sobota, 20 kwietnia 2013

[157] Zakwitną niedługo kasztany.

Już za chwilę matura.
Swoją wspominam z lubością. Nie bałam się, nie przejmowałam, nie przeżywałam. Całkiem serio. Podeszłam do matury jak do większej klasówki.
Z matematyki to nawet napisałam trzy matury. Jedną za siebie, drugą za liceum ekonomiczne, a trzecią za technikum rolnicze. Bo wszyscy pisaliśmy w jednej sali.
Przekręty maturalne pewnie jakieś były, ale nie brałam udziału. Ściągi miałam, na każdy egzamin,  pochowane w kieszeniach żakietu, ale żadnej nie wyjęłam. Z dwóch powodów. Po pierwsze, pisząc je, nauczyłam się ich na pamięć i raczej były tylko usystematyzowaniem mojej wiedzy, po drugie nie umiałam nigdy ściągać. Zawsze wydawało mi się, że wszyscy mnie widzą, zauważą i będzie większy wstyd, niż zwyczajnie oblać. Ściągi były dla mnie takim kompendium wiedzy, spisywałam na kolorowo definicje, wzory, przykłady, po to, żeby moja pamięć fotograficzna miała co pamiętać. Dlatego też zeszyty zawsze były odpowiednio prowadzone. Do dzisiaj pamiętam ryciny Konarskiego, Kołłątaja i Staszica na marginesie w zeszycie historii z podstawówki. Albo opracowane tematy, wraz z konturami map, w zeszycie do geografii, też z podstawówki.
W każdym razie matura to był pikuś, na tym koniec chwalenia się.
Za to studniówka, to była masakra. Czułam się jak wyżęta, ale najpierw przejechana walcem. Zrozumiałam, co to jest ból całego jestestwa. Tego fizycznego. Jeśli mogła boleć mnie jakaś kosteczka to na 100% mnie bolała. Każdy mięsień. Każda cząstka ciała. Wszystko zaczęło się po wejściu do szkoły. Wcześniej nie miałam żadnego przeczucia, że coś się dzieje, najdrobniejszego objawu.
Cały, prawie, czas przesiedziałam przy stole. Koleżanka poratowała mnie swetrem. Buty po polonezie zmieniłam na kozaki. Wzrok mi się plątał i to bynajmniej nie po trunkach. Nie mogłam opanować klekotania żuchwy o szczękę.
Kiedy mój kolega wyciągnął mnie na parkiet, a mieliśmy niejeden układ przetańczony, niejedną imprezę w nogach i z zamkniętymi oczami mogłam z nim szaleć na parkiecie, bez strachu, że mnie zrzuci, nadepnie, albo że ja mu coś zrobię (miałam takich trzech tancerzy na podorędziu), ledwo zginałam kolana, żeby zejść po schodach do części tanecznej. Domyślałam się, że tak muszą czuć się nienaoliwione roboty. W każdym razie stałam na parkiecie siłą woli, bo sił witalnych nie miałam, a kolega dawał czadu, obtańcowywał mnie z każdej strony. Pamiętam, że miałam siły się śmiać, bo skakał nawet po oknach, aczkolwiek był to obolały śmiech.
Wróciłam po jednym tańcu do stołu, gdzie niezmiennie tkwił, wtedy chłopak, później mąż, teraz eks. Ponieważ cała impreza nagrywana była kamerą, dostałam później kopię, zresztą pół miasta ją znało. Dzisiaj popłakałabym się ze śmiechu i właściwie to poszukam chyba u znajomych, może ktoś przegrał to cudo na płytę. Co prawda złożone tam wyznanie, lekko się, co ja mówię - bardzo się zdewaluowało, ale było, dowód rzeczowy jest. Mogę go wszak zrzucić na karb paskudnej grypy oraz półprzytomności.
Wytrzymałam jakoś do kabaretu o północy. Potem zniknęłam po angielsku, a w domu zgarnęłam wszystkie kołdry i koce jakie miałam. Udało mi się rozgrzać dopiero następnego dnia koło południa i tak przespałam cały weekend.
Dzisiaj jak oglądam zdjęcia nigdy bym nie powiedziała, że byłam chora. Dlatego ciekawa jestem tego nagrania. Chciałabym się pośmiać z siebie i innych, z tamtych czasów.
Z wieloma osobami mam kontakt. Może by tak zorganizować jakąś imprezę? Jedna, z klasą z podstawówki już się organizuje. Czemu by nie zrobić tego z liceum?
I to jest dobry pomysł na wakacje.

