poniedziałek, 28 czerwca 2021

[467]. Odwagi, Mała!

Tak sobie mówiłam w myślach.
Ale po kolei.
Pojechałam do konsulatu, bo przecież paszport. Tak, ciągle nie mam zgody. Ale status mus wyrobić, więc jak zwykle na ostatnią chwilę. Bo przecież termin mija 30.06. Ja nie dam rady?
Wizytę w konsulacie załatwiła mi szybko pani wice-konsul z Lądka, po krótkiej mailowej korespondencji.
Na szybko. Zrobiłam co trzeba, dostałam pismo, że nie mogę wyrobić dokumentu i wróciłam do domu.
Mój tłumacz ekspresowo przetłumaczył pismo i w sobotę już miałam je u siebie z pieczęciami jak należy.
Jutro wysyłam papiery. 
Ja nie dałam rady? No proszę..
Wróciłam z Birmingham i z nerw położyłam się spać, bo Młody dał mi do wiwatu, uzewnętrzniając wszystkie geny, które niestety odziedziczył. Nie moje. Moment sobie znalazł.
Wstałam i napisałam do kumpla, że jadziem. Bo on miał mnie tam zawieźć, po czym ja miałam za nim się kulać do domu. No i pojechalim. 
Odebrałam samochód, wykupiłam na kolanie w samochodzie ubezpieczenie i wróciłam do domu. Za kumplem. Jadę se obwodnicą i tak sama do siebie (przepraszam za słowa): Chuj, i tak nie wiem gdzie jestem. Ale dojechałam. Przytarłam co prawda cacko o krawężnik z lewej strony, ale kij tam. 
Samochód pięknie jedzie, w dobrym stanie, co prawda ptaki mi go naznaczyły, ale musi chwilę na myjnię poczekać. Nie jestem gotowa psychicznie na to. Wystarczy, że dzisiaj zatankowałam i wybrałam się w podróż po okolicy.
Jak tu jest pięknie! Tuż za granicą miasta! Tylko wiedziałam, że fiesta by stykła, bo trafiliśmy na dróżkę, na zasadzie kij, jedziemy prosto, gdzie mijać się z czymś jeszcze to bym się nie odważyła. Tak szczerze to modliłam się, żeby nic nie jechało z naprzeciwka. I przejeżdżam pod mostem a tam BMW... Pan wycofał ładnie, bo jeszcze nie wjechał do tunelu, ale powiem  Wam, że ciepło mi się zrobiło, chociaż nie jechałam szybko. A potem przypomniałam sobie, że tu nie Polska. No i wróciłam do domu. Nawigacja wchrzaniła mnie na te obwodnice, których chciałam uniknąć i myślałam, że mnie poprowadzi tak jak w drugą stronę, ale radość była wielka, jak w końcu mogłam krzyknąć: wiem gdzie jestem! Bez chuja, bo Młody siedział obok.
Auto dostało nowe dywaniki, zapach, holder do telefonu, wtyk do ładowania do zapalniczki, jutro przyjdzie kabelek do aux i chyba będę musiała...wymontować radio, żeby dostać się do złącza. 
No więc następna podróż do odkurzacza, bo pod dziurawym dywanikiem była piaskownica i liście, i na myjnię.

A dzisiaj zrobiłam drugi obiad z boksa. Prosty, ale jaki pyszny! W szoku był nwet ten malkontent, Młody, i powiedział, że te boksy to coś super jest. 
Jutro będzie linguini pieczoną papryką i bakłażanem. 
Jestem zachwycona.
A kuchenka śmiga jak nie wiem. Już się uwielbiamy. To znaczy ja ją, a czy ona mnie, to nie wiem. 

czwartek, 24 czerwca 2021

[466]. A żeby...

 ..nie było nudno, to opowiem Wam co u mnie.
Samochodu nie ma. Jeszcze. I będzie nie ten. Może już jutro. Jak zdążę wrócić z konsulatu. Zobaczymy.
Ale to akurat mój najmniejszy problem. Chociaż w sumie nie wiem, bo jak go znalazłam poprzez Kudłatą, to, no trochę, się zdziwiłam. Bo najpierw mi pokazała szybko na telefonie, potem dokonałam zaklepania, a potem wyszukałam se po tym co gdzieś mi mignęło i wyszło mi, że fiesta. Co, dodam, potwierdziła Młoda! No to akurat na zakupy, wszędzie się zmieści... Taaa. Pojechałam na miejsce obejrzeć na żywo i się rozglądam za tą fiestą, co mi Młoda przytaknęła. No i znalazłam. Focusa. C-max. Czyli duże toto. Ale spoko. Lubię duże auta.
Ale to to tylko przygrywka.
Bo w zeszłą sobotę stała się tragedia. 
Wróciłam ze sklepu, nastawione chleby wyrosły pięknie, nic, tylko wstawić do piekarnika.
No to ciach, włączyłam i wychodzę z kuchni. Ale tak siódmym zmysłem i kątem oka zauważam coś dziwnego, odwracam głowę i myśl mnie przebiegła po zwojach: "o! mam światełko w piekarniku!"
Pół kroku dalej przyszła riposta "krówa! ja NIE MAM ŚWIATEŁKA W PIEKARNIKU!!!!!".
W te pędy ratować co się da*, ale się nie dało. W sensie spaliła się żywym ogniem grzałka, coś tam odpadło, no i chooj. Chleb do wywalenia. A ja przez cały tydzień nie mam na czym se zrobić jedzenia, bo dopiero w sobotę będzie nowa. Ehhh...
A żeby było śmieszno bardziej, to dałam się namówić na box z produktami na obiady. Taka akcja, wybierasz konkretne przepisy, a oni przysyłają wszystko, co do zrobienia owych potrzebne. Warzywa, mięso, przyprawy, makarony itd. I tak, moja paczka już przyszła wczoraj. Musi poczekać do soboty. Kosztowo, jakby kto pytał, to pięć obiadów dla dwóch osób to niewielki koszt, bo tylko 4,5 funta z wysyłką za jeden obiad. Odpada mi targanie miliona rzeczy ze sklepów. A już zupełnie nie muszę się martwić, że o czymś zapomniałam.
No to idę. 



*Tak szczerze, to marzyłam o tym, żeby się zepsuła. Bo to była jedna wielka porażka. Krzywa i nie grzała jak trzeba. Czekam na nową, będę testować i piec, piec, piec...