piątek, 31 sierpnia 2012

[33] Kwiatek dla Pani

Idzie nowy rok szkolny, przychodzą refleksje. Czytam u Malwiarta o relacjach nauczyciel-uczeń-rodzic. U Ifatuation-junkie o radości z bycia belfrem.
Nie będę powielać tematu, bo zgadzam się z nimi. Znam wielu nauczycieli i sama prawie się nim stałam. Wiele z tych osób nie zamieniłoby swojej pracy na inną.
Ale opowiem moją niefajną przygodę z nauczycielką.
Młody poszedł do zerówki w szkole. Sytuacja zmusiła mnie do tego, poza tym reforma szkolna, która wkrótce potem się zmieniła, mówiła, że już się nadawał. Poza tym jest nad wyraz inteligentnym człekiem, ma charakter po mnie i jak coś wie, to będzie nawijał o tym długo i namiętnie, choćby już słuchacze spali. A wie bestia dużo, o rzeczach, których dzieci w jego wieku nie wiedzą. Bo zadaje dużo pytań, bo czytam mu mnóstwo książek, bo jest zainteresowany. Zakres przyszłych wykonywanych zawodów ma taki, że nie zginie. Przetrzyma wszystko. Przebranżowi się w trymiga. 
I ten mój syn trafił do szkoły. 
Pierwsza rozmowa z panią wyglądała tak (monolog):
- z tym to niech się nie bawi, bo to niedobry chłopak
- tamten to okropny dzieciak, patologiczna rodzina, był w domu dziecka, w trzech rodzinach zastępczych, wrócił do domu teraz, ale lepiej niech się z nim nie bawi
- tamte dwa chłopaki to największe rozrabiaki, jak się we dwóch dobiorą...
I tak poznałam całą grupę, bo Młody poszedł do szkoły od października.
Pani została poinformowana o sytuacji rodzinnej i to był chyba błąd.
Po czym następne miesiące wyglądały codziennie mniej więcej tak:
- Młody dzisiaj był niegrzeczny, bo ciągle gadał.
Powiedziałam, że jeśli nie może przestać gadać, wystarczy powiedzieć mu, że ma już skończyć. 
- Młody chodzi po kałużach/płotach
- Młody uderzył Kubę
Ale nie wie, że to Kuba najpierw przywalił Młodemu. A zapytałam obu jednocześnie, po czym Kuba przyznał się, że to jemu się nudziło.
- Młody siedział pod stołem. 
Ale szczyt wszystkiego to było: Młody zbierał patyki, a ja mu nie pozwalałam, a on mówił, że dla taty zbiera. Proszę pani proszę iść z nim do psychologa, bo to na pewno jest problem w domu, bo on te patyki tak zbiera. Wyjaśniłam jej w czym rzecz. Zawsze to robił, to i teraz robi.
I tak codziennie. 
Ponieważ słuchałam codziennie takich śpiewek nie tylko do mnie, ale do każdej przychodzącej mamy/babci/taty, uznałam, że pani sobie zwyczajnie nie radzi. Podsłuchałam też (wiem, brzydko) jak rodzice proszą ją o to, żeby ich dzieci były pilnowane i robiły zadania, pisały literki, rysowały. Bo zasada była taka: kto chce to robi, kto nie chce to nie musi. Pani siadała na środku rzędu ławek, koło niej siadały cztery dziewczynki i pani z nimi pracowała. Zaczęłam się temu sprzeciwiać. Powiedziałam jej, że więcej nie życzę sobie książek do uzupełnienia w domu, bo Młody ma to robić na zajęciach pod jej okiem. Pani powiedziała, że ona nie może zmusić dzieci do tego, żeby robiły zadania. Powiedziałam, że nie trzeba zmuszać. Wystarczy sprytnie zachęcić. I że ja tak robię w domu. I że nie życzę sobie mieszania spraw prywatnych i zasłaniania nimi swojej niemocy. Bo Młody wie wszystko, podzielił sobie świat na dwa domy i dużo o tym rozmawiamy.  Pani obraziła się na mnie bardzo. Przestała nadawać. a Młody przestał się nudzić w szkole, bo powiedziałam mu, że jak ma takie plany zawodowe, to musi się dużo nauczyć,  czytać, pisać, liczyć..
Drugą panią była pani od angielskiego. Ta pani nie skarżyła, ale okazało się, pod koniec roku szkolnego, że młody nie uczestniczył w zajęciach ANI RAZU. Siedział na dywanie i bawił się samochodami. I wcale mu się nie dziwię, kiedy pani bierze książkę i do 5-6 latków mówi: otwórzcie dzieci na 80 stronie...
Za to na koniec zapunktował. Bo pani coś tam mówiła do dzieci, o coś zapytała po polsku i usłyszała odpowiedź całym zdaniem po angielsku, dochodzącą z dywanu, od dziecka nawet na nią nie patrzącego. Ostatni miesiąc Młody był jej ulubieńcem, a ona nie mogła dojść jak to jest, że on umie, a inne dzieci nie. 
O katechetce nie wspomnę, bo się zdenerwuję i nie będę mogła spać. Ale napiszę niedługo jak stałam pod drzwiami i podsłuchiwałam, jak klasyczny moher prowadzi lekcję. 
I bynajmniej nie wybielam wielkiego gaduły. Pani zwyczajnie nie nadawała się do tej pracy, bo wszystko było dla niej problemem. 
Jedyną osobą w tamtej szkole, którą WSZYSTKIE, bez wyjątku, dzieci kochały, była pani woźna. Dla wybrańców miała lizaka. Dostała więcej kwiatów na koniec roku niż niejeden nauczyciel. Sama miałam ochotę ją wyściskać i przytulić się do niej.

