niedziela, 30 sierpnia 2020

[446]. Wporzo

 Ręka zrośnięta, gotowa do użycia, eksploatowana w trybie normalnym. To tak jakby ktoś pytał.

Żyjemy sobie, czekamy na decyzję tutejszego czegoś na wzór wydziału oświaty, w sprawie wybranej przez nas szkoły. W razie czego wiemy już gdzie mundur, za ile i jaki on. Krawat, koszula, marynara. I inne. Na przykład na wf takie same wszyscy mają. Obuw tylko można indywidualnie, ale też bez szaleństwa. No zobaczymy. Na razie czekamy.
Czekamy też na inne rzeczy. Cierpliwi jesteśmy, to się doczekamy. 
W pracy leci, był mały straszek i stresik, bo zwolnienia, ale okazało się, że polecieli kosztowo, nie po zarabiających na ten biznes. Wobec czego po stresującym początku tygodnia przyszedł czas na długi weekend. 
Ogólnie biznes piekarniczy w offensywie, zaraz skończy mi się wór mąki, czas zamówić następną. Takie bagatela 25 kg. A że przeszłam już zupełnie na tutejszą to już nie ma stresu. Młyn niedaleko. Tylko biedny kurier się nanosi..
Oprócz piekarnictwa właśnie się wkopałam i jutro zaczynam przygodę pierogarską. Ruskie i mięsne. Zobaczymy jak to wyjdzie. Na razie jedna papla w firmie rozchlapała, że będę robić i już prawie mam zamówienia. A pierwotnie postanowiłam, że nie, bo mi się nie chce...
Zresztą zaczynam być rozpoznawalna. Pogaduszki przy automacie: a to ty pieczesz te chleby? No ja. No tak myślałam, że znam cię. Miłe, hłe hłe.
Ale lepsze było pójście do toalety. Łapie mnie gościu jak już wracałam i pyta: to pani piecze te chleby? No ja. To ja chcę dwa na sobotę, jeśli można. 
Podoba mi się to. 
Poza tym wszystko wporzo.

niedziela, 2 sierpnia 2020

[445]. Taki gips

Zdjęty.
Śruby, a raczej gwoździowate wykałaczki o kształcie imbusów też wyjęte. Na żywca.
Ręka się zrosła, ale teraz trzeba to ruszać i używać. W zestawie orteza, którą zakładamy tylko na noc.
Za trzy tygodnie kontrola.
Teraz przede mną tydzień urlopu, bo tak zwany shutdown. 
Dzisiaj za to wykonałam misję IKEA. Pojechałam znaczy po wyprawkę dla dzidziusia.
Nie nie, babcią nie będę, to dla koleżanki. 
Przy okazji...popłynęłam. Jak to w niebieskim. Znaczy a to dywanik do łazienki, a to słoiczki, a to słoiczki nr dwa, a to lampki do biurka, a to prześcieradła, szczotka do mycia słoików, a to dzbanek do herbaty.
I tak się powstrzymałam.
Ale wiem, że to nie ostatni raz. 
Poza tym co, piekę mój żytni chleb na potęgę. Wypróbowałam już tutejszą mąkę i jestem zadowolona. Mam już swój młyn, zakwas, który dobrze żre i rośnie. Ludziska lubią mój chleb.
I tak o.
Żyjemy, leniuchujemy, zdrowiejemy i za chwilę będziemy szukać szkoły.