Okłamałam Młodego. On mnie za to wystraszył. Podskoczyłam tak, że aż mi było głupio, a on miał ubaw. I radochę, że tak mu się udało.
Za oknem pada śnieg i chyba wyciągnę dziatwę na lepienie bałwana, a przynajmniej na wojnę śnieżkową. tylko nie wiem, czy dadzą się wywlec z domu.
Ot i cały trójpak: śmigus, prima aprilis i śnieżyca :)
Nie wiem jak to się dzieje. Może ktoś wyjaśni mi naukowo to zjawisko.
Na świąteczny czas szykuję mało jedzenia. Tyle, żeby przetrwać i nic nie wyrzucać. Nie szaleję. Nie produkuję czegoś, czego nie jemy. Ilości też są takie akurat.
Akurat.
Kiedyś szykowałam, wydawało mi się, mało. Ale można było obdzielić jeszcze ze dwie rodziny. I nie, nie było dużo, tylko tyle tych lubianych potraw. Zaczęłam ograniczać. Wykreślać. Konsultować.
Z konsultowania wychodziło tak, że jednego dnia czegoś chcieli, a następnego, jak już było gotowe - nie.
Teraz przyparłam Kudłatą do muru. Wydobyłam informacje co i jak, przygotowałam tylko to, co nam pasowało, ścinana co chwilę tekstami: po co, bez tego, nie chcemy, nie rób.
Wyszło tak, że sałatka skończyła się wczoraj przed południem. Wędliny są na wykończeniu. Jajek jeszcze kilka jest. Nagle okazało się, że "czemu kupiłaś tak mało ogórków kiszonych??!!" Biała upieczona na wiórek, bo ja tak lubię, też już wyszła. Mazurek, khem, khem..., też zszedł był wczoraj. Jabłecznik dzisiaj.
Idealnie! Nic nie wyrzucę, wszystko zjemy! Tak mi się podoba.
I teraz pytanie: jak to jest, że bez względu na ilość jedzenia, człowiek czuje się nażarty (nie najedzony, bo to eufemizm jest) po samo podniebienie?
A teraz muszę opisać moje przygody z mazurkiem. Zawodowców w tej kwestii proszę o wyrozumiałość, gdyż to mój pierwszy w życiu raz. A pierwszy raz nie zawsze jest taki, jak go sobie wymarzymy. Lepszy jest następny i tego będę się trzymać.
Otóż znalazłam w necie przepis na mazurek. Prosty, i smaczny, tak mi się wydawało. I nie zawiodłam się.
Ale po kolei.
Upiekłam spód. Zachwycona wlałam na ten spód, ostygnięty, masę kajmakową. I......
Dobrze, że tylko połowę tej masy wlałam. To co potem nastąpiło sanepid przyprawiłoby o zawrót..głowy(?). Musiałam te masę zlizywać z blatu. zmieniałam talerze, potem ratowałam lodówkę, bo jak mi się wydawało, że nic więcej już nie spłynie, to jednak jeszcze coś się znalazło. Kudłata się śmiała ze mnie, a Młody dzisiaj otworzył lodówkę i zawołał: o! kajmak na drzwiach!
A wszystko przez to, że zrobiłam płaskie ciasto. Zapomniałam, nie pomyślałam, że przecież brzeg trzeba zrobić. W przepisie nic nie było o brzegu. Dopiero przy lizaniu blatu stanął mi przed oczami obrazek mazurka, gdzie brzeg był i nic mu się nie wylewało. Kiedy powiedziałam o tym Kudłatej, która z zadowoleniem zajmowała się bezkarnie wylizywaniem kajmaku, tak się zaczęła ze mnie śmiać, że zaczęłam zastanawiać się nad wylaniem jej reszty masy na głowę. Powstrzymał mnie tylko pomysł upieczenia babeczek i wykorzystania reszty masy na małe mazurkowe babeczki z kajmakiem. Które za parę chwil upiekę.
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że nigdy w życiu nie piekłam mazurka, moja mam nie piekła, bo uważała, że jest okropny i nie miałam pojęcia, co i jak. Teraz już wiem.
Mazurek przebojowy zniknął w oka mgnieniu, jak tylko dałam hasło: można jeść! Mlaskanie i pochwały spłynęły...kajmakiem na moje serce. Od teraz mazurek to będzie moje przebojowe ciasto. Ten konkretny. Mój.
Idę umyć drzwi lodówki.
Na dziś:
Adele - Someone like You
ha ha ha, brawo... ważne, że smakowało, lizane czy gryzione, bez różnicy :)... ja zawaliłam sprawę z grochem... na torebce stało: zalać wrzątkiem, na trzy godziny, potem odlać wodę, zalać zimną i gotować 20 min... zalałam wrzątkiem, postawiłam na gazie i ... po godzinie miałam grochową papkę... a gdzie jeszcze dwie godziny?- pomyślałam ... po dokładniejszym przeczytaniu zrozumiałam, że on miał się moczyć trzy godziny, a gotować tylko 20 min... no cóż, kapusta z grochem i tak wyszła pyszna :) ściskam ciepło
OdpowiedzUsuńaha, i uwielbiam tę piosenkę :)
UsuńWażne, że wyszło :)
UsuńW sumie takie doświadczenia są fajne :D Ile historii do opowiadania:)
Ja też ją uwielbiam. :)
Usuń:))) ja kiedyś tak łapałam galaretkę z biszkopta, bo nie wiedziałam, że na świeżym kiwi się nie zetnie :))))
OdpowiedzUsuńudanego wieczoru
Ufff...a już myślałam, że tylko mnie się zdarzają kulinarne wpadki :)
UsuńNo, no... , a ja kupiłam mazurek i też był dobry!
