czwartek, 20 stycznia 2022

[484]. Tak bardzo chciałabym..

Tak bardzo, ciuchutko, bez narzucania, w kąciku, pod miotłą...
Tak troszeczkę tylko...
Ze dwa dni nawet...
Tak, żeby nikt mnie nie widział, niczego ode mnie nie chciał...
Ale przede wszystkim, żeby nie wpadały mi do głowy durne pomysły!
No bo to było tak.
Że piekę, wiadomix.
Że plany w jakieś tam były.
No ale chciałam jeszcze poczekać chwilę.
No bo wiecie, to jednak trzeba ogarnąć księgowość, co można co nie, jak to robić, jak rozliczać. No i tak się szykowałam, zastanawiałam i...
No i w sumie będę prowadzić księgowo trzy firemki. Moją osobistą, którą założyłam, bo chciałam zobaczyć, czy przejdzie online i dlaczego nie przeszło kumpeli. Jejże, bo się wahała, wahała, namówić nie można było, żeby zrobiła certyfikat na żywność, aż nagle sru, polaczki doniosły, kontrola w domu, ale nie jak polski sanepid, tylko mili państwo, powiedzieli co i jak trzeba, co zrobić i poszli. Wtedy rejestracja nastąpiła w trzy sekundy, rezygnacja z pracy w cztery, a chwilę potem usłyszałam w słuchawce: to przez ciebie się zdecydowałam, to teraz ogarniesz mi papiery, bo ja nie umim. 
W sumie powinno być dzięki tobie, a nie przez ciebie, ale wybaczam. W końcu nie umi.
No i że tak powiem zostałam księgową. Teraz wypada zrobić podstawowy kursik, żeby to pociągnąć, chociaż tego się nie boję akurat. No ale.
I jeszcze trzecia firemka, Kaczka Szczęściara. Zięciunio. Pstryk i jest. A namawiać trzeba było pół roku jak nie lepiej.
W ciągu tygodnia zostałam księgową.
No i żeby zainaugurować działalność, dzisiaj wpadło zamówienie na tort...
Pięknie, nie?
To zrobiłam se zakupy biurowe, bo jakoś trzeba to ogarnąć.
O reszcie wydarzeń napiszę jutro, albo niebawem.
***
Covid poszedł se dość szybko i oprócz efektów ubocznych w postaci zasiedziałego tyłka, zwanego płaskodupiem, co za tym idzie zadyszką, po przejściu kilkuset metrów nie mam żadnych powikłań, ani problemów.
Szkoła zaczęta, 
Jest fajnie.
Ale ja to bym se tak w kątku...dwa dni chociaż...

środa, 5 stycznia 2022

[483]. Na ten Nowy Rok..

No to witam się z Wami po Nowym Roku, w Nowym Roku, po urodzinach, w urodziny ukochanego Radia 357.
I wiecie co, jak rozpocząć rok, to przecież nie zwyczajnie. Bo po co.
No to zaczęłam z hukiem! A raczej z kaszlem. Osłabieniem, No wiecie, zwyczajne przeziębienie.
1.01 spamowałam jak co roku, heheszki, dzień przy radiu na Topie. Wieczorem stwierdziłam, że nie chce mi się iść 2.01 do pracy. Chociaż biłam się z myślami.
W końcu koło 23 napisałam maila, że sorki Winnetou, ale na mnie nie liczcie, chora, przeziębiona, ale test negatywny.
Oczywiście to była ściema z tym testem.
A generalnie to było tak, że we wtorek byłam w pracy, w siedlisku antyszczepów i kretynów, niestety, w takim miejscu pracuję. W piątek natomiast przyszedł gościu wymienić mi skrzynkę prądowną, bo tamta to chyba pamiętała Rycerzy Okrągłego Stołu. A przynajmniej Robin Hooda.
I facio cały dzień miał otwarte drzwi na klatkę, bo tamoj rozłożył się ze sprzętem.
Ok, nie było zimno jakoś mocno, ale generalnie kiedy nie działa ogrzewanie a drzwi masz otwarte to raczej ciepło nie jest. Wpadła kumpela pofarbowała mnie. Facet włączył prąd, zmyłam łeb, ale wyłączył znów. I nie było jak wysuszyć. A po nogach ciągnęło.
W końcu ok, zrobione, więc szybkie zakupy i po powrocie do domu tak mi się spać zachciało. Tak jakby bateryjka się wyczerpała. Przzespałam się. W miarę ok, ale wieczorem już mnie zaczęło łapać gardło. No i ok, aspirynka, łóżko, luzik. Rano wstałam rześka i gotowa na spam. I tak z godziny na godzinę coraz gorzej. Ale ciągle przeziębienie. Smak i węch mam.
W niedzielę siedząc przy jakimś filmie stwierdziłam: a, pierdyknę se test, zobaczymy. I....niespodzianka.
No to pojechałam na test PCR. W poniedziałek wieczorem potwierdzenie. No trudno.
Siedzę więc w domu, Zaliczam drzemki bez wyrzutów. Oglądam filmy, seriale i cóż.
Przypuszczam, że gdyby nie dwie dawki, byłoby masakrycznie. 
Musiałam niestety przesunąć trzecią. Ale co się odwlecze..
Bądźcie zdrowi!