środa, 27 lutego 2019

[399]. W pracy na imieninach.

Dwa dni w domu, bynajmniej nie przeleżane brzuchem do góry. Między aspiryną, a piekarnikiem, między sufitem a termometrem.
Wróciłam do pracy.
Wszyscy pytali jak Młody, czy wszystko ok, bo może jeszcze nie powinnam wracać.
W pewnym momencie zamieszanie się zrobiło, ja z głową w papierach, a tu podchodzi Szef i mówi:
- Ty sobie nie myśl, że się jakimiś chorymi dziećmi będziesz zasłaniać, my nie odpuścimy.
.
.
.
I wszyscy, łącznie z drugim szefem w słuchawce odśpiewali mi gromkie sto lat, wręczyli bukiet tulipanów i butelkę wina, wyściskali i życzyli tyle fajności, że musi się udać. Każdy też dostał od Szefów po pysznej babeczce.
Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy to się zaczęło, bo oni się śmiali ze mnie i sami byli zaskoczeni, że dałam się tak zaskoczyć.
Powiem Wam, że mam skarb.
Późniejsza rozmowa z szefem to wisienka na torcie, ale to już moja tajemnica.
W każdym razie wątkiem przewodnim jest:
- nie zostawiaj nas
- nie chcemy, żebyś odchodziła
Ale dzisiaj doszło do tego:
- jeśli coś pójdzie nie tak i wrócisz, to pamiętaj, że tu masz swoje miejsce zawsze i my cię chcemy jakby co.

Nie wierzę w to wszystko, a to się dzieje.

wtorek, 26 lutego 2019

[398]. Wieści z pola boju

Katastrofa.
Takie piękne słowo.
W sumie, po kilku dniach nerwów, domysłów, pomysłów, wycen, prucia sufitu, kąpieli u sąsiadki, prawie nastał pokój. Spokój. Ład i porządek.
Prawie.
Piekarnik, wyczyszczony przeze mnie na glanc, dostał nowe serce. Grzeje jak marzenie. Jutro zapiekanka.
Piec od wody jutro dostanie swój przeszczep. Mam nadzieję na długa gorącą kąpiel przy świecach z pianą i szampanem.
Żartowałam.
Wystarczy mi ciepły prysznic.
A kaloryfery, cóż. Też za kilka dni przestaną zalewać sąsiadkę.
Najlepsze jest to, że padły zawory. Bo w sumie nie powinnam zakręcać i odkręcać grzania.
Bo takie dziadostwo było, że w końcu padło.
Nie powiem Wam słowa o jakości remontów wykonywanych kuzynem, wujkiem, mężem kuzynki siostry wujka Zdzicha. O tym, że pic na wodę fotomontaż. O tym, że każdy może być budowlańcem.
Na ten przykład pan z ogłoszenia, który wyznał, że takie tam remonciki to jego artystyczne hobby.
Albo o tych, co kładli sufit. Że zapomnieli o porządnym wypełnieniu watą, a tam gdzie było za cienko poupychali kawałki styropianu, albo nie położyli folii izolacyjnej. Takie tam szczegóły.
Teraz, po tych kilku latach wychodzi wszystko, jak trup z ziemi. strach dotknąć się czegokolwiek.
No ale najlepsze jest to, że padł mi Młody.
Tak padł, że dwa dni spędziłam z nim w domu, praktycznie przy nim siedząc i sprawdzając czy oddycha i jaką ma gorączkę. Pierwszy raz był w takim stanie.
Ale już zaczyna kozaczyć, więc jutro wracam do pracy.
Znaczy: wszystko przemija. Katastrofy z wielkich stają się malutkie. Mega problemy robią się tycie.
A cała reszta jakoś daje radę.
I najlepsze w tym wszystkim jest to, że masz gdzieś obok świetnych ludzi. Sąsiadkę, która udostępni swoją łazienkę.
I szefa, który wiezie Cię przez miasto do domu, bo uważa, że nie możesz czekać na autobus, bo on stwierdził, że to za długo 20 minut. I pyta czy masz na taksówkę, którą jedziesz potem do lekarza.
Chyba nie jestem aż tak złym człowiekiem, skoro świat się do mnie tak uśmiecha.


czwartek, 21 lutego 2019

[397]. Seria niefortunna.

