Znaczy niskiego poziomu adrenaliny, który nie powoduje u mnie zrywu do działania.
W tym wszystkim zwyczajnie sobie działam, robię co trzeba, ale nie spinam się, raczę się odległym terminem i nagle...Trzask. To już niedługo! Już, zaraz będzie galopada, zarwane noce, oczy na zapałkach, wymiętolone jestestwo, niedospanie i dzika radość z efektu.
Bo w tym napięciu, adrenalinie w żyłach, z dzwonkami alarmowymi w głowie i kalendarzu, działam na najwyższych obrotach. Jakąś częścią mojej głowy ogarniam nieogarnialne dla innych. Potrafię wtedy robić dziesięć rzeczy na raz, załatwiać wszystkie zaległe i konieczne sprawy, zajmować się domem, dziećmi, mam czas na książkę, spacer, zakupy i....wszystko działa. Wszystko jak w wielkiej maszynie współgra ze sobą i efekty są imponujące.
Czasem zastanawiam się, jak to możliwe, że im więcej mam na głowie, tym lepiej mi wszystko wychodzi. Co powoduje, że ogarniam tyle rzeczy, spraw na raz. Że się nie gubię w tym i nie zawalam. I nie działa żadna systematyczność, rozkładanie w czasie, planowanie, ustalanie szczegółów wcześniej. Nie działa, bo próbowałam. Nie umiem zebrać się w sobie. Najlepiej pracuje mi się pod presją czasu. Uwielbiam zadania od do.
Do tego zauważyłam, że im więcej na mnie spada, tym lepiej. Daje mi to totalnego kopa, który jest lepszą motywacją niż nie zdążysz, nie wyjdzie, nie uda się.
Właśnie jestem w takim okresie. Czas zaczyna mi się kurczyć. Zagęszcza się. Czuję już na plecach oddech terminu. I dlatego uśmiecham się pod nosem: spokoleszcza:)
***
Dzisiaj poczułam to znów. Wewnętrzny niepokój. Takie uczucie, które czasem pojawia się znikąd. Pojawia bez wyraźnego powodu. Czasem to muzyka, czasem film, rozmowa...
Niepokój, trochę obaw, szczypta żalu, wspomnień, czyjaś biografia, los, przeszłość i nadzieja. Słowa piosenki. Informacje.
Brak.
Dzisiaj złożyła się na to muzyka.
Dokopała mi lekko....
Na dziś:
Link nie działał, z tego co wiem.
wiesz,że też tak mam?... przychodzi COŚ, czasem dobre, czasem złe, i nakręca mnie do działania... i wtedy też jestem w stanie wszystko załatwić, zorganizować, zrobić... im więcej - tym sprawniej... dopóki nie opadnę z sił... miłej niedzieli :)
OdpowiedzUsuńWiesz, to nawet nie to, że przychodzi COŚ. Ja wiem o tym od dawna, że muszę zrobić, ale...zawsze mam czas. A potem spinam się na maksa i jest ideał :)
UsuńMiłej :)
O boshhhh jak ja lubię ten kawałek. Pokłady spokoleszcza mówisz? Siostro ;o)))
OdpowiedzUsuńWiedziałam, żem nie sama! Rodzina mi się powiększa! Siostro :D
UsuńTeż tak mam. Znacznie mniej się wtedy popełnia błędów niż wtedy, kiedy jest czas na wszystko. A muzyczkę lubię, lubię... :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, żadnych błędów! Wręcz idealnie! Zawsze mnie to dziwiło i żaden eksperyment z poukładaniem w czasie i systematycznością się nie udał.
UsuńA muzyczka...mmmrrrrr:)
Wiesz co? Do jakiegoś tam czasu mam toczka w toczkę tak samo. Nienawidzę się spieszyć. Tylko potem nie mam zrywu i spinu, jak Ty, bo to już jest nagły przypływ pośpiechu :) Konsekwentnie nie spieszę się do końca.