OdpowiedzUsuńJa omijałam, bo jak mama powiedziała be, to znaczy be. Ale teraz bym ją udusiła za te lata niewiedzy :D
UsuńJa nie przepadam za kupnymi ciastami, wyjątkiem jest strucla makowa. Lubię sama piec. I stąd pomysł na mazurek:)
Też bym polizał...:)Ja upiekłem 12 blach ciasta od bab po mazurki, a do wczorajszej kawy musiałem z moimi ludźmi zadowolić się resztkami drożdżowego barana z bezą. No cóż szewc itd... Widać gościom smakowało. Mam nadzieję, że chociaż w domu coś się jeszcze z wypieków uratowało :)))Dzisiaj wracam więc się przekonam :)
OdpowiedzUsuńwierz mi, zasłodziłam się do granic możliwości :))) Słodka się zrobiłam, aż do przesady :D
UsuńDrożdżowy niejadalny, ale te bezy... Nie zostało Ci jeszcze trochę...?
UsuńTy też bezy lubisz? No proszę :)
UsuńBezy uwielbiam, zwłaszcza z dużą ilością bitej śmietany :) Mogę je jeść do zamulenia! Dla równowagi nie znoszę ciast, zwłaszcza drożdżowych.
UsuńJa tam lubię. nie znoszę tylko kremów tłustych, na maśle i alkoholem nasączonych tortów.
UsuńHa! A ja mogę jeść na wagony masy i kremy (wyłącznie na maśle, nie jakieś syfiaste budynie). Z ciastem ode mnie z daleka.
Usuńale jesteś dzielna mazurka bym nie zrobiła, poświąteczne buziaki.
OdpowiedzUsuńtakiego jak ja zrobiłam to byś zrobiła :D
UsuńBuziak:*
Mazurka piekę orzechowego, prosty, smaczny, zawsze znika jako pierwszy. Dam Ci przepis, kcesz?
OdpowiedzUsuńNo pewnie, jeszcze się pytasz:) Kcem, kcem!
UsuńByle bym tylko nie musiała znów lizać blatu....;)
Mail :o)
Usuńdzięki dzięki dzięki! :*
UsuńU mnie był przeogromny cukierniczy talent i zapał do pieczenia, niestety w dzieciństwie go stłumili i dziś już nic nie piekę ;))) Ale zjeść za to zawsze, wszędzie z i wielką chęcią - karpatkę, kremówkę, wuzetkę, hiszpana, sernik z galaretką... mmm... Idę szukać po szafkach czy gdzieś coś nie zostało ;)))
OdpowiedzUsuńjak to stłumili?? Normalnie pod sąd z nimi! Karpatkę lubię, serniki, kremówki, wuzetkę jadłam chyba raz, w kawiarni WZ na Fredry w Poznaniu:) i nie pamiętam jak to smakuje. Hiszpana też nie znam. Lubię słodkie z karmelami, bitą śmietaną, śmietankowe...
Usuńmniam:)
Ja upiekłam kiedyś pancerne rogale z topionego ciasta... A teraz upiec upiekę, ale i tak najbardziej mi smakuję faworki i keks mojej matki. Nie wiem, jak ona to robi, bo robię tak samo, ale jej to niebo w gębie. I zaczynam post. :D
OdpowiedzUsuńA tam post:) Trzeba korzystać z życia :>
UsuńMogłabyś, po koleżeńsku, dać przepis na tego mazurka, wiesz? Wszak można go nazwać tartą kajmakową, prawda? I zrobić w dowolnym, nieświątecznym czasie. To ja zrobię i może pierwszy raz jakieś ciasto mi wyjdzie, bo od mazurka chyba nie wymaga się by urósł, a to jest największy problem moich prób ciastowych;-)))))
OdpowiedzUsuńA proszę bardzo:)
Usuńhttp://www.mojewypieki.com/przepis/mazurek-kawowy-z-bezami-i-solonym-karmelem
Bardzo dzięki.
UsuńCi powiem, że się nie dziwię, że nie zrobiłaś bandy jak na lodowisku czyli uniesionych brzegów, bo na zdjęciach go nie ma.
No własnie. Ale gdybym pomyślała, że to przecież jak tarta, to bym zrobiła :) Ot, mądra jestem po lizaniu :)))
Usuń"Mądra po lizaniu" na bank wejdzie do moich ulubionych powiedzeń ;-)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
UsuńWiedziałam, że trafię z powiedzonkiem:D
Usuń