Od samego rana się zaczęło.
A właściwie nawet nie. To już kilka dni temu.
Przestał grzać bojler. Ten, przez który czułam się jak Koncertowa Idiotka. Tak tak. Ten sam, dziad jeden.
Odmówił grzania wody. Koniec. Szlus. Zimny wychów. Studnia. I takie tam.
Moje podejrzenia padły na: a) zakamieniałe rurki (wymienniki ciepła), b) zapchane dysze, c) spitolony czujnik. A może wszystko na raz. Okaże się to jednak dopiero w sobotę, bo fachowiec przyjedzie.
Ale to jeszcze nic.
Młody mi się rozleniwił. Bo szczepienia, bo katar, bo kontrola u chirurga. I tak raz w szkole był, raz nie. I dzisiaj nagle mi pisze: zaczytałem się i nie poszedłem. Ożesz ty dziadu jeden, furia we mnie wstąpiła. Nie mogłam się drzeć do słuchawki w pracy, więc pisałam soczyście, ale ostrzegłam koleżanki, że jak będą wiadomości z ostatniej chwili, to będę ja i mogę nie przyjść jutro do roboty.
Poszedł do szkoły.
Ale to jeszcze nic.
Chwilę później dostaję smsa: czy u Ciebie coś się rozlało w salonie? Mam mokry sufit.
No jasna cholera!
Widzę oczami wewnętrznymi zalaną łazienkę, kuchnię, bo tam mi się zapycha i może coś lecieć, Młody nie zakręcił, zepsuł. Ale w salonie??
Sprawdzone. U mnie sucho.
Ale przypomniało mi się, że rury od kaloryferów idą pod panelami. Znaczy tak mi się wydawało.
Wizja wynoszonych gratów z pokoju, rozbieranej podłogi i wymiana rur, bądź ich uszczelnianie przyprawiła mnie o ból wszystkiego.
Jechałam do domu zrezygnowana, bo wszystko zrobiło konkursowe jeb w jednym momencie prawie.
Ale okazało się, że moje rury od moich kalafiorów idą pod sufitem sąsiadów. Czyli pod regipsem i uszczelnieniem i wygłuszeniem.
Wiecie co?
Ja chcę stąd uciec. Już dość. Już nie chcę.
Boję się.
A o piekarniku wspominałam? Że przypala papier do pieczenia po 10 minutach? Nie? to pewnie przez moją sklerozę.
A o sterowniku do pieca? Że pewnej pięknej niedzieli odmówił współpracy z całym światem i strzelił focha na czarno? Dobrze, że w zanadrzu był stary, świrnięty, ale działający. Bo byśmy pomarzli. Mielibyśmy takie kilka dni z życia jaskiniowców. Można by było porzucać w dinozaury. Ekogroszkiem.
Tak więc nie zadaję odwiecznego pytania, które następuje w nagromadzeniu takich niefortunnych przeciwności.
Bo wiem, że świat odpowie:
A masz!

wtorek, 19 lutego 2019

[396]. O matko! Jak ten czas leci!

Dopiero co był styczeń.
Już połowa lutego. Bliżej niż dalej. Bardzo bliżej nawet.
Niedługo sprawa. Niedługo podróże, małe i duże.
Niedługo.
Na razie skończyły się moje trwające dwa miesiące ferie. Przechorowałam jeden weekend i kilka dni tygodnia.
Ciągle nie mogę wyjść z podziwu, że istnieją tacy ludzie jak moi szefowie. Jak moi Szefowie.
Dlatego postanowiłam, że rozstanie będzie zapamiętane.
Co prawda ciągle namawiają mnie na pozostanie i że bardzo by chcieli, żebym została, ale życzą mi powodzenia i spełnienia marzeń. Naprawdę.
A ja..
Walczę z tarczycą, lenistwem, wagą, samopoczuciem, nerwami.
Układam sobie powoli plany, robię porządki i cierpliwie czekam.