A robię to na różne sposoby. Na przykład czytam książkę (co prawda sama siebie upomniałam i odłożyłam ją na później), albo piszę z ludźmi, albo nagle muszę wyjść, bo przecież trzeba kupić mleko i chleb.
Muszę się przyznać. Wysłałam dzisiaj po chleb Młodego. Sklep jest kilka bloków dalej. Dostał pieniądze, wiedział co i gdzie ma kupić. Jak ma wrócić. Jestem dumna, bo mój sześciolatek wrócił z chlebem, resztą i cały zadowolony z siebie powiedział, że od teraz ma swoje stałe zadanie.
Zobaczymy, czy zacznie podbierać resztę.
Poza tym, z całego tego zamieszania i braku czasu, ugotowałam pyszny obiadek. Jak sobie gotowałam, pomyślałam, że zrobię zdjęcie, bo czasami robię, ale...nie zdążyłam. Pożarliśmy wszystko w oka mgnieniu.
A zrobiłam na talerzu kopczyki z ryżu, takie fajne górki, które robię...podstawką do jajek.
A wczoraj potwierdziła się siła uśmiechu. Po raz kolejny upewniłam się, że optymizm popłaca.
Potrzebowałyśmy hurtowo dużo jednej rzeczy. Wiadomo, po jak najniższej cenie. Ja, znana na całym świecie optymistka Niemarzeczyniemożliwych, powiedziałam, że zapytam. Nie muszę dodawać, że dezaprobata w oczach, niedowierzanie i inne zjawiska towarzyszące, w tym opatulenie się szczelniej swetrem nie wytrąciły mnie z równowagi, bo nie ze mną te numery.
Siadłam więc sobie, złapałam telefon i wszystkiego się dowiedziałam. Pogawędziłam z panią w biurze obsługi, w zamian pani powiedziała, że jak się zjawię mam się powołać na rozmowę z nią i wtedy wejdę i zakupię. Ma się tę siłę. Przebicia znaczy.
No i pojechałyśmy.
Chciałam zauważyć, że ona mieszka tu z 10 lat. Ja od lipca...Jeżdżę po mieście jakby było odwrotnie.
Pomyliłam drogę powrotną, bo rondo bardzo dziwne jest i nie, nie jechałam pod prąd, ale szybko połapałam się gdzie jestem i jak mam jechać, żeby dojechać. Ona spanikowała. Ale to nic. Ja tylko uśmiechałam się pod nosem i zagadywałam ją.
Ale wcześniej weszłyśmy do wielkiej hurtowni. Na wejściu luz, powiedziałam co trzeba, zrobiłyśmy zakupy. Kasjerka okazała się świetną babką, podpowiedziała to i owo, że możemy sobie wyrobić kartę, i wcale nie musimy mieć firmy. Wobec tego zrobiłyśmy rundkę po raz drugi. Podeszła do nas pani. Naburmuszona z daleka ciskała gromy. Na moje: w tajemnicy dowiedziałyśmy się...wypowiedziane półszeptem z szerokim uśmiechem na twarzy, pani...uśmiechnęła się równie szeroko. I wyrobiła nam dwie karty. Oraz pogawędziła z nami bardzo otwarcie. Po czym zrobiłyśmy mini zakupy i wróciłyśmy do naszej kasjerki, której zapowiedziałyśmy, że my tylko do niej będziemy przyjeżdżać. Pani zaproponowała nam, że mamy sobie wziąć jej grafik.
Na koniec dowiedziałam się, że jestem świetnym menedżerem i że wszystko umiem załatwić. No ba.
W międzyczasie załatwiłam prawie obcej osobie jedną część, zdalnie. Ktoś wysłał w moim imieniu paczkę dla tej osoby, najpierw zakupując potrzebną rzecz. Uwielbiam takie akcje, kiedy mogę pomóc, zupełnie bezinteresownie, nawet komuś, kogo nie znam. Cała akcja miała miejsce na facebooku. :)
Takie małe drobne rzeczy dają mi bardzo dużo. Przede wszystkim upewniam się, że ciągle lubię być potrzebna.
A potem jeszcze raz jechałam do miasta z Młodym. I myślę, że stanowiliśmy niezłą parę. Ja tłumacząca mu zawiłości kosmosu i atmosfery, koloru nieba i wody w chmurach (wywołaliśmy tym samym konsternację jednej babci, której wnuczek usłyszał o czym rozmawiamy i zaczął wypytywać babcię o to samo, przy czym mówił to w taki sposób, żebyśmy słyszeli, że on też zna się na rzeczy), a Młody liczący balkony w drodze powrotnej. W pewnym momencie, przy pełnym autobusie powiedział: (...) no tamten balkon, widziałaś? Ten w kolorze ...NIETOPERZOWYM! Cała nasza okolica parsknęła śmiechem.
Jak się w toku zeznań i przesłuchania okazało, nietoperzowy to według niego zielono - szary.
To tyle. Same pierdoły. Ale mam świetny humor i idę dalej do roboty.
Dzisiaj i pewnie przez następne kilka dni gra dla mnie Bon Jovi:
(You Want to) Make a Memory
wcześniejsze:
Wanted Dead or Alive
oraz
Runaway
Ja oczywiście słucham całych płyt. Dla mnie to zanurzenie się we wspomnieniach, w latach 80-tych i marzenie o wielkiej imprezie, na której wszystkie stare fajne kawałki przetańczę, przeskaczę i będą bolały mnie nogi :))))
Ja pierdziu! Na tym pierwszym teledysku jest facet w moim typie!!
