sobota, 18 sierpnia 2012

[20] Autodestrukcja

Ja dziś w nawiązaniu. Otóż tocząc wymianę zdań w komentarzach z Frau Be, wpadła mi do głowy myśl. A że już niejeden pomysł na post mi przepadł, bo zwyczajnie uciekło słowo, postanowiłam od razu napisać.
Inna sprawa, że nie wiem jak, ale poczynając od damskiej torebki doszłam do autodestrukcji, zahaczając pomiędzy harcerstwo, echolokację, progeniturę, kończąc (ale kto wie czy już) na autodestrukcji. Ot, od słowa do słowa, metodą wynikową wpadłam - a jakże!- na pomysł opisania swojej cechy, którą ja otrzymałam w genach i, niestety, przekazałam dalej.
Autodestrukcja.
Zaczynając od zderzania się ze wszystkim co na drodze, a nawet i daleko od trajektorii ruchu, po wypadki samochodowe.
O ile codzienność zostawia na mnie ślady, które goją się jakiś czas, o tyle wypadki samochodowe, o dziwo!,  nie zostawiły nic.
Tak więc najpierw o poruszaniu się per pedes. Czyli, wydawałoby się, bezpieczniej. I tu większość się myli! Chodząc robię sobie ogromną krzywdę. W postaci siniaków, guzów, zadrapań, zwichnięć. Jestem jak ofiara losu. Szufladę sobie otworzę, szafkę, położę coś i z prawie stuprocentową pewnością znajdzie się to coś na mojej drodze. Przykładem jest to, że od klamek mam zawsze posiniaczone ramiona. A przecież drzwi się otwiera, prawda? Albo może nie być drzwi nawet! Szeroki otwór wejściowy na dwa metry. Ale co to za problem! Jak się przygrzeje we framugę to też boli i zostawia ślad. Nie można czegoś takiego ominąć! Tak już mam i tyle. O ścinaniu zakrętów nawet nie wspominam, bo to samo przez się się rozumie.
To że potykam się na prostej drodze (nie powiem, ze gładkiej, bo gładkich u nas nie ma) to norma. Ale tu, powiedzmy, można to wyjaśnić naukowo. Nawet miałam dowody w postaci zdjęcia zrobionego przez panią neurolog. Neurolog! Która całościowo mnie potraktowała, szukając wyjaśnienia zupełnie innej przypadłości. Mam jedną nogę bardziej, znaczy ciut dłuższą, gdyż dysplazja stawów biodrowych mnie nie ominęła. Więc już to naukowo zostało udowodnione i tyle.
Co do wypadków samochodowych. Miałam dwa. W obu nic się nie stało, ale samochody do kasacji. W jednym dachowałam w miejscu, gdzie jest najwięcej wypadków śmiertelnych w mieście, w drugim wina nie była moja, ale na mnie się skupiło. W każdym razie w obu przypadkach pogotowie mnie olało, nikt mi nie zaświecił lampką w oczy, nie zbadał pulsu i nie zapytał nawet jak się czuję. Co najlepsze, za każdym razem byłam oazą spokoju.
I tak mam do dzisiaj. Czasem, przy bardziej bolesnym zderzeniu z rzeczywistością materialną zaklnę sobie soczyście, otrę łzę, która samoistnie się wyciśnie, bo boli i idę dalej. Na spotkanie z kolejnym siniakiem.

Na dziś:
Andrzej Zaucha - C'est la vie



16 komentarzy:

  1. O, nie, nie. Na nogę z dysplazją nie zwalisz! Moja mama to ma i też jedną nogę bardziej od drugiej - i żadnej krzywdy sobie nie robi. Ja mam niby normalnie (ale, paaaani, kto tam dzisiaj normalny!) i kompletnie nie przejawiam zamiłowania do autodestrukcji. Przypadkiem wiem, dlaczego: jestem stateczną mieszczanką i nie zapierdalam! Wszelki pośpiech & narwaństwo są moimi wrogami nr 1. Może rwiesz wszędzie, jak szalona...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potykanie to od dysplazji. A rąbanie we wszystko to autodestrukcja wrodzona. Zapierdzielam wszędzie szybko. Nie umiem wolno chodzić. Nie jestem stateczna. Ale nie ubolewam. Taki folklor osobisty :)

      Usuń
    2. Tragedia. Patologia!

      Usuń
    3. Oj tam oj tam. Patologia też kobieta :>

      Usuń
    4. Ale upośledzona...
      :)))))

      Usuń
    5. Upośledzona, czy nie, ale własna :) Według ks. Natanka jestem jeszcze szatanistką. Żeby dopełnić obrazu :)

      Usuń
    6. Znak, że coś się dzieje!

      Usuń
    7. Dzieje! A jakie mam plany! Ha! Spalę się żywcem w piekle. Już nie wspomnę, że lubię jaskrawy czarny...

      Usuń
  2. Czyli szalona z Ciebie dziewczyna, Natt ;-)
    Też zapierdzielam wszędzie szybko, może tak mają te o jednej nodze krótszej, drugiej siłą rzeczy dłuższej? ;-))
    A poważniej to wszystko można wyjaśnić, mniej lub bardziej naukowo- od temperamentu i rozstrzepania począwszy na innych -plazjach, -fazjach,-lizmach skończywszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może z tymi nogami to jakaś norma? No bo jakby nie patrzeć, czy jak się zapierdziela, czy jak się idzie spokojnie to i tak jedna noga z tyłu zostaje.
      O tak, szaleństwo to drugie moje imię.
      A wyjaśnienie zawsze daje jakiś punkt odniesienia. I wszystko gra :))

      Usuń
  3. Eeee tam. Ja rozbiłem sześć samochodów i straciłem końcówki dwóch palców prawej dłoni. Ale jeszcze żyję, choć czuję że już nie za długo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z samochodów żal mi tylko drugiego. Teraz nie mam żadnego, niestety. Nie mów, że już niedługo. Co to za podejście w ogóle!

      Usuń
  4. E tam!Złego licho nie bierze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ to Ty napisałaś, to nie zaoponuję, bo prawda to najprawdziwsza. Ale zawsze wrzód tak mówi. A wtedy mam marzenie, coby TEGO złego licho wzięło :>

      Usuń
  5. To podaj rękę - również uprawiam autodestrukcję na prawo i lewo :) I widzę, że moja córka odziedziczyła tą cechę po mnie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo musi być zapisane w którymś genie. Moja córa i syn tak samo odziedziczyli. Młody ma maści na siniaki, bo inaczej opieka społeczna się przyczepi...:)

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.