam. Od
kiedy pamiętam pompowano we świadomość, że ja się nie liczę. Że trzeba dla
innych. Że wszyscy są ważni, a ja nie. Że trzeba oddać, bo innym się należy. Że
nie należy, nie wolno!!! wymagać, chcieć, prosić, mieć swoich marzeń. Trzeba
spełniać zachcianki innych.
Przekułam to na pomaganie, dawanie,
wyłączyłam swój żal i byłam dla innych. Daję dalej, sprawia mi to przyjemność.
Ale też sprowadza na mnie ogromne kłopoty. Uczę się brać. Najpierw od siebie.
Uczę się, że mogę być zmęczona, że mogę nie chcieć, że mogę potrzebować. Biorę
od innych, aczkolwiek ciągle z uczuciem zażenowania i z obrazami w głowie.
Jeszcze pokutuje we mnie całe moje poprzednie życie.
Czytam dalej. Listy będą tu przewodnim
motywem. Na nich uczę się teraz mnie. Dopiero teraz rozumiem i chcę je
przeanalizować, żeby wiedzieć gdzie zrobiłam błąd.
Czy aż tak pragnęłam miłości, nie znając tego
uczucia, że oddałam całą siebie? Czy za 'kocham cię' sprzedałam duszę? Czy za
'chcę być tylko z tobą' gotowa byłam umrzeć dla świata?
Byłam. Zrobiłam to. Bezwzględnie pokochałam
całą sobą. I nie będę zrzucać winy na nikogo. On wysyłał sygnały, pisał, ale ja
nie umiałam zrozumieć. Bo i jak, bez doświadczenia, bez wiedzy, jak rozpoznać
zagrożenie, kiedy 'kocham cię' wystarczy za cały świat.
A teraz, mimo, że posypią się na mnie gromy,
być może z jasnego nieba też trzaśnie, napiszę coś, co bulwersuje również mnie
od wczoraj, a o czym myślałam i śniłam nawet.
Widzę biednego, zagubionego człowieka. Który
nie wie dlaczego stało się to, co się stało. Którego spotkało to, czego ja tak
bardzo bałam się przez 21 lat. Który został sam. I jeśli prawdą jest to, co
pisał lata temu, stracił największy skarb swojego życia.
Chciałabym nie mieć w nim wroga. Chciałabym
wyprostować jego ścieżki. Chciałabym mu pomóc. Wyjaśnić. Porozmawiać jak 21 lat
temu. O wszystkim. O tym co boli. Pokazać co zrobił. Wytłumaczyć. Pozwolić, by
istniał obok.
Wiem, że to nierealne. Wiem, że w swoim
zadufaniu, nie będzie w stanie zrozumieć. Jego ego jest przerośnięte i
wybujałe. I nie ma miejsca na spojrzenie na wszystko czyimiś oczami. Nie ma
miejsca na rozmowę. Rozmowę zastąpiły domysły i oskarżenia. Ja tego już nie
chcę.
Muzyka ilustruje moje życie. Jest ze mną od
zawsze. Od kiedy pamiętam.
Jest mi potrzebna jak powietrze. Wyraża moje
uczucia, a czasem rani. Ale zawsze oczyszcza. Zawsze daje energię i zmusza do
myślenia. Kojarzy mi się z momentami mojego życia. Zamiast dat, wstawiam często
utwory - jak kamienie milowe. Ten również jest takim kamieniem. Znaczącym dla
mnie.
Nie wiem, czy jest jakiś złoty środek między altruistą a egoistą. I tak i tak jest źle. I ciekawe, co bardziej boli, czy bycie tym czy tym. I ciekawe, jak to jest, że altruistka zawsze się dobierze z egoistą... Promieniujemy chyba... :P
BYŁAM cholerną altruistką. Aż do czasu, gdy - że posłużę się moim idolem, Ferdkiem Kiepskim - "pałka się przegła". Wszystko ma swoje granice. Wykonałam nad tym kawał ciężkiej pracy.
tak jak ja, widzę, że nie nosisz się ze swoim altuizmem dumnie tylko masz do niego żal, że poświęcił on Ciebie i sprawił, że ludzie Cię niektórzy wykorzystali.
Pozwolic by ktoś bolesny z przeszłości zaistniał znów w życiu wymaga ogromnego dystansu obu stron, szczyptu odwagi, a przede wszystkim pokojowego pierwszego kroku. Może kiedyś?
Muzyka ah muzyka, bez niej nie żyjemy, lepsza jak kalendarz, dokładnie tak jak mówisz:)
Nawet nie żal. Po prostu czasem patrzę na niektóre reakcje i boli.
Bolesny z przeszłości nie zaistnieje już w moim życiu. Zmarnował jedną szansę na milion. Na pokojowe wyciągnięcie ręki też nie ma szans. Choćbym puszczała sztuczne ognie i wysyłała jasne sygnały. Zostałabym za to ponownie poniżona, bo to przecież słabość wyciągać rękę na zgodę...
Nie wiem, czy jest jakiś złoty środek między altruistą a egoistą. I tak i tak jest źle. I ciekawe, co bardziej boli, czy bycie tym czy tym. I ciekawe, jak to jest, że altruistka zawsze się dobierze z egoistą... Promieniujemy chyba... :P
OdpowiedzUsuńZłoty środek? Zdrowy egoizm, który dalej pozwala być altruist(k)ą. Tego się uczę. Ciągle jednak podałabym rękę...
OdpowiedzUsuńBYŁAM cholerną altruistką. Aż do czasu, gdy - że posłużę się moim idolem, Ferdkiem Kiepskim - "pałka się przegła". Wszystko ma swoje granice. Wykonałam nad tym kawał ciężkiej pracy.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze pracuję. Nad sobą przede wszystkim. A mam do zrobienia dużo. Pałka się przegła jakieś 5 lat temu. I od tamtej pory podnoszę się z dna.
Usuńtak jak ja, widzę, że nie nosisz się ze swoim altuizmem dumnie tylko masz do niego żal, że poświęcił on Ciebie i sprawił, że ludzie Cię niektórzy wykorzystali.
OdpowiedzUsuńPozwolic by ktoś bolesny z przeszłości zaistniał znów w życiu wymaga ogromnego dystansu obu stron, szczyptu odwagi, a przede wszystkim pokojowego pierwszego kroku. Może kiedyś?
Muzyka ah muzyka, bez niej nie żyjemy, lepsza jak kalendarz, dokładnie tak jak mówisz:)
Nawet nie żal. Po prostu czasem patrzę na niektóre reakcje i boli.
UsuńBolesny z przeszłości nie zaistnieje już w moim życiu. Zmarnował jedną szansę na milion. Na pokojowe wyciągnięcie ręki też nie ma szans. Choćbym puszczała sztuczne ognie i wysyłała jasne sygnały. Zostałabym za to ponownie poniżona, bo to przecież słabość wyciągać rękę na zgodę...