piątek, 29 listopada 2013

[240] Odpocznę

Kiedyś. Położę się i tak będę leżeć. Nikt mnie nie ruszy, nikt nie będzie miał tyle siły.
Czemu?
Bo tak jakby lekko zmęczona jestem. Fizycznie chyba bardziej niż psychicznie, ale to się okaże na dniach. Na razie w skrócie telegraficznym:
1. burak burakiem zostanie i choćby w towarzystwie schabowego był, nie zmieni swego statusu społecznego.
2. myślę, że po spotkaniu psycholog i pedagog ockną się gdzieś w połowie tygodnia. Bo spowiadałam się i ja i burak (nie że niby ja ten schabowy) i dzieci.
3. Przeszło spokojnie, aczkolwiek z Młodym jeszcze trochę trzeba popracować. Rozłożyć emocje na drobne i poukładać je spokojnie.
4. Upewniłam się, że zrobiłam co należało, zamieniłam 3 zdania z burakiem, który od dwóch lat milczy do mnie, tkwiąc w przeświadczeniu, że i tak nic nie wskóra, co oczywistym jest, bo nie wskóra.
5. W związku z pkt.5 przekonałam się, że 100% obojętności w stosunku do jego osoby, to najlepsze co mogę z siebie wykrzesać. Poza widzeniem powietrza.
6. Dzielna to bym była, gdybym zajechała tam z kałachem i zrobiła porządek.

Ale.
Zamiast spać, zalegać, odpoczywać, ja tu piszę, i już kombinuję jak poukładać jutro.
Chore.
Ale ja się nie chcę leczyć.


Na dziś:
Dawid Podsiadło. Cokolwiek sobie włączycie, ja tam jestem. Znaczy słucham. To miód i balsam na duszę i sennie opadające powieki, kolor w świecie muzyki, akcent na sercu i energia, której dziś mi brak, jednocześnie ukojenie, którego potrzebuję.
Dobranoc..

czwartek, 28 listopada 2013

[239] Ad hoc

Korzystając z okazji, że zaplątałam się w sieci i trafiłam na swój blog, pragnę wyznać co następuje:

1. Kraj ten normalnym zwany być nie może. Zmusza obywatela do krętactwa i matactwa. Uczy jak nalać z pustego, a przelać w pełne.
Tak więc szukam teraz wyjścia i jest mi z tym źle, ale muszę, bo nie mam wyjścia. Otóż przyznano moim dzieciom stypendium socjalne. Ale żeby nie było tak fajnie, to żeby je dostać muszę przedstawić rachunki, że już je wydałam. Bo ono przysługuje co miesiąc, ale wypłacane jest w dwóch transzach, czyli w grudniu i czerwcu następnego roku. Potrzebuję paragony na ciuchy, buty, tonery, co tam jeszcze, komputer może, zeszyty, przybory szkolne... Ma ktoś? Wolne? Na zbyciu? Od sierpnia do grudnia.
Jak mam wydawać pieniądze, których nie mam?????
PA RA NO JA

2. Jutro ten dzień jest. Kiedy zrywamy się przed świtem i pędzimy kilkadziesiąt kilometrów stąd, żeby se pogadać przez 4-5 godzin z psychologiem sądowym biegłym. Żeby mógł ocenić, czy moje dzieci są szczęśliwe i co z tym fantem zrobić. Cóż. Młody zbuntował się okropnie, że nigdzie nie jedzie. Popłakał się łez strumieniami, zaliczył małpie zwyczaje jednego wieczoru wisząc na mnie, dobrze, że nie wyłuskiwał mi pcheł. Po czym stwierdził, że po co go mają pytać czy mu jest dobrze, przecież to oczywiste, że jest mu dobrze. Ale żeby było jasne, pogadaliśmy na luzie, łaskawie zgodził się spotkać z panią Pedagog (powiedziała, że przygotuje go na spotkanie, żeby wiedział jak sprawa wygląda), chociaż miał małe spostrzeżenie, że nie idzie do żadnej pani PEDAGOG, bo co ona ma wspólnego z PSYCHOLOGIEM i w niczym mu nie pomoże, po czym dzisiaj stwierdził, że pani Pedagog jest super, u niej jest super, i umówił się na poniedziałek, żeby opowiedzieć jak było. Bardzo lubię panią Pedagog.

3. Czas pędzi. Jak wrócę to nie będę miała czasu znów. Organizujemy jako Rada Rodziców kiermasz świąteczny i mamy mały za..dużo roboty mamy. Poza tym codziennie jestem w szkole. Bo mi się chce. I chce mi się ganiać z plakatami. I w ogóle mi się chce.

