piątek, 23 lutego 2018

[355]. Szpital

No to czeka nas w przyszłym tygodniu. Młody kładzie się na dwa, trzy może dni. Taki mały problem, który mógłby być wielkim w przyszłości.
Jestem zaskoczona: konsultacja w czwartek, zapis do szpitala w czwartek, badania dzisiaj, termin - przyszły wtorek. szybciorem! Jak nie z tej planety. Inna sprawa, że nie mieli, po kolei na każdej ścieżce, zielonego pojęcia co zrobić z faktem odczulania, które niedawno rozpoczęliśmy. Sprawdziłam u naszej alergolog i wyszło, że luzik. No to luzik. Oby ten luzik miał też anestezjolog.
Ale Młody mnie zaskoczył. Na wieść o znieczuleniu ogólnym i usypianiu do zabiegu, w domu przeprowadził ze mną rozmowę z serii: a co będzie jak się nie obudzę i czy nie lepiej znieczulenie miejscowe. Wiecie jak ciężko dyskutować z dzieciakiem, który za dużo wie? No i się poryczał z emocji i nie mógł spać. Bo przeżywał, że dzisiaj musi być na czczo.
Na EKG dzisiaj leżał grzecznie, ale oczywiście wdał się w dyskusję z panią doktor.
Poza tym chyba głupi ma wielkie szczęście. Udało mi się zapłacić kolejny zaległy czynsz. Teraz będę na bieżąco i to bez alimentów. Których jeszcze nie ma.
Trzymajcie kciuki za pracę. Niech też się znajdzie odpowiednia.


Na dziś:
Coma - Spadam


wtorek, 20 lutego 2018

[354]. A tak jakoś

Żeby nie było.
Nie mam depresji. Ani smutku.
Jest we mnie mega złość. I już wyjaśniam na co.
Zła jestem na płatnika. Alimenty trzeci miesiąc bujają gdzieś tam. Komornika zmusiłam do działania strasząc, że zmienię kancelarię na bardziej skuteczną. Zobaczymy czy to podziała.  Ja, jak to ja, staram się nie utonąć i daję radę, bo przecież jak nie ja, to kto. Skończyłam co prawda dorywczą pracę, bo to nie na moje nerwy i siły, ale nie jest tak źle. Ogólnie mówiąc aż się dziwię, że jest jak jest, bo porównując teraz i okres przed poprzednią pracą, to przepaść jest jak rów. Może nie Mariański, ale taki, którego przeskoczyć na raz się nie da. I mam wrażenie, że pracy jest mnóstwo. Dla Ukraińców, którym można płacić mało. Dla tych z orzeczeniem, bo dostanie się dotację. A dla takich "normalsów" jak ja, z doświadczeniem, ale bez papierów - ni chu chu.
Czyli żyję.
Moja IO mnie wkurza. I hashimoto. Wkurzają mnie altmedy. I ludzie piszący w internetach bzdury. A najbardziej wkurzają mnie ci, co piszą bzdury w książkach.
Wkurza mnie brak korzystania z elementarnej wiedzy przez ludzi, zdobytej w szkole podstawowej i ogólna tendencja do czerpania wiedzy z podejrzanych źródeł.
Wkurza mnie niski poziom energii. Najśmieszniejsze jest to, że chce mi się dużo, ale jak przyjdzie co do czego.. ręce mi opadają.
No ale.
W styczniu, w swoje urodziny, obcięłam włosy. Było ich tyle, że poszły do fundacji Rak'n'roll.
Schudłam 5 kg.
Dałam się namówić na krewetki*
Wiem, że nie przepadam za sushi**
Nauczyłam kilka osób jeździć na nartach (a raczej wytłumaczyłam co i jak), czym zyskałam szerokie uśmiechy w podzięce oraz złowrogie błyskawice od instruktora na stoku. Zupełnie nie wiem dlaczego.
Naraziłam się rodzicom jednego gieroja na lodowisku. W kolejce do wejścia sprawiał wrażenie, że jest takim łyżwiarzem, że mógłby zdobyć złoto na mistrzostwach, po czym po lodzie jeździł z pingwinem. I nie to jest najgorsze. Ale jeździł w niezawiązanych łyżwach. Dzieciak lat około 10. Dojechał do nas jego tatuś i mówię mu, że on sobie zaraz nogi połamie. Na co usłyszałam, że on mu nie zawiąże, bo chłopaka bolą nogi! Masakra.

A poza tym mam plany!

I cieszę się bardzo, że tu zaglądacie. Postaram się więcej nie smęcić, bo przecież jest naprawdę fajnie.
No poza kilkoma cieniami.

* krewetki kojarzą mi się ze smrodem w sklepie rybnym w Szczecinie, do jakiego zabrała mnie ciotka i widziałam tam pierwszy raz w życiu krewetki, to było gdzieś tak w 1978 roku. I wtedy też pierwszy raz jadłam tosty z pieczarkami i serem, ale to tylko dygresja :)
** jadłam, ale wiem, że to nie moja bajka. Tak samo jak zupy azjatyckie.



sobota, 3 lutego 2018

[353]. Jeszcze nie początek.

Zwolnienie, jak zwolnienie, skończyło się wszystko. Znaczy skończyła się praca.
Jak jest? Tak sobie. Nie jest najgorzej, ale jestem w punkcie wyjścia.
Szukam swojego miejsca, na razie dorabiając w pewnym miejscu, żeby mieć za co żyć.
Bo alimentów nie ma już dwa miesiące. Komornika opierdzieliłam z góry na dół, zresztą nie tylko jego. Rozmowa smsowa z płatnikiem alimentów, bo były maż nie przechodzi mi przez usta, przyniosła mi dodatkową wiedzę: jestem pazerna, bo chcę alimenty na dzieci. I pies ogrodnika. I jestem głupia i zawistna. Także ten. Jeśli ktoś się dziwi, że jestem sama i nie śpieszy mi się szukać faceta, to już wiadomo dlaczego.
Co jeszcze. 
W grudniu byłam u endokrynologa. Nowość taka, że nie mam już tarczycy. Leczymy insulinooporność. No to z czytania o hashimoto (jedna książka tak mnie zdrzaźniła, że miałam ją ochotę wywalić) i prób ułożenia wszystkiego w głowie przeskoczyłam na IO i rozjaśniło mi się wszystko. Na urodziny od przyjaciółki dostałam książkę, która z jednej strony naprowadziła mnie na dobry tor, a z drugiej wkurzyła nieziemsko. Tak, zakipiałam. Bo gdyby ktoś mi te 8 lat temu powiedział o co chodzi i co z czym i dlaczego, dzisiaj pewnie miałabym wszystko jak należy. A tak sama, metodami prób i błędów musiałam dojść do sedna. Dzisiaj odebrałam jej uzupełnienie o dietę. Teraz przede mną zmiany przyzwyczajeń, nawyków, sposobu żywienia. Już widzę efekty po kilkunastu dniach, ale na spektakularne widoczne gołym okiem zmiany będzie trzeba poczekać. Cóż, poczekam. Straconego czasu nie nadrobię w tydzień. Ani miesiąc. Ale wszystko w swoim czasie.
Inna sprawa, że endokrynolog, który też rzucił kilka haseł, ale już wiedziałam o co chodzi, był nieziemsko przystojny. Dla takiego gościa warto się leczyć ;)
Co jeszcze? 
Porządki, wszędzie porządki. W życiu, w gratach, w głowie.
Dużo muzyki. I książek. 

Shinedown - How did you love