wtorek, 10 sierpnia 2021

[471]. Biorę, bo mogę.

Emocje minimalnie opadły. Przestałam się mazgaić i reagować atakiem serca na myśl o nauce w języku Szekspira. Mogę zatem trochę więcej opowiedzieć, jak to się stało i co mnie popycha, żeby robić takie niestworzone rzeczy.
Może pisałam, a może nie, nie chce mi się grzebać w postach z grudnia, ale spotkałam człowieka, starszego ode mnie o 6 lat, który był zakomunikował mi, że poszedł na studia i jest na tak zwanym roku zerowym. Bo mimo pobytu w UK od 20 lat, język musi podszkolić do bardziej formalnego, ma stareńką maturę, a fizyka i matma też wymagają odpajęczynienia w zakamarkach umysłu. Myśl ta mnie zajęła bardzo i już nie mogłam myśleć o niczym innym, tylko o tym jak to zrobić, żeby też się znowu uczyć.
Napomknął o kredycie studenckim na czesne, o kredycie na utrzymanie i na tym się skończyło, bo ja wróciłam do mojej firmy i tyle. Ale jak wiadomo, ziarno co padnie na żyzną glebę, kiełkować zaczyna.
I wyrósł mi taki najpierw mały chwast, potem rozrósł się do krzaka, żeby w ostateczności stać się sensownym drzewem. (Ale napisałam, no niech będzie. Ten chwast, tak dla zobrazowania to w takiej porządnęj głębokiej dżungli amazońskiej rósł. Że niby moje myśli i ich toki to nie takie znów proste są).
No i ja tak sobie tkwiłam w tym gąszczu. Najpierw postanowiłam, że język. I że wystartuję za rok, czyli w 22. Ale wiadomo jak jest. Aaaaaa, mam czaaaas... W między tak zwanym czasie zaczęłam mocno odwodzić Kudłatą od chęci podjęcia studiów w dawnej ojczyźnie. Choćby z tego względu, że koszty zbyt wysokie, brexit i inne kłody. Nie wspominając o rozłące z Zięciuniem. Wspomniałam o moim planie też. Gdzieś w okolicy maja, Kudłata zakomunikowała, że idzie na studia  tutaj. To ja przypomniałam, że ja też, ale że ja za rok, na co dostałam w łeb rozkazem, że nie, mam iść teraz i koniec. Posłusznie złożyłam aplikację i potem już poszło. Zostałam przyjęta wstępnie, po czym interview miało określić, czy będą ze mnie ludzie i rozstrzygnąć o ostatecznym przyjęciu. Tuż po interview złożyłam aplikację o kredyt studencki na czesne, bo mnie straszyli wszyscy, i na stronie widnieje informacja, że rozpatrywanie aplikacji trwa 6-8 tygodni. Dostałam ten kredyt w 24 godziny. Oczywiście, gdyby mnie nie przyjęli, zostałby anulowany, ale tak naprawdę od niego uzależniałam pójście na studia. Bo jednak na czesne z własnej kieszeni, to mnie nie stać. 
Interview skończyło się słowami: "do zobaczenia na kampusie", więc nadzieję miałam. 
Kiedy przyszedł mail z informacją, że moje konto aplikacyjne zostanie usunięte, bo mam miejsce na uniwersytecie, popłakałam się. Przez cały dzień czułam ogromną euforię, radochę i siłę. To nie minęło, ale nabrało raczej kształtu. Teraz skupiam się na angielskim, bo nie będzie przeproś. 
No i najważniejsze w tej chwili. Odchodzę z mojej pracy. W środę będę dzwonić w sprawie nowej/starej, bo idę, a raczej chcę iść do tej, w której wszystko się zaczęło. Z tego względu, że tam będę mogła, o ile nic się nie zmieniło, pracować w trakcie studiów, czyli wyrabiać moje part-time.
A co mnie popycha? To, że nie będę młodsza. To, że jak nie spróbuję, to się nie przekonam. To, że inni mogą, a ja nie? To, że może zasłużyłam na trochę normalności. To, że nie chcę kiedyś powiedzieć, że przegrałam własne życie. To, że mimo starty najlepszych lat mam jeszcze szansę. To, że jak sobie sama nie wezmę, to nikt mi nic nie da. I dlaczego ciągle mam żyć na skraju i myśleć, że nic nie jest warte to moje życie, a ja już jestem stara? Stara to jest dupa! Bo zębów nie ma!
No i to by było na tyle w tym momencie. Ale jestem pewna, że będę zanudzać tym tematem jeszcze długo :)


środa, 4 sierpnia 2021

[470]. Tadaaaammmmm!!!!

[Werble]
[Wchodzę cała na czarno] 
[oklaski]

Dostałam się na studia.
Dostałam kredyt na czesne w ciągu jednego dnia, mimo że trwa to zwykle 6-8 tygodni.

I już nie wiem, czy jestem bardziej szczęśliwa, czy bardziej przerażona, bo teraz to ja muszę i angielski i matmę i fizykę. 
I nie wiem, czy będę dobrym inżynierem.
I nie wiem, nie wiem nic.
Ale cieszę się bardzo. Popłakałam się, jak dostałam maila.

Teraz muszę zmienić pracę. Obczaić drogę na uniwerek. 
I w ogóle się ogarnąć.

Żeby całość nakreślić, to powiem jeszcze, że na studia dostała się też Kudłata. W zupełnie innym mieście, zupełnie inny kierunek i będzie mieszkać w akademiku.

Jak skończę licencjat, to na studia pójdzie Młody. 

Circle of life.

Wszystko znalazło swoje miejsce.