niedziela, 26 sierpnia 2012

[28] Wniosek

Teraz nie będzie o innych postach, u innych. Chociaż po części tak.
Ostatnio, gdzie nie kliknę, znajduję tam lusterko. Znaczy, czytam blog, pisany świetną ręką, wesoły, ciekawy. I zwykle tak mam, że jak coś wpadnie w rezonans z moimi myślami, czytam od początku.
Czytam i w pewnym momencie zaczynam wyczytywać SWOJE uczucia, SWOJE myśli, SWOJE emocje, SWOJE wątpliwości. Tak jakbym czytała o sobie. Kiedy dochodzę do miejsca w którym ktoś pisze o związku, że zaczyna znikać, tracić swoją indywidualność, plany, marzenia, pasje, to chce mi się zwyczajnie wyć. Chciałabym napisać komentarz: ratuj się!, ale w porę zerkam na datę i okazuje się, że to 2009, 2007, 2010...
Czyli, że moje problemy to norma? Nie tylko mi się tak przytrafiło? Dlaczego?
Dlaczego faceci tracą możliwość rozumienia, rozmawiania, wspierania? Dlaczego zaczynają walczyć z kobietą i jej cechami charakteru, które najpierw wysławiali pod niebiosa?
Nigdy tego nie zrozumiem. Nie wiem co musi się stać, żeby mąż, po kilku latach "stażu", tak to brzydko nazwę, zaczął znów być z kobietą, którą przecież kochał i przysięgał. Mówiąc być mam na myśli rozmawiać, wspierać, być razem we wszystkim, co dotyczy związku.
Ale tak często nie jest. Przychodzi kryzys, potem kolejny, potem przetacza się lawina, i tylko nieliczni mają to szczęście, że wychodzą z tego cało. A może liczni, a tylko ja tak trafiam.. Może też po prostu nie wiemy jak to jest za drzwiami innych.
I nie jest tak, że kobieta traci kontakt z rzeczywistością, przestaje zajmować się domem, rodziną, mężem. Tylko ma odwagę powiedzieć co jej na sercu leży, w duszy gra i czego by chciała. Ileż ja przeprowadziłam monologów, na które żadnego odzewu nie było. Monologów, bo dyskusja nigdy nie została podjęta. Ile razy próbowałam dowiedzieć się o co chodzi, ale słyszałam tylko: domyśl się. Ile wykonałam gestów, po których czułam się jak zbity pies.  Aż w końcu i ja zaczęłam milczeć, po to, by w końcu podnieść głowę.
Mam wrażenie, że kiedy kobieta zaczyna na nowo szukać siebie, bo w większości przypadków, o których piszę tak właśnie jest, i w moim tak było, kiedy zaczyna rozumieć swoje potrzeby i dążyć do zaspokajania ich, facetom nagle wali się świat na głowę. Przy tym chyba uszkadza mózgi co niektórym, bo zamiast myśleć logicznie i porozmawiać, zaczynają mieć permanentnego focha, milczą i zachowują się jak dzieciaki. To jeszcze nic, bo gorzej, kiedy nie akceptują tego zupełnie zaczynają robić rzeczy, których odkręcić nie da się w żaden sposób.
Nie ma już miejsca na rozmowę, na zainteresowanie, na czułość.
Przykre to, ale niestety tak jest. I czasem, czasem sypie się bardziej, tak, że nie ma już czego odbudowywać.


Na dziś:
Linkin Park - Numb


22 komentarze:

  1. A ja na razie wychodzę ze związku cało ;o)) A bna dziś ........... w związku z tematem ;O)) "Odkąd Ciebie Pokochałam", czyli klasyczny klasyk :
    http://www.youtube.com/watch?v=Bkjv9SscotY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pocieszające, że są na świecie normalni ludzie :)Za klasyk dziękuję. Chyba wykopię skądś adapter i przywiozę tu sobie moje czarne płyty. Mam tam cztery Zeppelinów. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Problem ww tym, że ludzie myślą, że jak już ze sobą są, to już nie muszą nic budować; a związek buduje się przez całe życie, podobnie jak poznaje się ciągle partnera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, ale jak przekonać faceta, żeby jednak się starał? Mi się nie udało..

