Ale nie wiecie, że nikt na mnie nie czekał. Nie było to żadne wielkie wydarzenie. Mój ojciec pewnie w tym czasie pił, matka w pracy, siostra miała 10 lat, więc pewnie co innego miała w głowie.
Z egzaminów wracałam z koleżankami i na nie też nikt nie czekał, bo tak wyszło. Oczywiście na wiele osób czekali roztrzęsieni ojcowie i matki, zapłakane, rozklekotane emocjonalnie.
Ja sama matury nie przeżywałam. W międzyczasie była zbiórka harcerska, jakieś wypady na ogniska, śmiechy-chichy ze starszymi kumplami., którzy kończyli już studia. To był fajny okres, mimo, że moje życie domowe waliło się w pył.
To był czas, kiedy mój ojciec żył już bardzo obok. Nie trzeźwiał i był raczej permanentnie nieprzytomny, z zaburzeniami pamięci. Każdy miał swoje sprawy, mama walkę z nim i swoje koleżanki, ja siostrę, maturę i egzaminy na studia. Pilnowanie, sprzątanie i marzenie, żeby się wyrwać w końcu stamtąd.
Matura poszła mi świetnie, pojechałam na egzaminy wstępne. Zdałam je równie spokojnie jak maturę, z egzaminu ustnego u jednej z większych kos (profesor, który później uczył mnie geologii) dostałam 4,5. Bo nie znając odpowiedzi na jedno pytanie...zagadałam profesora odpowiedzią na inne pytanie, przykładami i nazwami jaskiń tatrzańskich, które osobiście zwiedziłam rok wcześniej, podając szczegóły i opowiadając co wiem. Usłyszałam, że to najlepsze odpowiedzi ze wszystkich zdających. To było o mnie. Później wyszedł asystent, który podpowiadał ludziom i mówi, że tylko 4,5, bo ten gość więcej nie daje, bo na 5 to on umie i że mam być dumna. I byłam.
Zdałam wstępne, wróciłam do domu i zastałam obraz nędzy i rozpaczy. Wysłałam ojca na oddział odwykowy. Siłą. Prawie nakrzyczałam na lekarza wojskowego, że mają coś z nim zrobić, bo ja nie dam rady. Zabrali go na miesiąc. Wrócił odmieniony. Trzeźwy. Wtedy zapytał o maturę i dowiedział się, że dostałam się na studia, a geografię wybrałam, bo to on mnie zaraził miłością do tego przedmiotu. Znów rozmawialiśmy całymi wieczorami, po moim powrocie z pracy, graliśmy w kości, ulubioną grę ojca. Dostaliśmy od losu najfajniejsze 23 dni. Następnego dnia miał zawał. I nikogo nie było w domu. Znalazłam go jak wróciłam z pracy.
Kilka dni później wyjechałam z domu na zawsze. Przestałam tam mieszkać.
I ten stan trwa do dziś. To nie jest już mój dom.
Mój wyjazd połączył mnie, paradoksalnie, z moją siostrą. Zatęskniła w końcu za mną :) Do dziś mam jej listy.
Czy ja będę przeżywać maturę Kudłatej? Nie wiem. Pewnie nie. Do wszystkich jej egzaminów podchodzę spokojnie. Nie umiem bać się za nią. Ja po prostu wiem, że nie zdam ich za nią. Niczym jej nie pomogę. I ona też raczej emocji nie pokazuje. To taki sam luzak jak ja. Pewnie obruszyłaby się, gdybym jej powiedziała, że po nią przyjadę. Ale kto wie, kto wie..Może matura jednak nas obleci?
Na dziś:
Marylin Manson - Running to the Edge of the World
ciężkie miałaś życie :( Moją maturą też nikt się nie przejmował. Ot, były ważniejsze rzeczy. Nie mam żalu. Były ważniejsze rzeczy. Ale ja w dorosłym życiu postępuję dokładnie odwrotnie. Czyli jednak zabolało? Mimo że nie dopuściłam tego do świadomości, podświadomość i tak robi swoje.
OdpowiedzUsuńTulam mocno.
Buziaki :*
Czy ciężkie...inne niż wszyscy, chociaż też nie do końca. Ja nie mam żalu. Byłam samodzielna. Jestem dzięki temu taka jaka jestem. Nie zmieniłabym nic. Może mam tylko żal o to, że nie mogłam iść swoją drogą, uczyć się tam gdzie chciałam. Reszta jest wypadkową.