4. Finiszuję z rozwiązywaniem problemów "w pracy", że tak eufemizmem polecę. I będzie to ostre cięcie.
Prawdopodobnie w poniedziałek. Aczkolwiek nigdy nic nie wiadomo. Może już jutro po powrocie.

5. A poza tym idę spać, bo zostało mi 5,5 godziny snu.

Na dziś:
Edie Brickell - Circle
Niezmiennie urzeka mnie płyta z The Bohemians..Od 21 lat....




czwartek, 21 listopada 2013

[238] Kultura

Wczoraj, na zakupach, klasyczny obrazek. Szeroka dość alejka w biedrze, w poprzek stoi wózek, w wózku dziecko, obok pani, która przeglądała coś, jej mąż. Kudłata szła, mąż do żony: przesuń wózek, bo ktoś idzie. Na co pani: mówi się przepraszam. A ja z drugiej alejki: to się nie stoi wózkiem w poprzek, odrobiny kultury brak? Pan się nie odezwał, bo babsko takie wyższe i większe ode mnie, próbowało zmiażdżyć mnie wzrokiem, ciskać gromy, ale się już nie odezwało. Olałam też ten zabójczy wzrok.
Tak, spięłam się.
Tak, przeszkadza mi bezmyślność innych w miejscach publicznych. Przeszkadza mi głupota i chamstwo.
Zawsze staram się jak najmniej przeszkadzać. W autobusie, kiedy stoję w tłumie uważam, żeby plecakiem kogoś nie uderzyć, nie depnąć, nie wpaść na kogoś. W sklepie tak się poruszam, żeby nie wchodzić w drogę nikomu. Tak samo na chodniku, zawsze idę prawą stroną, kiedy widzę kogoś przede mną. Tak samo ustawiam się na światłach. Bo to naturalne, ale chyba tylko dla mnie. Kilka razy zdarzyło mi się, że ludzie wyminęli się na pasach bez kolizji. Najczęściej odbywa się taniec na środku, bo ktoś komuś musi ustąpić drogi.
Dlaczego nie stosujemy się do takich elementarnych zasad?
Naprawdę tak trudno zwyczajnie pomyśleć?

Czas zlewać żurawinówkę. Jutro się tym zajmę.
Ale znalazłam pigwę. I chyba zrobię pigwówkę :)))
Chociaż mój syn, nie mający żadnych traumatycznych i nietraumatycznych przeżyć związanych z piciem alkoholu, mocno angażuje się w wyjaśnianie mi, że on nie chce, żebym piła, nie chce, żeby w domu był alkohol i jest autentycznie poważny w tych dywagacjach.
Nie wiem skąd mu się to wzięło. Nigdy nie widział mnie z kieliszkiem, butelką czy puszką. Nigdy przy nim nie piłam, nie wspominając o upijaniu się. Muszę go podpytać, dlaczego tak mówi i skąd mu się to wzięło.

A na dziś:
Zielone Żabki - Kultura



[237] Bo ja...

