poniedziałek, 5 listopada 2012

[73] Ściana

Dochodzę czasem do ściany. Zanim zacznę szukać przejścia, szczeliny, pęknięcia, stoję i jestem bezradna. Trwa to zwykle chwilę. Chwila jest względna. Czasem to dzień, czasem kilka minut.
Dzisiaj rozpadłam się na kawałki. Wracając. Nie, nie wydarzyło się nic złego, nieprzewidzianego, nie było żadnej traumy, spięć, nieoczekiwanych sytuacji. Nawet wręcz przeciwnie. Spodziewałam się tylko końca, ale to było niepewne. Końca nie ma. A raczej jeszcze go nie widać. Jeszcze trochę.
Mój stan trudno mi określić. Nie, nie płakałam, nie załamałam się, nie rozpaczałam, nie analizowałam. Po prostu zaczęłam myśleć o tym, jak bardzo nieprzewidywalne są uczucia. Zobaczyłam jak rozpada mi się świat, roztrzaskuje, jak moje emocje uchodzą, jak schodzi ze mnie powietrze. Musiałam wyglądać okropnie. Bo tak właśnie się czułam.
Najdziwniejsze jest to, że wszystko było tak, jakbym przyglądała się sobie z boku. A raczej swoim myślom. Siedziałam sobie w fajnym miejscu, było mi wygodnie, miło, wielkie okno, cudowny zachód słońca, piękne widoki. Obok tego zachwytu - moje uczucia. I smutek. On przysiadł sobie obok i czekał. Ale tylko razem milczeliśmy. Po dziesięciu minutach zaczęłam składać się na nowo. Stwierdziłam, że jest pięknie. Że jest kilka rzeczy, które muszę natychmiast załatwić i że to całkiem nowe dla mnie, że te dziesięć minut to był ogromny spokój, który mnie ogarnął. Do tej pory ściana oznaczała panikę. Chwilową, ale zawsze panikę. Kołatanie serca i spazmatyczny płacz. Nic z tego. Mnie ogarnął spokój. Taki totalny.
Po tym wszystkim zachciało mi się spać. Nie byłam w stanie nawet wyjąć książki. Ale niestety. Wszystkie dobre dusze, niech je drzwi...., jak tylko zaczynałam śnić, np. o tym, że to bułka nie chleb, dzwoniły do mnie przez całą drogę. A to z żalem, że mogły więcej powiedzieć, a to z prośbą, żebym była w necie wieczorem, a to jak się czuję, a to jeszcze z innym problemem.

Każdy ma swoje pięć minut. Ja miałam dziesięć.

Na dziś:
Coma - Leszek Żukowski
Słowa, słowa, słowa....




24 komentarze:

  1. To nie pierwsza taka Twoja notka, której nie rozumiem do końca. Bo nie znam faktów, a to o czym mówisz jest dla mnie bardziej niż mgliste. Jednak, zdaje się, rozumiem uczucia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem tak bywa... Często coś dobrego pozwala z tego wyjść i iść dalej. A dobre dusze to rzecz bezcenna na tym najbardziej porąbanym ze światów. Spokojnej nocy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre dusze tylko mnie wkurzały:) Nie dały mi się zdrzemnąć przez dwie godziny, a ja autentycznie czułam się jak po maratonie. Nic to, wyciągnęłam się z tego, jest bosko :)

      Usuń
  3. W takim razie ciesz się, że zamiast pięciu, dostałaś dziesięć minut!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mówię, że we wszystkim można znaleźć plus. I to ten dodatni ;)

      Usuń
    2. Oczywiście! Ja jestem taka optymistką, że nawet na cmentarzu widzę same plusy +++++++++++ :))

      Usuń
    3. No tam to wybitnie. I znów wracamy do tematu? Bo nie chcę się narażać :>

      Usuń
    4. Do tematu czego? My mamy wiele tematów do rozmowy, mieszają mi się :)

      Usuń
    5. Coś o starym cmentarzu....

      Usuń
    6. Chichichichichiii...

      Usuń
  4. Hm... Kolejne doświadczenie, kolejne wspomnienie, kolejna chwila. Ale to już było! Trza tak sobie powiedzieć i iść dalej, omijąc ściany, jeśli się da! Miłego dnia życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze się da :) Było, minęło :)) Miłego również!

      Usuń
  5. Nie wiem co się dzieje ale 10 minut doskonałego spokoju to już coś. Dobre duszyczki potrafią czasem tą dobrocią zdołować człowieka, choć nawet o tym nie wiedzą. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale chcą dobrze :) Wiem, że się martwili, ale cóż.
      10 minut totalnego spokojnego rozpadania się emocji. Czarujące i takie...czyste. Fakt, że pochłonęło to całą moją energię w tym momencie, ale było warto :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. czasem warto usiąść i rozebrać na kawałki sój smutek, niepokój czy lęk. Przyjrzeć mu się ze wszystkich stron i oswoić. Wtedy jest łatwiej go znieść

    OdpowiedzUsuń
  7. Doceniam to, że w chwilach,gdy tak się czuję, jest ktoś, kto się martwi. Z kimś takim, chociażby pomilczeć. Lubię swój smutek, bo przynosi ukojenie, wycisza... Później jest tylko lepiej. Przytulam mocno...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja gdy jestem wśród ludzi (lub w necie) jestem "wesoły". Gdy zostaję sam, czuję się właśnie tak jak Ty się czułaś. Ale przyzwyczaiłem się już do tego, a nawet to lubię. Raz, w tym stanie, było już blisko ..... ale było to ok. 30 lat temu. Potem się przyzwyczaiłem do tych swoich "masek" i wiem że to mija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mija. Ale jest potrzebne. Przynajmniej mi. Dziękuję za szczerość.

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.