Na dziś:
Midnight Oil - Blue Sky Mine
To była jedna z kapel, których słuchałam. Do dzisiaj mam ogromny sentyment. I kasetę :)



37 komentarzy:

  1. Natt, piszesz o maturach z kasztanami. Moje liceum bylo dokladnie przy alei parkowej obsadzonej przepieknymi, ogromnymi kasztanowymi drzewami. Wtedy dla mnie caly park, nie tylko ta aleja kasztanowa, to bylo zwyczajnie normalne, dzisiaj wiem ze ten park byl przecudowny, ciagnal sie przez cale miasteczko, potezne drzewa, pamietam aleje lipowa, w upalne lata wspanialy chlod. Ales mi dala wspomnienia, a matura tez latwa, studniowka, nie mialam chlopaka, ale bylam popularna bo umialam tanczyc, pamietam tez ze calkiem normalne bylo tanczenie dziewczyna z dziewczyna. Pozdrawiam Cie Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnienia są piękne. Z czasem też jesteśmy w stanie docenić, co mieliśmy. Cieszę się, wywołałam takie wspomnienia u Ciebie.
      Pozdrawiam Teresko :)

      Usuń
  2. Ciekawe, czy w tym roku kasztany zdążą zakwitnąć na czas!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż. Może wiosna nadrobi :))))))

      Usuń
    2. Na kasztanowcach dopiero pączki...

      Usuń
    3. Ale jeszcze kilkanaście dni mają :)

      Usuń
    4. A u mnie na bzach pąki aż miło...

      Usuń
    5. mmmm, będzie pięknie pachniało :) Uwielbiam bzy :)

      Usuń
    6. Kiedy znów zakwitną białe bzy...

      Usuń
    7. Białe, fioletowe, bordowe! Obojętnie :)) Wszystkie pięknie będą pachnieć, jak już zakwitną :)

      Usuń
  3. Matura... Ja się bałam, nie powiem, nawet polskiego. Zresztą, i na studiach nie przeszedł mi lęk przed ustnymi egzaminami, mimo że było ich tak dużo i mogłabym się w końcu oswoić. Na studniówkę nie poszłam, ale z nagrania wiem, że była taka jak wszystkie (czyli dla mnie nudna), więc nic mnie nie ominęło. Liceum było najpiękniejszym czasem i często wracam do niego myślami. To se ne vrati. Studia też miło wspominam, ale jednak to te kilka lat w "elo" budzą najcieplejsze uczucia w okolicach serca. Było się wtedy takim szczawikiem, a myślało się, że zawojuje się świat :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam swoją maturę i strach mojej mamy, gdyż się nie poddałam ogólnemu trendowi i nie siedziałam po nocach nad książkami, wychodząc ze słusznego założenia, że jak przez cztery lata się nie nauczyłam, to nie nauczę się przez kilka dni. Ściągi i owszem miałam (do dzisiaj pamiętam, że były pisane piórem na kalce technicznej, zwinięte w ruloniki niczym stary papirus i przytrzymywane gumką recepturką co pozwalało na swobodne kręcenie zapisaną wiedzą) ale tylko z polskiego z tzw epok i wszystkie rozdałam, a ja pisałam na temat wolny. Maturę zdałam ze śpiewem na ustach, oraz wyspana, czego nie można było powiedzieć o tych co ślęczeli po nocach.
    Studniówkę też pamiętam, historyczna była bo w stanie wojennym i skończyła się o 22-giej. Szkoła bowiem nie załatwiła nam przepustek. Jednak my, nie bacząc na patrole wiadomozkogozłożone przeszliśmy przez pół miasta i do rana bawiliśmy się u kolegi co to warunki do goszczenia większej ilości ludzi, oraz wspaniałych rodziców posiadał! Cudne czasy, ciekawe, przełomowe wręcz.
    Ale nad wyraz ciepło je wspominam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nikt się tym nie przejmował :)
      Lubię fajne wspomnienia:D

      Usuń
  5. Wow! Odkryłaś Amerykę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Natchnęłaś mnie do obejrzenia kasety ze studniówki, u mnie była super, rany, jak to dawno było...
    A matura to dla mnie był olbrzymi stres, choć próbna jeszcze większy. Żaden egzamin później mnie tak nie stresował jak matura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie stresowałam się ani maturą, ani egzaminami, ani niczym. Mam w sobie taki jakiś mechanizm obronny.:)
      Cieszę się, że poruszyłam wspomnienia:)

      Usuń
  7. Ja każdego roku 'zdaję' maturę, z moimi uczniami. Czasem na luzie, czasem na mega stresie. W tym roku zdaję bardziej, bo zdaje ją nasza Młoda. Da radę, wiem to, ale emocje są anyway ;o)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja poczekam, aż Kudłata zdawać będzie, ale myślę, że w dalszym ciągu będzie to luz, bo ona odziedziczyła po mnie podejście do egzaminów:)