...że tak powiem bez ogródek, urwanie mam, czego to nie powiem chociaż już po 23 jest, a wręcz przed 24. Bądź też 0.00 Moja kuchenka zdecydować się nie umie, więc pokazuje 24.00 a potem 00.01.
W każdym razie, odpada mi to i owo, nie wspomnę już nawet o chwili wolnej na poleniuchowanie.
Książki czytam w locie.
Bo czytam.
Procederu tego nie zaprzestanę i nie ma możliwości, bym z tej recydywy jakoś wyszła.
Ale za to usłyszałam: ty masz czas czytać książki???
Tak. Mam. Zawsze i wszędzie. Czytam choćby chwilkę. Po to, żeby mi umysł odpoczął. Żeby oderwać się od tego, co nie do końca gra.
A nie gra dużo. Ale zagra. Już zaczyna być tak, jak trzeba.
W przyszłym tygodniu być może zacznie się kończyć rozwód. Mam nadzieję. Najbardziej boję się o Młodego, ale będzie dobrze.
A co mnie tak zajmuje?
Praca społeczna w Radzie Rodziców. Bo jak się angażować, to na całego, co nie? Na pytanie, czy nie mam za dużo czasu, odpowiadam, nie mam. Ale dlaczego mam nie robić nic i potem narzekać? Wolę zrobić tyle ile dam radę, a potem spróbować więcej. Więc sobie działam.
Nauczyłam się też, że należy się szanować. Bo ja nie zawsze umiem wypalić ripostę, powiedzieć co myślę, zawalczyć o siebie od razu. Czasu mi trzeba, przemyśleń, bodźców. Rozmów z mądrymi osobami, które zamiast słodzić walą prosto z mostu, co sądzą na dany temat, nie wydając przy tym opinii, a zmuszają do myślenia. Boli czasem, bo prawda zawsze boli. Ale też oczyszcza. Te rozmowy dają mi do myślenia. Czasem drepczę wokół, szukam luk, ucieczki, odwracam uwagę, ale zawsze, zawsze, zawsze wracam. Bo to jak z ospą. Najpierw pojawia się jedna krosta. Można ją ignorować. Potem kilka. Jeszcze nie stawiamy diagnozy. Ale w końcu swędzi tak cholernie, że trzeba się tym zająć.
I za to Tobie dziękuję bardzo, po stokroć. Za każde słowo. Ty wiesz :*
Wracając do tematu, pewne rzeczy zwolniłam. Przestałam wypruwać z siebie flaki, po to, żeby wszystko było na czas. Dlaczego to mnie ma zależeć.
W każdym razie podzielę się kilkoma spostrzeżeniami na swój temat. Wzorem Fryteczki, aczkolwiek nienominowana, ale co tam.
1. Oduczam się naiwności. Wiary w to, że jak ja coś, to inni też. Zaczynam walczyć o siebie i być egoistką w tym względzie. Dlaczego poświęcać się mam tylko ja, kosztem moich dzieci? Koniec.
2. Nie znoszę, pasjami, osób, które nie robią nic, a udają, że są zarobione po kokardy.
3. Nie podoba mi się, kiedy ktoś sam nie robi nic, ale od innych wymaga szybkości i działania. Przykład: podjęte działanie trwa. I trwa. I trwa. Wykonawca upomina się o plik. Nie ma. Potem nagle, godzina po zamknięciu firmy, wysyła się plik, po czym od 8 rano waruje się przy skrzynce mailowej, czy może już ta osoba odpisała, snując dywagacje na temat olewania klienta, opieszałości, niespełnionych obietnic. Nie umiem nie być wyrozumiała. Może dlatego, że współpracowałam z wieloma dostawcami, producentami i klientami i wiem, jak to wszystko działa. I wkurza mnie, że ktoś jest wymagający tylko wtedy, gdy sam czegoś potrzebuje.
4. Nie znoszę, kiedy coś się obiecuje, ba! wychodzi się z propozycją i nie dotrzymuje słowa. Jestem pamiętliwa, wiem. Mam pamięć słonia i pamiętam czasem słowo w słowo jakąś rozmowę sprzed lat, minę, atmosferę. Upierdliwe to jest, wierzcie mi, szczególnie, kiedy ktoś tego nie pamięta, i zmienia fakty. Nauczyłam się nad sobą panować, ale wiem, że w dogodnej sytuacji wyciągnę akta sprawy i przeprowadzę dochodzenie oraz udowodnię, że to ja miałam rację.
5. Nie wiedzieć czemu, ktoś mi podebrał kilka godzin z doby i, delikatnie mówiąc, nie wyrabiam na zakrętach. Jutro mam taki dzień, że szok.
6. Uwielbiam mieć rację, ale wiem, że niektórych to wkurza :))))