OdpowiedzUsuńAle ja nawet w końcówce, na finiszu też się nie spieszę! Przejawiam stoicki spokój i udowadniam, że nie ma problemu. Tylko wtedy muszę ogarniać milion spraw dodatkowych, i wygląda jakbym wszystko szybko. A to tylko precyzja działania :))))
UsuńZ tego, co napisałaś, wynikało co innego (adrenalina, najwyższe obroty itd.). W każdym razie i tak napisałaś, że "spokoleszcza" to wada, a gówno prawda. To jest LI I JEDYNIE zaleta! Z pośpiechu i innego narwaństwa nie ma nic dobrego, nawet dzieci. Co najwyżej wrzody na żołądku, nerwice i zawały.
UsuńOj, no dobra. To zaleta. Niech Ci będzie. Przyznaję rację. Bo mi to nie przeszkadza. :D
UsuńI to WIELKA zaleta! :)
UsuńJuż dawno tak nie miałam... I może to dobrze :)))
OdpowiedzUsuńJa tak...lubię:)
UsuńJak tak sobie przeczytałem ten posta to jakbym czasem sibie widział...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To trochę pocieszające jest :) Oznacza, że nie tylko ja tak mam. Z drugiej strony odbiera mi oryginalność :)
UsuńPozdrawiam:)
Nie lubię spokoleszcza, ponieważ wolę mieć wszystko zaplanowane, w terminie, bez pośpiechu. Ale czasem i mnie włącza się kołowrotek :)) Wtedy faktycznie pracuje się szybciej i dokładniej
OdpowiedzUsuńMi z planów i rozłożenia w czasie nic nie wychodzi....
UsuńZnaczy działasz jak T., mąż znaczy. Po co dziś i na spokojnie, skoro można jutro wstać 2 godziny wcześniej i zrobić to "coś" w 2 godziny zamiast w 4-ry?
OdpowiedzUsuńDla mnie niepojęte. Poza tym, gdy mi się zdarza podobnie (nigdy z wyboru, ale czasem wymusza to sytuacja) to zawsze coś się wydarzy (zaspanie, brak prądu, nagłe niedomaganie itp). Raczej nie zdarza mi się i w takiej sytuacji nie wywiązać z zadania, ale po tym zero satysfakcji i wypompowanie aż do niedobrze.
Fajnie, że zaludniamy świat tak różnie;-)))
Ano zróżnicowanie musi być. Powiem Ci tylko, że tak właśnie najlepiej mi wychodzi wszystko - pakowanie, pisanie, nauka, załatwianie różnych spraw. Jestem miszczu normalnie w takich podbramkowych sytuacjach :)Najwięcej mam pomysłów i najlepiej mi się pracuje. :)))
UsuńJak zaczynam się rozkładać w czasie, to zawsze coś przeoczę - niedopakuję, o czymś zapomnę, coś mi umknie. Serio serio :)
"Brak."
OdpowiedzUsuńBrak czego?
Raczej kogo. Na przykład wokalisty INXS.
UsuńA, no to uffff. Nie jest to brak przesadnie poważny :)
UsuńAle znaczący :)
UsuńNiemożliwe.
UsuńDla mnie tak.
UsuńOj, tak... :D Póki co, wyobraźnia i dyskografia do słuchania muszą wystarczyć :D
OdpowiedzUsuńPóki co :)
UsuńI jeszcze to http://www.youtube.com/watch?v=qBI_Av00_Fo
OdpowiedzUsuńO, Zeppelinów zawsze: ))))
UsuńTaaa.....
OdpowiedzUsuńNoooo....:)
UsuńNie ma to jak działanie pod presją. Nagle okazuje się, że można coś zrobić i to szybko.Też tak czasem mam. Odwlekam w nieskończoność a potem przyparta do muru robię to szast prast i to z dobrym skutkiem.Człowiek się mobilizuje. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńMoże jednak posiadanie bata nad sobą, w formie terminu, to dobra rzecz.
UsuńPozdrawiam :)
No to szacun, że tak potrafisz pracować, Natt! Ja w takich warunkach wymiękam, gdy za dużo na głowie. A że zazwyczaj za dużo to na wymiękkanie częste nie mam czasu, to raz na jakiś czas wysiadam i pękam. Już po peknięciu właśnie jestem, teraz będzie mam nadzieje lepiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, w stanie (prawie) błogiej rekonwalescencji ;-)
Moje "działa" tkwi w kalendarzu- bez niego ani rusz i bez kompleksów przyznaję się do tej ułomności. W końcu najważniejsze, że to działa;)
OdpowiedzUsuń