Na dziś:
Coverdale/Page - Take Me For A Little While

Lubię głos Coverdale'a. Od czasów, kiedy usłyszałam pierwszy raz Whitesnake. Razem panowie stworzyli całkiem fajną płytę.


11 komentarzy:

  1. hehe no takie Panie na kwiatki nie zasługują:) Co nauczyciel, to inna osoba. Bo można miec warsztat, dobre wykształcenie, ale możesz miec taki a nie inny charakter i do nauczania wcale się nie nadawac. Możesz nie lubic dzieci, możesz nie umiec zostawic swoich problemów prywatnych tylko przenosisz je na dzieci. Możesz nie miec zielonego pojęcia jak się uczy dzieci, bo nie miałaś zajęc dydaktycznych do tego przygotowujących.
    W następnym etapie edukacyjnym życzę więcej ludzi z pasją, bo uwierz, że gdzieś tam istniejemy:)

    Uczenie dzieci to czasochłonny proces, cierpliwy. Ale nie masz pojęcia ile mam radośc siadając na dywanie robiąc im ręcznie wykonane pacynki, plakaty, karty, gry i zabawy:) Bo masz racji, Pani nie zna metod albo się jej nawet sprytem dzieci do nauki zachęcic nie chce;)

    Pozdrawia Ciepło belferka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja wiem, że są cudowni nauczyciele!
      Oby takich nauczycielek było jak najmniej.
      Pozdrawiam Belferkę :)

      Usuń
  2. Tak mi wstyd za takich nauczycieli. Z małymi dziećmi powinni pracować ludzie, którzy kochają dzieci. Dziecko nie lalka, nie marionetka....
    Na szkolenie ją do mnie!
    Ach! Wkurzyłam się i tyle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem ile szkoleń musiałaby przejść. Mnie najbardziej oburzyło to co powiedziała o chłopcu, który miał takie przejścia w domu. Poznałam go, wrażliwy mały zagubiony chłopak. Miał wybuchy i napady szału, ale ogólnie potrzeba mu było ciepła i zrozumienia...Było jeszcze kilka innych zdarzeń, łącznie z tym, że wzywałam pogotowie do Młodego, bo pani oddała mi po wigilii klasowej prawie nieprzytomne dziecko. Heh.

      Usuń
  3. Ech, ten oświaty kaganiec !! Mój synek dostał pałę z WF-u za ...... podpowiadanie !!! To już rodzinna legenda. A co do TYCH panów (Coverdale/Page) to z tej płyty, wprost nieprzytomnie, uwielbiam TEN numer:
    http://www.youtube.com/watch?v=5691SLhPmw4

    OdpowiedzUsuń
  4. A płyta powstała tylko dla tego, że Plant nie chciał jej nagrać z Page'm. Padło więc na Coverdale'a ;o))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie cała ta płyta jest magiczna.
      A co do uwag, Kudłata dostała uwagę za czytanie książek. Książka na kolanach, nudziło jej się.

      Usuń
  5. Nie wszystkie osoby pracujące w zawodzie nauczyciela się do tego nadają. Gdy, będąc jeszcze na studiach, obserwowałam na praktykach moje niektóre koleżanki to aż się za głowę łapałam i już współczułam ich ewentualnym przyszłym wychowankom... Jednak nie tylko tego zawodu to się tyczy. Ile jest przecież "nieudanych" lekarzy, pielęgniarek, krawcowych, kosmetyczek, fryzjerek (!)...można byłoby wyliczać i wyliczać i bez końca dyskutować..
    Ps.Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, szczególnie fryzjerek. Pewnie, że wszędzie pełno takich, co się nie nadają.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Miło czytać słowa doceniające naszą pracę, Natt ;-)
    Też jestem nauczycielką, też do mnie tamtą nieudaną:-)
    Niezwykle skromna nauczycielka Shara ;-)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.