A tak dla rozluźnienia sytuacji przytoczę kilka skeczów na temat podłączania komputera telefonicznie.
Otóż moja mamma otrzymała z powrotem swój sprzęt (w szczegóły się nie wdam, powiem tylko, że zepsuła komputer jakiś czas temu).
Otóż kiedy sprzęt dostał się w jej ręce przystąpiła do podłączania peryferiów.
Ale najpierw zadzwoniła do mnie zapytać (cud!).
To mówię: na górze klawiatura - zielona wtyczka, zielone gniazdo, obok mysz, monitor na dole.
Ona: nie, co ty chrzanisz, klawiaturę mam na dole! Mysz mam na to płaskie takie, monitor na górze
Ja: Na dole? Dziwne...Ale ostrożnie, nie na siłę, delikatnie, wszystko do siebie pasuje...
Ona: nie mogę włączyć komputera! Jakaś inna ta obudowa, nie wiem gdzie! Tu cisnę tam cisnę nic!!! !$@$$!^!$^!$^%$&^&#!@@$^^(**** Po cholerę ją zmienili!!!!
Ja: spokojnie, miałaś przycisk na górze. I nie ma?
Ona: nie ma! k****
Ja: zrób zdjęcie i przyślij mmsa..
Ona: no dooobra!
Ja: postawiłaś komputer do góry nogami..Odwróć go.
Ona: JEST!!!!!!!! Działa! Jest przycisk!!! I c*** klawiatura zapaliła się i zgasła, nie mogę pisać, po ch*** to hasło! Ja nie pamiętam hasła, co oni mi tu zrobili!
Ja: spokojnie, przypomnij sobie, może było jak poprzednio..
Ona: Nie pamiętam jak było!!! Zapomniałam!!!! Nie mogę pisać!!!! Klawiatura nie działa!!!!
Ja: to zmień na tą starą.
Ona: działa.
Po konsultacjach wyszło, że klawiatura miała przejściówkę, więc kazałam odłączyć i podłączyć ją do USB.
I usłyszałam: Działa. Ja od początku wiedziałam, że to przez tą przejściówkę...
W końcu znalazło się w pamięci przepastnej hasło, uruchomiło się wszystko...
Ale oczywiście trzeba było poustawiać w programach różne opcje, głośniki, hasła itp.
I dzisiaj nie działał skype...
Ona: ciotka ma spieprzone a mówi, że to ja!!
Ja: to zaraz skonsultujemy..Ustaw tu i tu, na to i na to. Działa?
Ona: działa!!! Ha ha! Ale zaraz zadzwonię do ciotki i powiem, że to ona miała spierniczone!!!
Cała moja mamma.
Cierpliwości mi trzeba. Dużoooo cierpliwości!!!


Na dziś:
Hallelujah - Leonard Cohen cover
Uwielbiam i nienawidzę...Ze skrajności w skrajność.





wtorek, 12 listopada 2013

[236] Skarbonka

Wiecie jak to jest z porządkami?
Potwierdziło się, że:

" Porządek może mieć każdy głupi. Tylko geniusz umie zapanować nad chaosem." Autor nieznany.

Do tej pory byłam geniuszem. Wkładałam rękę w stertę rzeczy i wyciągałam to, co akurat było mi potrzebne.
Od wczoraj szukam pudełka z szydełkami....
Ma ktoś jakiś pomysł? Bo mnie już ręce opadły...

Postanowiłam zrobić sobie skarbonkę.
Powodów jest kilka.
Pierwszy.
Otóż w ten wyjazdowy weekend miałam okazję zostać powiedziona na pokuszenie. Tak tak. Pozwoliłam się podpiąć do mojego body...
Było bosko. Lekko ostro, delikatny nacisk, przesunięcie, wszystko w odpowiednim świetle, ekspozycji.. Zabawa trwała jakiś czas, ale byłam zmęczona. Bardzo żałuję, ze to trwało tylko chwilę...
Tak tak. Kto kudłate myśli miał niech się czerwieni.
Miałam okazję bawić się fajnym, stałoogniskowym obiektywem. Mój aparat stał się mniej tajemniczy i odważniej przekręcam to i owo. No bo jak już się wie co jest do czego, zabawa staje się odważniejsza i wiadomo, gdzie ręce wsadzić.
Zbieram więc na obiektyw. Przydatne urządzenie w mojej pracy.

A to mała próbka zdolności tego cudu.



Drugi.
Moja drukarka, którą jakiś czas temu chciałam wykończyć, zrzucając na podłogę, okazała się mi bardzo potrzebna. Z pewnych względów nie mogę i nie chcę korzystać z druku w pracy. Emocjonalnie nie wyrobię.
Wierzcie mi, wolę iść do punktu ksero i wydrukować sobie za 2 zł kartkę z jednym napisem.
Zbieram więc na tonery.
Trzeci.
Trzecia przegródka będzie na wydatki inne. Wakacje, koncerty, kino. Powodów znajdzie się mnóstwo. Nie wspomnę nawet o tych zwyczajnych..
Wracam do pracy. Trzeba to i owo skleić.


