piątek, 3 sierpnia 2012

[1] Nie będę..

..udawać, że piszę pierwszy raz i nie wiem jak zacząć. Wiem dokładnie.
Zacznę więc od tego momentu, w którym jestem.
A jestem..
Nawet nie wiem. Prosta to już? Czy może jeszcze wychodzenie z zakrętu?
Jestem. 


Swego czasu, w stanie, który krzyczał razem ze mną, aczkolwiek bezgłośnie, bo chyba tylko w mojej głowie, zrobiłam rzecz niewybaczalną. Zresztą zrobiłam ją źle i nie tak jak powinnam. 
Otóż spaliłam listy. Wszystkie ważne dla mnie listy. Nie, przepraszam, prawie wszystkie. Piszę o tym, ponieważ leżą przede mną te, które zostały. W normalnych warunkach przewiązane byłyby czerwoną wstążeczką, a tak - leżą wymieszane i nawet nie chce mi się do nich zajrzeć. Wrócę do nich za chwilę.
Stan ów, w którym zrobiłam co zrobiłam, to była depresja. Nie ma znaczenia, czy to taka kryptodepresja, która gniotła mnie całe lata, a ja nie umiałam się przyznać, że wyniosłam ją z domu, czy też depresja poporodowa. Faktem jest, że trwała, a ja dopiero po wielu latach nauczyłam się o niej mówić. Nazwać ją bezczelnie głośno i wyraźnie. I nie chcieć jej. Wyrzucić. Z siebie. Z głowy. Bo tam robiła największe spustoszenie.
Zabrałam się pewnej nocy do nieudolnego niszczenia przyczyn tego stanu. Pierwsze nieudolne próby ogarnięcia się i ogarnięcia umysłem. Myślałam wtedy, że należy zniszczyć Przeszłość. Spalić ją razem z listami od przyjaciół. Spaliłam więc, wybiórczo. Nie przyniosło to ulgi, ani żadnej poprawy. Chwilowo myślałam, że zbawiłam swój świat. Nic jednak takiego się nie stało.
Na dodatek zostawiłam te, którym teraz brak wstążeczki. Nie dostaną jej.
Tak naprawdę, to one powinny spłonąć na stosie. To one przyniosły mi tyle cierpienia i bólu. To one są dowodem na to, co nigdy nie powinno się zdarzyć. 
Pytam siebie po co je zostawiłam. 
Nie umiem sobie na to pytanie odpowiedzieć. Może wtedy jednak nie chciałam zerwać z Przeszłością. Może chciałam mieć coś, po czym wrócę tam gdzie trzeba. Może potrzebowałam jednak pamiętać. Dręczyć się czasem, zaglądając do nich. Rozdrapywać rany i wspomnienia. Płakać, kiedy płakać już nie można. Czuć, kiedy uczuć już nie było. Bo przeglądałam je co jakiś czas. Z namaszczeniem. Pamiętałam nawet uczucia, które mi towarzyszyły, kiedy je czytałam świeżo po otwarciu. Absurdalne. To o czym chce się zapomnieć w tej chwili, znów do mnie wraca. Ale teraz jedynie się uśmiecham, nawet nie zaglądając do nich. Ten uśmiech jest mieszanką ironii, wyższości nad Przeszłością, która zawarta jest w nich i triumfu.
Mam jeszcze kilka innych listów. Od człowieka, który został tylko po stronie wspomnień. Dwa listy, które wywołały bicie serca i radość. Taką czystą radość na Wspomnienie Przeszłości. I Dwa listy od Siostry. Od takiej małej dziesięciolatki. Te cztery listy są dla mnie ważniejsze niż sterta zapisana znajomym pismem. Te dostaną specjalną oprawę.
Listy czekają na wyrok.
Czekają na to co wymyślę, żeby z nimi zrobić. 
Chciałabym, żeby bały się dokładnie tak jak ja się bałam. 

4 komentarze:

  1. No to teraz ja.
    Też przeżyłam tę zarazę na "d" (to jedyny prezent od mojego wrzodu). I też puściłam z dymem listy. WSZYSTKIE. Żałuję jak szlag.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żałuję też. Ale, żeby nie być gołosłowną, przyjmuję z pokorą i idę dalej. Niektóre pamiętam, bo przecież pamięć wzrokową mam. A wrzody, sama wiesz...

      Usuń
    2. Tylko że to nie byly li i jedynie listy wrzodowe. I tego najbardziej żal. Ale trudno. Poszło w kibiniu.

      Usuń
  2. Nie przywiązuję się do tzw. pamiątek, nie wiem co to oznacza, czy to normalne czy nie, ale chyba wiem skąd się to może brać. Przeprowadzałam się czterokrotnie na duże odległości i wiadomo, za każdym razem coś musiało odpaść. W mieszkaniach służbowych nie ma gdzie tego magazynować, a przeprowadzka też im mniejsza tym lepsza, mniej kosztowna. I tak zostałam z kilkoma laurkami od dzieci, jakimś listem gratulacyjnym ze szkoły, zdjęciami w ramkach moich "przedszkolaków". Nawet nie miałabym co spalić ;-)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.