Nie będę powielać tematu, bo zgadzam się z nimi. Znam wielu nauczycieli i sama prawie się nim stałam. Wiele z tych osób nie zamieniłoby swojej pracy na inną.
Ale opowiem moją niefajną przygodę z nauczycielką.
Młody poszedł do zerówki w szkole. Sytuacja zmusiła mnie do tego, poza tym reforma szkolna, która wkrótce potem się zmieniła, mówiła, że już się nadawał. Poza tym jest nad wyraz inteligentnym człekiem, ma charakter po mnie i jak coś wie, to będzie nawijał o tym długo i namiętnie, choćby już słuchacze spali. A wie bestia dużo, o rzeczach, których dzieci w jego wieku nie wiedzą. Bo zadaje dużo pytań, bo czytam mu mnóstwo książek, bo jest zainteresowany. Zakres przyszłych wykonywanych zawodów ma taki, że nie zginie. Przetrzyma wszystko. Przebranżowi się w trymiga.
I ten mój syn trafił do szkoły.
Pierwsza rozmowa z panią wyglądała tak (monolog):
- z tym to niech się nie bawi, bo to niedobry chłopak
- tamten to okropny dzieciak, patologiczna rodzina, był w domu dziecka, w trzech rodzinach zastępczych, wrócił do domu teraz, ale lepiej niech się z nim nie bawi
- tamte dwa chłopaki to największe rozrabiaki, jak się we dwóch dobiorą...
I tak poznałam całą grupę, bo Młody poszedł do szkoły od października.
Pani została poinformowana o sytuacji rodzinnej i to był chyba błąd.
Po czym następne miesiące wyglądały codziennie mniej więcej tak:
- Młody dzisiaj był niegrzeczny, bo ciągle gadał.
Powiedziałam, że jeśli nie może przestać gadać, wystarczy powiedzieć mu, że ma już skończyć.
- Młody chodzi po kałużach/płotach
- Młody uderzył Kubę
Ale nie wie, że to Kuba najpierw przywalił Młodemu. A zapytałam obu jednocześnie, po czym Kuba przyznał się, że to jemu się nudziło.
- Młody siedział pod stołem.
Ale szczyt wszystkiego to było: Młody zbierał patyki, a ja mu nie pozwalałam, a on mówił, że dla taty zbiera. Proszę pani proszę iść z nim do psychologa, bo to na pewno jest problem w domu, bo on te patyki tak zbiera. Wyjaśniłam jej w czym rzecz. Zawsze to robił, to i teraz robi.
I tak codziennie.
Ponieważ słuchałam codziennie takich śpiewek nie tylko do mnie, ale do każdej przychodzącej mamy/babci/taty, uznałam, że pani sobie zwyczajnie nie radzi. Podsłuchałam też (wiem, brzydko) jak rodzice proszą ją o to, żeby ich dzieci były pilnowane i robiły zadania, pisały literki, rysowały. Bo zasada była taka: kto chce to robi, kto nie chce to nie musi. Pani siadała na środku rzędu ławek, koło niej siadały cztery dziewczynki i pani z nimi pracowała. Zaczęłam się temu sprzeciwiać. Powiedziałam jej, że więcej nie życzę sobie książek do uzupełnienia w domu, bo Młody ma to robić na zajęciach pod jej okiem. Pani powiedziała, że ona nie może zmusić dzieci do tego, żeby robiły zadania. Powiedziałam, że nie trzeba zmuszać. Wystarczy sprytnie zachęcić. I że ja tak robię w domu. I że nie życzę sobie mieszania spraw prywatnych i zasłaniania nimi swojej niemocy. Bo Młody wie wszystko, podzielił sobie świat na dwa domy i dużo o tym rozmawiamy. Pani obraziła się na mnie bardzo. Przestała nadawać. a Młody przestał się nudzić w szkole, bo powiedziałam mu, że jak ma takie plany zawodowe, to musi się dużo nauczyć, czytać, pisać, liczyć..
Drugą panią była pani od angielskiego. Ta pani nie skarżyła, ale okazało się, pod koniec roku szkolnego, że młody nie uczestniczył w zajęciach ANI RAZU. Siedział na dywanie i bawił się samochodami. I wcale mu się nie dziwię, kiedy pani bierze książkę i do 5-6 latków mówi: otwórzcie dzieci na 80 stronie...
Za to na koniec zapunktował. Bo pani coś tam mówiła do dzieci, o coś zapytała po polsku i usłyszała odpowiedź całym zdaniem po angielsku, dochodzącą z dywanu, od dziecka nawet na nią nie patrzącego. Ostatni miesiąc Młody był jej ulubieńcem, a ona nie mogła dojść jak to jest, że on umie, a inne dzieci nie.
O katechetce nie wspomnę, bo się zdenerwuję i nie będę mogła spać. Ale napiszę niedługo jak stałam pod drzwiami i podsłuchiwałam, jak klasyczny moher prowadzi lekcję.
I bynajmniej nie wybielam wielkiego gaduły. Pani zwyczajnie nie nadawała się do tej pracy, bo wszystko było dla niej problemem.
Jedyną osobą w tamtej szkole, którą WSZYSTKIE, bez wyjątku, dzieci kochały, była pani woźna. Dla wybrańców miała lizaka. Dostała więcej kwiatów na koniec roku niż niejeden nauczyciel. Sama miałam ochotę ją wyściskać i przytulić się do niej.
Na dziś:
Coverdale/Page - Take Me For A Little While
Lubię głos Coverdale'a. Od czasów, kiedy usłyszałam pierwszy raz Whitesnake. Razem panowie stworzyli całkiem fajną płytę.
Na dziś:
Coverdale/Page - Take Me For A Little While
Lubię głos Coverdale'a. Od czasów, kiedy usłyszałam pierwszy raz Whitesnake. Razem panowie stworzyli całkiem fajną płytę.