      Usuń
  3. Weszłam do Ciebie przez blog DD i mówię głośne dzień dobry;-))))
    Przeczytałam tylko tę Twoją notkę, tak więc mogę się tylko domyślać co jest u Ciebie light motive.
    Jestem 29 lat mężatką. Z własnego doświadczenia więc, po przejściu wielu kryzysów....bardzo wielu, wiem, że numer z przetrwaniem związku udaje się nielicznym. Mnie się udał (?) nie dlatego, żem taka mądra, taka umiejąca pielęgnować etc. Ja w związku trwam z lenistwa, przyzwyczajenia do lampy nad stołem, ze strachu przed nowym i samodzielnym. Udaje się i to tak naprawdę, bez "?" tym, którzy zmieniającego się (starszego, który zmienia poglądy, przyzwyczajenia, ocenę świata wraz z doświadczeniem życiowym)partnera umieją kochać nadal albo od nowa. Same się zmieniamy, z czasem co innego dla nas staje się najważniejsze. Jeśli dla naszego partnera my inne, nowe, dojrzalsze również jesteśmy interesujące to związek jest udany. Po prostu ludzie pobierający się (czyli mający 20-25 lat) i ci 10, 20 i 30 lat później to inni ludzie, o innych priorytetach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie :)
      Widzisz, ja nie wytrzymałam. Ale u mnie nie chodziło tylko o zaniedbanie i zapomnienie. Było też dużo drastyczniej. Ale o tym kiedyś.
      Mój związek całościowo trwał 21 lat, w małżeństwie 14. Niezliczoną ilość razy próbowałam ratować, odpuszczałam, dostosowywałam się, nie dostając nic w zamian. Odwaga przyszła z czasem. A teraz mi równie wygodnie, ale spokojnie i samodzielnie. Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Smutne .... ale prawdziwe. Sam łapię się na takich zachowaniach, ale wciąż się jeszcze staram starać ;o))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ważne. Ważne są drobiazgi. Nie chodzi wcale o wiekopomne czyny. Tylko nie każdy facet (kobiety pewnie też, ale skupiam się na swoim doświadczeniu) potrafi to zrozumieć i przyjąć do wiadomości. Ważne, żeby dalej widzieć człowieka po drugiej stroni i wiedzieć, że ma uczucia, myśli, cierpi i potrzebuje zrozumienia. Tylko tyle i aż tyle. :)

      Usuń
  5. A co Ty myślałaś, że taka jedna, jedyna, samotna sierotka Marysia jesteś? To się w życiu bardziej nie pomyliłaś! Większość mężów to stuprocentowe palanty, tylko cześć kobiet to ukrywa, oszukując nawet same siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem. Doszłam do takiego wniosku jakieś 5 lat temu. Tylko teraz przeraża mnie ogrom zjawiska. A to ukrywanie i udawanie przed sobą to największa zbrodnia przeciwko sobie! Ja tam teraz ekshibicjonistka jestem :)

      Usuń
    2. Widzę właśnie. A zbrodniarka też?

      Usuń
    3. Zbrodniarką byłam. Stanowczo za długo. I nigdy więcej.

      Usuń
    4. Poszłaś po rozum do głowy...?

      Usuń
    5. Coś w ten deseń. Albo może raczej coś przeskoczyło i się uruchomił..

      Usuń
  6. To ja szczęściara jestem. :)Dziś 23 rocznicę ślubu obchodzę.Mam cudownego męża, który zawsze mnie wspiera, choć czasem trudno za mną nadążyć.Nie zawsze jest cudownie, czasem bardzo pod górkę, ale mamy siebie i to daje nam siłę.
    Kryzysy też się zdarzają i to wcale nie małe, ale na razie wychodzimy z nich cali choć czasem poranieni.Życzę spokoju i szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli ludzie potrafią się dogadać, to super. My już nie umieliśmy. Wiadomo, że życie w związku to nie tylko same wzloty. Są też upadki. Ale jeśli szuka się równowagi to dobrze rokuje. U mnie nie wyło szansy na żadne porozumienie. Zresztą dalej nie ma.
      Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  7. Jak to się dzieje, że niektórzy ludzie pobierają się z miłości mówiąc MY, a po kilkunastu latach zostaje tylko JA i TY? Chyba jest trudno po 21 latach budować swoje życie od nowa w pojedynkę, nie mając pewności, czy ono jeszcze się ułoży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, ja w tej chwili buduję życie w pojedynkę, zupełnie nie myśląc o kimkolwiek. Nie jest mi ciężko. Wręcz przeciwnie, jest mi lżej niż dotychczas, mimo, że trudniej. Nie ma znaczenia, czy przeszłość trwała rok, pięć czy 30. Trzeba mieć odwagę i szukać swojego szczęścia. I ja to zrobiłam, bo inaczej, albo bym zwariowała, albo.. Po co się męczyć, skoro można uwolnić siebie i zacząć od nowa. A jeśli tego będę chciała ułoży się dokładnie tak jak to sobie wymyślę.

      Usuń
    2. Racja, lepiej żyć po swojemu w pojedynkę i być szczęśliwym niż męczyć się w chorym związku. Ale z tym układaniem nowego życia to raczej myślenie życzeniowe. Wcale nie jest łatwo poznać kogoś z bagażem doświadczeń i dziećmi, za które jesteś odpowiedzialna. Trudno singlom znaleźć kogoś, a jeszcze trudniej komuś kto ma zobowiązania.

      Usuń
    3. Ale kto powiedział, że ja kogoś szukam? Przede wszystkim chcę żyć po swojemu. Poza tym, mając dwójkę dzieci, będę myślała przede wszystkim o nich. Zależy oczywiście co mamy na myśli mówiąc o układaniu życia. Ja mówię i myślę jedynie o tym, żeby moje życie od teraz było szczęśliwe. A ja jestem szczęśliwa sama ze sobą. Nie potrzebuję do tego faceta. Ułożone życie=szczęście własne. Spełnianie marzeń, realizowanie pasji, szukanie nowych. To moje wytyczne. Drugi człowiek, jeśli będzie chciał, to się znajdzie. Ja nie mam parcia na szukanie go.

      Usuń
    4. Ok wszystko ładnie, ale co z seksem? :-)

      Usuń
    5. Wszystko da się zrobić :) Kwestia przyzwyczajenia ;>

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.