Usuń:*
Na mnie nikt nie czekał roztrzęsiony pod szkołą, bo wszyscy byli spokojni, co do moich wyników. I słusznie. Dwie 5-tki z historii i polskiego i zero ustnych. Bardziej martwiliśmy się, co z moja przyszłościa. Czy ktoś mnie zechce do pracy. Twoja historia bardzo mnie poruszyła. Zaczynam Cię coraz bardziej rozumieć. Najważniejsze, że wyrosłaś, zmieniłaś życie i jesteś tu. Chyba zaszłaś bardzo daleko, prawda? :)Ze smutnego i trudnego dzieciństwa wyrastają sami fajni ludzie. Na ten przyklad MY. No nie?
OdpowiedzUsuńTo może paradoks, ale nie postrzegam dzieciństwa jako smutne. Raczej odpowiedzialne. Może trochę zbyt dorosłe, ale było też sporo miejsca na zabawę. Młodość tak samo. Niczego bym nie zmieniła. Żadnego popełnionego błędu, czy decyzji. Bo nie byłabym tutaj, gdzie jestem. Może tylko tego, że nie jestem farmaceutą, bo mi nie pozwolili iść do technikum chemicznego. To jedno o co mam żal. Reszta, była minęła :)
UsuńI tak, jesteśmy fajnymi ludźmi. Mówię Ci, ja z tym martini kiedyś wpadnę. Zobaczysz :)))
Lubię i zapraszam :) Cytrynę mam zawsze, a mowę bojową wymyślimy na poczekaniu :)
UsuńTeż tak myślę. Kiedyś zrobię maraton, bo mam tam dwie świetne kumpele, no i teraz Ciebie :) To się spotkamy. Jadłam kiedyś w Twoim mieście pyszną lasanię :)) I nie jestem Garfieldem!
UsuńDlaczego Garfieldem? Nie szczerzysz się tak, jak on?
UsuńNie mam takiego futerka :D
Usuńjak się wreszcie zmobilizuję i zamontuę skypa, to się okaże :)))
Usuń:))) To czekam :D
UsuńJak sama piszesz, wszystko to zaprowadziło Cię w miejsce, w którym jesteś teraz. Może byłoby łatwiej, może byłoby przyjemniej, zyskałabyś, ale i straciła, gdybyś mogła pójść inną ścieżką.
OdpowiedzUsuńMatura... Ja się stresowałam, ale dziś wspominam to z uśmiechem.
Nie żałuję :) Nigdy nie należy żałować tego co było. Bo nie da się zmienić przeszłości :)))
UsuńTwardzielki rodzą córki twardzielki.
OdpowiedzUsuńGdy tak Ciebie czytam, prawie za każdym razem przychodzi mi do głowy ta sama myśl: ta laska bierze swoje życie we własne ręce i doskonale wie co z nim robić.
Ta laska się stara. Bardzo się stara :)
UsuńWiele się stara. TA laska to potrafi
UsuńSmutne te Twoje doświadczenia. Nie było Ci łatwo. Jesteś niezwykle dzielna.
OdpowiedzUsuńA co do matury, to na mnie też nikt nie czekał, a gdyby ktoś czekał, to wtedy byłabym zła!
Czy ja dziecko jestem, żeby na egzamin dojrzałości za mną chodzić ???
Tak wszystkim powiedziałam. Ot co.
Pozdrawiam :)
Smutne. Ale dałam radę, to się liczy.
UsuńFakt, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mnie za rączkę prowadzał :) Od zerówki w szkole klucz na szyi i samodzielność :)
Pozdrawiam. :)
W czasie, gdy zdawałam maturę, była u nas powódź stulecia. Ulicami płynęła woda, ludzie pływali kajakami, koleżanka w nocy była ewakuowana z domu z całą rodziną śmigłowcem. Z egzaminów wracałyśmy boso, z podkasanymi spódnicami, niosąc w rękach buty i kwiaty kasztanowca. Ten czas zapisał się w mojej pamięci jako pogodny i beztroski. Zresztą, od pieluch po zamążpójście tak było - przez 25 lat żyłam jak pączek w maśle w warunkach cieplarnianych, w cudownej, licznej rodzinie, nie wiedząc, co to konflikty, nie znając, co to alkoholik. Dopiero zamążpójście zburzyło moją dotychczasową wiedzę o świecie.
