środa, 7 sierpnia 2019

[415]. Z ostatniej chwili.

Poza pracą mam już mieszkanie. Tak z 10 minut drogi od pracy. Nie jest docelowe, ale w tym momencie jest idealne.
Mam też konto w banku, które sobie założyłam. Sama. Znaczy z panią Bankierką.
Mam też takie dni, że do przerwy nie rozumiem ni w ząb co do mnie mówią. A po przerwie jest pstryk, coś zaskakuje i przynajmniej wiadomo o co chodzi.
Albo sobie mnie wysyłają w kosmos, a ja stoję w tym kosmosie i czekam, a potem przypominam sobie co mam powiedzieć, i najważniejsze - jak! A na koniec zaś okazuje się, że to była zmyła i troll, do którego miałam zanieść garniec ze złotem stał akurat kilka metrów ode mnie, kiedy mnie wysyłali w misję.. Bo on serio wygląda jak troll. 
Jutro natomiast wybieram się w misję i załatwiam najważniejsze - numer ubezpieczenia.
I na razie to koniec trudnych zadań.
Miałam też przewiane plecy.
Ponieważ to nie jest kraj dla płaskoziemców, mamy tu pod górkę i z górki. A że chodzenie zalicza się do sportu, a ja ciągle chcę schudnąć i nabrać formy, a przynajmniej pozbyć się zadyszki, i do tego nie umiem powoli, to się zgrzałam. W domu zdjęłam plecak i trach. Jak mnie złapało lumbago, jak mnie wygło, to myślałam, że skamienieję w jednej niebolącej pozycji i będę udawać ogrodową rzeźbę.
No to był strzał, z fajerwerkami. Ratując się tabletkami i rozgrzewaniem, jakoś dotrwałam do poniedziałku, a tu w poniedziałek do pracy. 
Przeżyłam. Jeszcze czuję czasem jak mnie rwie, ale teraz to już pikuś. Muszę tylko uzupełnić zapas tabsów. Na wszelki.