Dzisiaj rozpadłam się na kawałki. Wracając. Nie, nie wydarzyło się nic złego, nieprzewidzianego, nie było żadnej traumy, spięć, nieoczekiwanych sytuacji. Nawet wręcz przeciwnie. Spodziewałam się tylko końca, ale to było niepewne. Końca nie ma. A raczej jeszcze go nie widać. Jeszcze trochę.
Mój stan trudno mi określić. Nie, nie płakałam, nie załamałam się, nie rozpaczałam, nie analizowałam. Po prostu zaczęłam myśleć o tym, jak bardzo nieprzewidywalne są uczucia. Zobaczyłam jak rozpada mi się świat, roztrzaskuje, jak moje emocje uchodzą, jak schodzi ze mnie powietrze. Musiałam wyglądać okropnie. Bo tak właśnie się czułam.
Najdziwniejsze jest to, że wszystko było tak, jakbym przyglądała się sobie z boku. A raczej swoim myślom. Siedziałam sobie w fajnym miejscu, było mi wygodnie, miło, wielkie okno, cudowny zachód słońca, piękne widoki. Obok tego zachwytu - moje uczucia. I smutek. On przysiadł sobie obok i czekał. Ale tylko razem milczeliśmy. Po dziesięciu minutach zaczęłam składać się na nowo. Stwierdziłam, że jest pięknie. Że jest kilka rzeczy, które muszę natychmiast załatwić i że to całkiem nowe dla mnie, że te dziesięć minut to był ogromny spokój, który mnie ogarnął. Do tej pory ściana oznaczała panikę. Chwilową, ale zawsze panikę. Kołatanie serca i spazmatyczny płacz. Nic z tego. Mnie ogarnął spokój. Taki totalny.
Po tym wszystkim zachciało mi się spać. Nie byłam w stanie nawet wyjąć książki. Ale niestety. Wszystkie dobre dusze, niech je drzwi...., jak tylko zaczynałam śnić, np. o tym, że to bułka nie chleb, dzwoniły do mnie przez całą drogę. A to z żalem, że mogły więcej powiedzieć, a to z prośbą, żebym była w necie wieczorem, a to jak się czuję, a to jeszcze z innym problemem.
Każdy ma swoje pięć minut. Ja miałam dziesięć.
Na dziś:
Coma - Leszek Żukowski
Słowa, słowa, słowa....
To nie pierwsza taka Twoja notka, której nie rozumiem do końca. Bo nie znam faktów, a to o czym mówisz jest dla mnie bardziej niż mgliste. Jednak, zdaje się, rozumiem uczucia.
OdpowiedzUsuńA kto zrozumie kobietę...
UsuńCzasem tak bywa... Często coś dobrego pozwala z tego wyjść i iść dalej. A dobre dusze to rzecz bezcenna na tym najbardziej porąbanym ze światów. Spokojnej nocy :)
OdpowiedzUsuńDobre dusze tylko mnie wkurzały:) Nie dały mi się zdrzemnąć przez dwie godziny, a ja autentycznie czułam się jak po maratonie. Nic to, wyciągnęłam się z tego, jest bosko :)
UsuńW takim razie ciesz się, że zamiast pięciu, dostałaś dziesięć minut!
OdpowiedzUsuńJa też mówię, że we wszystkim można znaleźć plus. I to ten dodatni ;)
UsuńOczywiście! Ja jestem taka optymistką, że nawet na cmentarzu widzę same plusy +++++++++++ :))
UsuńNo tam to wybitnie. I znów wracamy do tematu? Bo nie chcę się narażać :>
UsuńDo tematu czego? My mamy wiele tematów do rozmowy, mieszają mi się :)
UsuńCoś o starym cmentarzu....
UsuńChichichichichiii...
UsuńHm... Kolejne doświadczenie, kolejne wspomnienie, kolejna chwila. Ale to już było! Trza tak sobie powiedzieć i iść dalej, omijąc ściany, jeśli się da! Miłego dnia życzę!
OdpowiedzUsuńZawsze się da :) Było, minęło :)) Miłego również!
UsuńA jednak jeszcze nie teraz ?
OdpowiedzUsuńjeszcze nie...
UsuńPrzytulam :*
OdpowiedzUsuń:*
UsuńNie wiem co się dzieje ale 10 minut doskonałego spokoju to już coś. Dobre duszyczki potrafią czasem tą dobrocią zdołować człowieka, choć nawet o tym nie wiedzą. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńNo ale chcą dobrze :) Wiem, że się martwili, ale cóż.
Usuń10 minut totalnego spokojnego rozpadania się emocji. Czarujące i takie...czyste. Fakt, że pochłonęło to całą moją energię w tym momencie, ale było warto :)
Pozdrawiam :)
czasem warto usiąść i rozebrać na kawałki sój smutek, niepokój czy lęk. Przyjrzeć mu się ze wszystkich stron i oswoić. Wtedy jest łatwiej go znieść
OdpowiedzUsuńWarto. O ile mniej smutny i straszny :)
UsuńDoceniam to, że w chwilach,gdy tak się czuję, jest ktoś, kto się martwi. Z kimś takim, chociażby pomilczeć. Lubię swój smutek, bo przynosi ukojenie, wycisza... Później jest tylko lepiej. Przytulam mocno...
OdpowiedzUsuńJa gdy jestem wśród ludzi (lub w necie) jestem "wesoły". Gdy zostaję sam, czuję się właśnie tak jak Ty się czułaś. Ale przyzwyczaiłem się już do tego, a nawet to lubię. Raz, w tym stanie, było już blisko ..... ale było to ok. 30 lat temu. Potem się przyzwyczaiłem do tych swoich "masek" i wiem że to mija.
OdpowiedzUsuńMija. Ale jest potrzebne. Przynajmniej mi. Dziękuję za szczerość.
Usuń