OdpowiedzUsuńWidzisz, a ja odwrotnie. Żadnych cieplarnianych warunków i zderzenia z rzeczywistością. A kiedy wydawało się, że zupełnie odmienił się mój los, wpakowałam się w małżeństwo, gdzie nie było alkoholu, ale znacznie gorsze w efekcie gnębienie psychiczne.
UsuńOkres mojego dzieciństwa i młodości nie był może idealny, ale za to wiele mnie nauczył.
Kropka miała ojca alkoholika i też celowała w męża, który nie pije... No to nie pije. A jej i dzieciom zrobił z życia regularne piekło.
UsuńChyba jestem jeszcze większą szczęściarą niż myślałam.
No widzisz. Każdy swoje szczęście znajdzie. Jeśli tylko tego chce. Ja chcę.
UsuńNie ma bata, musi tak być! Szczęście jest na wyciągnięcie ręki.
UsuńJa już go, tego szczęścia, dotykam, a za chwilę nawet obejmę :)
UsuńMatura... Stare dzieje, pamiętane, wspominane... Tylko 23 dni i aż 23 dni.
OdpowiedzUsuńTylko i aż. Cieszę się z nich. Często żałuję, że nie było Mu dane poznać moich dzieci...
Usuń
OdpowiedzUsuńBardzo mądre podejście. Ja przezywałam maturę Starszej i nikomu to na zdrowie nie wyszło!
Pozdrawiam!
Każdy inaczej :) Ja czasem myślę, że jestem jak kaczka: wszelkie niechciane emocje po mnie spływają. I bardzo sobie tę umiejętność cenię.
UsuńPozdrawiam:)
Z tatą sprawa przykra..dobrze,że chociaż ostatnie dni były dobre.
OdpowiedzUsuńJak dzieciaki zdawały maturę nie wystawałam pod szkołą, anie nerwów zbyt dużych nie pamiętam;):)
Ale jeszcze dwie przede mną;)
Buźka
Dasz radę :)
UsuńPrzede mną też dwie :)))
A tata, cóż, szkoda. Zostały mi zdjęcia w mundurze, których mama nie zdążyła wywalić...
swoją maturę zdawałam sama, nikt nie czekał, nikt nie myślał i dobrze... mam za sobą maturę Starszego i, w zasadzie, przeszła ona dla nas obojga bezstresowo... przede mną matury Młodej (za rok) i Młodego (za parę lat, chyba...)zobaczymy jak będzie wtedy choć myślę, że tak samo jak wcześniej... ja ogólnie bardzo spokojnie i luźno podchodzę do kwestii nauki, nie mam wymagań żeby moje dzieci były najlepsze, same muszą zrozumieć, że nauka ważna jest ... a Ty jesteś super babką, mądrą, silną i ogólnie naj... :)))))
OdpowiedzUsuńNo właśnie, same muszą pojąć. Tego się trzymam.
UsuńA co do mądrości, silności i najności to wiesz, staram się, a jak wyjdzie oceni życie:)
Ale dziękuję :*
Niewesołe masz wspomnienia... Na mnie nikt nie czekał pod szkołą, ale czekali na moją relację. Pamiętam, że chora byłam na pisemnej :) i nie mogłam iść na juwenalia - poszłam po matmie, ale na 21 czy 22 miałam być w domu, bo się bali, że na ustną się nie wykuruję. Inna sprawa, że miałam cholerny rygor w domu... I w ogóle - każdy ma swojego trupa w szafie ;)
OdpowiedzUsuńA przy okazji - nie wiem, czy coś do mnie wysyłałaś, ale jeśli tak, to nie doszło.... skrzynka pusta :)
Jeszcze nie....:( Ale czeka.
UsuńA wspomnienia tak, każdy ma swego trupa:)
Spoko :) byłam ciekawa, czy znowu coś listonosz nie napsuł :) kiedyś wpisał do ewidencji przesyłkę nieodebraną na opak, że niby ja byłam nadawcą, więc nie mogli jej znaleźć. A była :) O dostarczanych awizach zamiast przesyłek nie wspomnę.
UsuńNat,jesteś jak moja mama, ojciec alkoholik, i geografia na WSP w Krakowie (nie wiem gdzie Twoja). Tylko mąż jej się lepszy trafił...
OdpowiedzUsuńUAM Poznań. :) Ja się właśnie rozwodzę :)
Usuń