Na dziś:
RUN DMC & Aerosmith - Walk This Way
Mam ochotę, tak od serca, podkręcić głośnik...





sobota, 9 listopada 2013

[235] Szał

Wpadłam weń.
W szał sprzątania.
Powodów jest kilka.
Najistotniejszy, to punkt odniesienia. A nawet dwa. Jeden, to totalny chaos i bałagan połączony z brakiem ergonomii pracy. Drugi to prawie idealny porządek, który mam okazję podziwiać raz w tygodniu.
I tak właśnie w czwartek spojrzałam na moje mieszkanie innym okiem. Widok mi się nie spodobał. Zasłonięte okno, niepościelone łóżko, bo wyszłam wcześniej i nie miałam czasu...Ale przede wszystkim ciężka atmosfera. Nawet może nie chodzi o zewnętrze. Raczej o to jakie emocje i jakie uczucia drgają w przestrzeni. O moje odczucia chodzi.
Postanowiłam posprzątać. Zrobić porządek, taki z prawdziwego zdarzenia.
Zaczęłam wczoraj. Szalałam ze szmatką z mikrofibry, ale to nie było to. Zapragnęłam czegoś więcej.
Zmian, zmian, zmian. Poprzestawiać mebli za bardzo nie mam jak. Ale czemu nie. Zagościło u mnie nowe łóżko. Młody ma w końcu na czym spać. Zobaczymy jak minie pierwsza noc. Spadnie, czy nie spadnie?
Znam ten mój stan. Chcę zmian. Jakichkolwiek. Bo coś uwiera. Bo czegoś nowego się chce. Bo coś trzeba zmienić. To proces bardzo złożony. pokręcony i niejasny. Z totalnego chaosu wyłania się w końcu jakaś spójna całość. I tak właśnie było dzisiaj. Sprzątałam niby bez sensu. Trochę tu, trochę tam, trochę kuchnia, trochę łazienka. Tu coś, tam coś. Ale czułam, że tak muszę.
Zaczynam więc zmiany od tego co najbliżej. Zrobiłam porządeczek. Jutro dokończę na spokojnie. Dzisiaj już pachnie i jest świetnie.
A co będzie w połowie drogi? A na końcu zmian? To się okaże.
Na razie czuję, że to wszystko idzie w dobrym kierunku. I że idę tam, gdzie chcę. A co będzie dalej to zobaczymy. Dzisiaj jest dobrze.
To dobranoc. Zaliczam pad na twarz.


Na dziś:
BillWithers - Ain't no sunshine
Lubię. Lubi Kudłata. Wolimy bardziej, niż cover Budki Suflera.





wtorek, 5 listopada 2013

[234] Z pola boju

No może nie tak.
Raczej z klepiska, na którym potyczka jakaś się toczy. Tylko, że mam wrażenie, że na tymże klepisku kopię się z koniem. Jakie szanse na wygranie? Chyba jakieś są.
Jestem jednym słowem lekko na wku..podniesionym ciśnieniu i z zainstalowanym niecenzuralnym słownikiem. Klnę, wyzywam i najchętniej to wyniosłabym się stąd.
Tak, naiwność, że inni mają w sobie wystarczającą ilość empatii, sięga u mnie bardzo wysoko. Topię się w niej. Tej naiwności. Ale już mi się odsłoniły oczy, uszy i za chwilę ręce się odsłonią, a wraz z tym pieprznę to co robię i przestanę się przejmować zupełnie. I nie, nie chodzi nawet o kasę, której nie dostaję tyle, ile powinnam. Chodzi mi o zaangażowanie i wykorzystywanie.
Odczułam to bardzo dokładnie wczoraj i dzisiaj. Jestem wyładowana. Totalnie. Nie mam ochoty o tym już nawet myśleć. Nie wspomnę nawet o zmęczeniu fizycznym.
Ale postanowiłam zwolnić. Tak zwolnić, żeby nie robić wszystkiego samej. Tak, żeby w końcu dupsko się podniosło i zaczęło robić we własnej firmie chociaż część rzeczy. Poza posiadaniem firmy.
A jak się ruszy, ja znikam. Bo mam alternatywę. I o tę alternatywę będę walczyć.

A z przyjemnych rzeczy.
Weekend za kółkiem - kocham dolnośląskie. Czuje się tam jak u siebie.
Mam paletę! Pamiętacie, jak pisałam, że na balkon chcę? Gdzieś wcześniej pisałam. Więc mam. Piękną, wielką paletę. Mam całą zimę na obrobienie jej. Będzie cudowna, już to widzę.
No i mam milion planów, tysiąc zebrań, trylion maili, telefonów i ogólnie jestem w biegu. Ale ja tak lubię.
Nic to, że padam na pysk.

Duży PS:
Żurawinówka z przepisu Dreamu stoi i się robi. To też dobra rzecz. Bardzo dobra. :)))


Na dziś:
Kobranocka - List z pola boju