      Usuń
  8. Jaaaaaa, studniówka, matura kiedyż to było, jaaaaa smoki wtedy latały, gejzery lawy kształtowały skorupę ziemską, wszechobecny wodór i chaos był, no czuć tez siarkę było :) Ehhh na studniówkę pojechałem (60 km) samochodem, tatko użyczyli, żesz no zaraz po wyjeździe szlag trafił hamulce, na pomocniczym (zwanym ręcznym też) jechałem i spoko luzik bezkolizyjnie nawet wróciłem :) A matura oo to był szał :) Zamieszkiwałem wtedy w internacie, zaprzyjaźnione dziewczęta, internat posiadał dwa "skrzydła" żeńskie i męskie, w duchu pomocy i prawie całkiem charytatywnie koszule prasowały, krawat przed wyjściem poprawiały no dobra tradycyjnego kopniaka na wyjściu fundowały, ojć jedna miała pociągnięcie oj nie powiem , ale ona jakoś mnie chyba nie lubiła :) Ehhh cudne czasy :)
    Oraz dzieńdobrybardzo:) Bo dzień dzisiaj pochmurny, deszczowy ale cuuudny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki pochmurny?? Chyba u Ciebie! U mnie słońce, EMOCJE, radość!
      Oraz witam popołudniowo, gdyż impreza skończyła się właśnie :))

      Usuń
    2. Imprezka hmmmm no fajnie :) Szkoda, że się skończyła :) A dzień ponuru pochmurny deszczowy ale cuuuudny !!

      Usuń
    3. U mnie słońce. Ciągle świeci :)))
      Kobiety matki musiały wracać do domów :)

      Usuń
    4. Uuuu babska imprezka no no to sie pewnie działo haha:)

      Usuń
    5. No działo :) A nawet cała katiusza:)

      Usuń
  9. moja matura bezproblemowo, matura starszego bezstresowo (z obu stron...) moja studniówka?... kurde, mało co pamiętam z wystroju czy motywu przewodniego(ciekawe dlaczego?...) ale wybawiłam się świetnie :)... a jak patrzę na zdjęcia, to mój strój doprowadza mnie do ataku nieopanowanego śmiechu, jesooo, co za moda wtedy była?... mało tego, pamiętam, że sama sobie go uszyłam :) ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Sama? Mi szyła mama koleżanki, małą czarną, z takiego czegoś jak gnieciony aksamit. Prosta, piękna, delikatna. Heh...to były czasy :)

      Usuń
    2. jesoooo ja miałam jakąś wściekle amarantową bluzkę z bufiastymi rękawami, z błyszczącego materiału (to było kupione) a do tego uszyłam sobie czarną wąską spódnicę i kamizelkę... i mówię o tym "masakra" choć to się niektórym nie podoba :)

      Usuń
    3. hihihihi:) Wiesz, ówczesne stroje były....modne ówcześnie :))

      Usuń
    4. no weź przestań, nie mam skanera (bo się odinstalował i nie ma kto naprawić :) ) bo bym Ci to przysłała, nocne koszmary murowane :)

      Usuń
    5. Chciałabym zobaczyć! Lubię koszmary! A sądzę, że przesadzasz :>

      Usuń
    6. no kurna znajdę to zdjęcie... będę jak Tommy Lee Jones i je wyśledzę :)

      Usuń
  10. staliśmy przed sala gimnastyczną a profesorka wyczytywała nazwisko delikwenta.Tak się zamyśliłam , że siebie nie słyszałam .Dopiero kuksaniec w bok i silne ramiona kolegi który mnie wepchnął spowodowały że matmę napisałam i nawet dobrze.Ustna to mały pikuś , a j.polski też przeszedł spokojnie (przed polskim polonistka mnie błagała żebym pisała to co ona mówiła na zajęciach,a nie to co ja naprawdę myślę)
    Studniówka przetańczona od a - z

    OdpowiedzUsuń
  11. Bluzkę ze studniówki mam do dzisiaj, pamiętam zabawę udaną wielce; matura pisemna przeszła bez echa, za to na ustnej z chemii miałam takiego pietra, że o mały figiel nie zwiałam do domu... Koleżanka ze swoim chłopakiem mnie złapali i namówili, że może jednak... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja tak złapałam koleżankę na ustnej geografii :) A sukienkę oddałam jakieś dwa lata temu, bo, co tu dużo mówić, już w nią nie wchodziłam :)

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.