wtorek, 7 sierpnia 2012

[6] Kiedyś zapomniałam o muzyce

Nie wiem jak to się stało. To znaczy teraz już wiem.
Kiedy rosła we mnie depresja, kiedy zakręcałam się na jednej myśli i nie potrafiłam wyrwać jej z korzeniami, kiedy pracę mózgu wspomagały łzy, kiedy nie cieszyło nic, umarła muzyka i ja jej na to pozwoliłam.
Pozwoliłam, żeby była sobie bez mojego zainteresowania. Bo przecież była. Dopiero od niedawna zaczynam     kojarzyć utwory, które leciały w radio, kiedy mnie pożerała otchłań.
Jak to jest żyć, nie żyjąc? Strasznie.
Nie jesteś wstanie myśleć. Nie jesteś w stanie przejąć kontroli nad umysłem. Robi co chce, podpowiadając złe obrazy (z Hey - List). I nie da się zrobić nic. Bo nie ma siły.
Aż w końcu jeden impuls, potem drugi, jak porażenie prądem. Kopnie, ale jeszcze zdziwienie przeważa nad rozumieniem. Potem cała seria. I nagle poprzestawia się w głowie wszystko.
Nagle trwa latami. Trwa jeszcze. Jeszcze się układa i jeszcze potrwa jakiś czas.
Kiedyś napiszę list.
Dołączę do niego płytę, na której muzycznie opiszę swoje uczucia.

Jedna z tych, które pamiętam. Szkoda, że zespół już nie tworzy.
Siedem - O smokach


2 komentarze:

  1. W czasie depresji mogłam słuchać li i jedynie "Requiem" Mozarta na pełny regulator. Paradoksalnie, podnosiło mi nastrój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zapomniałam wtedy jak się czyta, słucha muzyki, spędza miło czas. Całe szczęście języka w gębie nie zapomniałam i w końcu usłyszałam siebie. A potem mozolnie: nauczyłam się czytać i słuchać na nowo :)

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.