niedziela, 17 września 2017

[350]. AGD

Żeby nie było, że tylko narzekam. Mam w końcu pracę, mam co jeść, jakoś daję radę. Nie jest źle.
Grzybków suszonych już troszkę mam. Kani ciut się najadłam. Jeszcze czuję niedosyt, ale mam nadzieję, że jeszcze nie koniec sezonu. Bo znalazłam genialną radę i przepis na kanie. Schabowe to swoją drogą, ale jeszcze jako dodatek do sosów. Właśnie obczaiłam młynek do kawy, bo potrzebny do tego.
A jeśli już o AGD chodzi, to mam z tym ostatnio dużo zamieszania.
Bo najpierw padła pralka. Urwały się sworznie, coś się zmieliło i koniec. Kupiłam używaną, od koleżanki. Jestem nią zachwycona, tą pralką.
Teraz padł odkurzacz. W sumie jego czas już był, bo miał jakieś 25 lat. Swoje fanaberie też miał, ale dzielnie straszył koty, a i na końcu ulicy wiedzieli, że odkurzam. Trudno, nastała cisza. I miotła. Co nie jest dobrym rozwiązaniem na dłuższą metę, bo rozpoczynamy odczulanie Młodego na roztocza. Także ten. Więc zanabyłam w necie kolejnego zelmera. Elfa tą razą, może ciut cichszy będzie.
Po odkurzaczu zaczyna odwalać suszarce. Mutację przechodzi i ma jakąś niestrawność. Znaczy coś się jej pali, ale jeszcze nie wiem co.
No i na koniec trzeba dodać, że komputer zaczyna żyć własnym życiem, a raczej nie żyć czasami.
I wiecie co?
Wcale mnie to nie skłania do lamentów: co jeszcze? czemu ja?
Ot, zwykła wytrzymałość rzeczy. I tak długo służyły.
I teraz po jednym szalonym tygodniu zaczynają się następne. Wywiadówki, spotkania organizacyjne, zebrania. Muszę w to wsadzić jeszcze siłownię i basen. I czas na odpoczynek. I rozrywkę.

Tak więc idę robić gołąbki, a Was zostawiam z moim ulubieńcem, który zagra mi za tydzień w Łodzi.

Na dziś:
Sully Erna - Don't comfort me


sobota, 9 września 2017

[349]. Plany

Zawsze sobie powtarzam, że jak coś planuję i chcę, żeby się udało, to nie mogę nikomu zdradzić czego chcę.
No i roztrąbiłam te Bieszczady, już witałam się z gąską i...doopa.
Na Bieszczady, po skrupulatnym przeliczeniu budżetu nie starczyło kasy. A to temu, że alimenty wpływają jak chcą, a w sierpniu tak bardzo nie chciały, że nie mam ich do teraz. Obeszłam się więc smakiem, wmawiając sobie, że nawet jak posiedzę w domu to będzie fajnie. Pojechałam jednak do Sis, tam se posiedziałam. I było fajnie.

Mebli ciąg dalszy nastąpił.
Zostałam zrobiona w jajo, żeby nie powiedzieć dosadniej, i jest to trzeci raz w do trzech razy sztuka.
Podjęłam dość karkołomną decyzję w związku z tym, ale o tym za chwilę.
Kolega nie wywiązał się, więc zrobiłam co mogłam: rozpisałam sobie mebelki na czynniki pierwsze, gdyż mój młody bez biurka został. Chciałam całość zrealizować z tak zwanych odpadów, choć to są ogromne kawały płyty meblowej, które są wywalane.
Szef, który już dwa razy zrobił mnie na szaro, nie zgodził się na te odpady tymi słowy: nie będziesz rzeźbić z resztek, prześlij mi to, zrobię ci te meble.
Jak rzekł tak zrobiłam.
Po czym dwa dni temu dowiedziałam się, że on myślał (miał rozpiskę i rysunki!), że tego jest mniej i że...muszę zapłacić za materiał. Bagatelka. 4 cyfry. Na raty, premią, chooj wie jak, dowiem się 29 września.
Ale ponieważ mało mnie szlag nie trafił z okazji swojej naiwności, postanowiłam zagrać vabank. I tego 29 będzie jatka.
Dołożył się do tego drugi szef, który mnie załamał kompletnie wczoraj. Zadał mi pytanie czy umiem dobierać urządzenia. Spojrzałam na niego z miną, która mówiła: co ty do mnie mówisz?? I zapytałam: Serio? Pan mnie pyta czy ja to umiem? Mnie? Niech mnie pan nie załamuje... A co ja robię od dwóch lat?? To jakiś żart jest???
Mina jego bezcenna. Wydaje mi się, że on nie miał zielonego pojęcia co ja w tej firmie robię...
Coś we mnie pękło. To skłoniło mnie do przemyślenia sprawy i podjęłam decyzję, że na 29 będę miała już propozycje pracy gdzie indziej. I postawię im ultimatum. Może to bezczelne, ale nie ryzykuję niczym. I mam w końcu nadzieję, że spełnią się kilka miesięcy temu złożone obietnice. A jak nie, to cóż, zmienię branżę.
Bo nie chcę się martwić, że alimenty mi znowu nie wpłynęły...


Na dzisiaj:
Amnezja i Natalia Sikora - Stany