OdpowiedzUsuńTo Jon Bon Jovi :) W moim teżżżżżżż :>
UsuńNo co Ty?!Też masz jazdę na blondynów?! Powiem Ci, że szlag może człowieka trafić - całe życie marzysz o blondynie z prawdziwego zdarzenia, a trafiają się prawie wyłącznie ciemniaki! Przynajmniej ja tak mam. Ostatni nabytek jest w ten deseń, ale czarny... :(
UsuńU mnie odwrotnie, całe życie marzę o czarnym, a same jasne barany. Ale ja mam inne skrzywienie. Lubuję się w brzydalach :))))
UsuńFiu fiu, a ja z blond chciałem się farbnąć na czarno:)))Wiesz Natt, o co biega...Pozdrawiam jak zarobiony, zarobioną :)
Usuń:))))))))))))
UsuńJa cież pierdzielęż! Malawiart blondyn!
UsuńNooooo i to jaki :)
UsuńJa bym tu jeszcze dołożyła "Always". Mniam...
OdpowiedzUsuńTytuł się jakoś nie kojarzy...
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=9BMwcO6_hyA
UsuńAhahaha, każdemu kojarzy się inaczej, ale żeby Tobie, Leslie? Za dużo reklam :D
UsuńMoże i za dużo reklam, ale one są wszędzie...
UsuńJa mam na to sposób! Nie mam tv:)
UsuńNo zapędów do załatwianai spraw gratuluję.
OdpowiedzUsuńKopczyki z ryżu mnie zaintrygowały. Rozwiń temat w wolnej chwili.
A z Bon Jovi od dawna chodzi za mną Born to Be my Baby z 1988. W zasadzie od kiedy to nagrali. Taka zaje... tzn. świetna dynamika.
Pozdrawiam
Kopczyki..zwykły ryż, wepchnięty do kieliszka na jajko, albo małej miseczki i babka zrobiona na talerzu:)
UsuńA Born..Dzisiaj Młody mnie męczył: ale puść jeszcze raz to gdzie oni śpiewają lalalalala..:) Też nam się podoba.
Całe "Bon Jovi" i "7800st F" (świetnie się przy nich jeździ samochodem :)i "Slippery When Wet" też:)
Pozdrawiam
Właśnie posłuchałam i przypomniało mi się... :)
Usuń:D Cudooooo
UsuńA w temacie zasadniczym - niech uśmiech będzie z Tobą! Nie raz się potwierdza jego siła... Powiedz jeszcze, co stanowiło dodatek do ryżu :)
UsuńKotlet schabowy bez panierki, taki ładnie przypieczony i sałata lodowa ze śmietaną i kiełkami brokułów oraz pieczarki smażone.
UsuńA uśmiechu pozbywać się nie mam zamiaru:)
Niamniuśne, jak mawia dziecko mojej koleżanki... Ja też. :D
UsuńAha. A tak w ogóle, to co malujesz? Bo coś o przerwie między malowaniami piszesz. Obrazy? Decoupage lakierem?
OdpowiedzUsuńDecoupage farbami, tuszami i lakierem.
UsuńHa! Zgadłam!
Usuń:)To jak pokończę, to dostaniesz zdjęcia.
UsuńA może ogłoszę końkurs...w końcu 1000 się zbliża :) Z nagrodami :)
Doskonały pomysł! Uwielbiam konkursy :)
UsuńNo dobrze :) Ale letko nie będzie :>
UsuńMamy podobnie, tu trochę, tam trochę i ogólnie wszędzie nas pełno i ciągle jest coś do zrobienia :) Bon Jovi... też lubię :)
OdpowiedzUsuńOraz ciekawa jestem kiedy się młodemu znudzi, to nowe zadanie :)
Zobaczymy:)Na razie deklaruje chęć. Nawet idąc do klasy wołał, żebym pamiętała, że on będzie chodził:)
UsuńOraz fajnie, że też lubisz:)
Dzielny Młody, oby tak dalej. Kolor nietoperzowy rozbawił mnie do łez a Bon Jovi to jak najbardziej moje klimaty. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńA mówią, że tylko kobiety dziwnie nazywają kolory. Przebił wszystkie śliwki, wiśnie i inne łososie :)
UsuńŚciskam :)
to chyba spotkamy się na tej imprezie, bo to też moje klimaty;-) ehhh miło się słucha, a wspomnienia... a kolor nietoperzowy no woow, ja w prospekcie dekoralu miałam kolor ciepłego mchu;-) trafisz? mimo koszmaru za oknem też mam humorek;-)
OdpowiedzUsuńciepły mech, też nieźle :)
UsuńTo może skręcimy imprezkę? :))))))
A humorek dobry jest :)
no ba, jak walniemy latami 80tymi to szyby zadrżą, a liście spadną szybciej niż po mrozie;-)
UsuńNo to....:)
Usuńbum?
UsuńI po raz kolejny podziwiam Twój spryt zaradna kobieto :)
OdpowiedzUsuń:DDDDDD
Usuń