Wyjrzałam rano przez okno. Nie tak znów wcześnie, bo nie wiedziałam, czy warto wogle się ruszać. Bo skoro miał być koniec, to po co się męczyć. W końcu jednak wstałam i doczłapałam do rzeczonego okna, bo jasność biła z niego okrutna. Myślę sobie, jakieś piekielne ognie, czy cóś. Okazało się, że słońce tak robi. Najpierw było takie czerwone, kilka stopni nad horyzontem. Na niebie zaś złote smugi. Niestety, mój analityczny umysł rozpoznał smugi kondensacyjne, a bystre oko dojrzało samoloty. Czysty realizm. Zero romantycznej rozpaczy, że może jednak.
Potem mnie jednak zmroziło. Dosłownie. Po wczorajszym zerze na zaokiennym przyrządzie pomiarowym niecertyfikowanym, przetarłam oczy ze zdumienia i aż musiałam zerknąć w telefon, który mi pokazuje aktualną temperaturę. No proszę, ledwie człowiek się budzi i ma -11. Całkiem fajnie.
Ogarnęłam towarzystwo, zapodałam sobie krem na dzień, choć wahałam się, czy nie powtórzyć dawki na noc, gdyż nie byłam pewna, czy znów nie legnę pod moją ukochaną kołderką i zrobiłam lajtową listę zakupów. Lec pod kołdrą się nie dało, gdyż ponieważ moje dziecię, chrypiące brzydko, miało milion pomysłów, łącznie z czytaniem Hobbita, graniem w gry lego na kompie i innymi sprawami. Wolałam się ewakuować i to bynajmniej nie z powodu końca świata.
Poszłam więc sobie do sklepów. Kupiłam prawie wszystko. Po raz kolejny zadziwia mnie moja wielofunkcyjność, gdyż dziś, oprócz bycia matką, byłam też jucznym zwierzęciem, przypuszczam, że wielbłądem, bo chyba nie osłem.
Byłam też sprzątaczką. Ogarnęłam całkowicie i bez ściemy cały dom. Została łazienka - to zostawiam Kudłatej. Oraz kuchnia, która była na błysk, ale - TADAM!!!! - groźby Kudłatej spełniają się! Piecze kolejną partię pierniczków! Nie pytajcie jak wszystko wygląda. Widzę, że nawet podłoga jest w mące. Nic to. Poprzednio był w cieście parapet.
Poza tym zastanawiam się, czy można upić się wiśniami w likierze? Jeśli tak, to stanowczo za mało ich mam. A wiśnie w likierze i czekoladzie uwielbiam ponad miarę. Właściwie żałuję, że nie pracuję w jakiejś fabryce czekoladek, w dziale bombonierki, linia wiśnie w czekoladzie. A właściwie, że nie jestem jakimś tam intendentem, kupcem, czy coś. Próbowałabym, w szczególności likieru :)
Czytam właśnie świetną książeczkę.
"Podręcznik Spełniania Życzeń. Zamówienia u Wszechświata" Bärbel Mohr.
Świetnie napisana książka o samospełniających się życzeniach, o pozytywnym myśleniu, o słuchaniu siebie samego i kształtowaniu własnego życia.
****
W ramach pocieszenia, że jednak tego końca nie było, powiem Wam, że był. Dzisiaj jest przesilenie zimowe. Miało miejsce o 12:12. Od jutra dni będą dłuższe, bo narodziło się słońce.
Na dziś:
Alice Cooper - Santa Claus is coming to town
Może to nie kolęda, ale w temacie.
I to jest optymistyczny moment. Całuję. Dobranoc!
OdpowiedzUsuńCałusy:* Dobranoc :)
UsuńNo popatrz się - świat się jeszcze nie skończył...
OdpowiedzUsuńI się nie skończy :) Nie ma szans:)A przynajmniej nie tak szybko.
UsuńPrzytulam! Z matkami tak bywa...wiem coś o tym.
Jak wstałam, to... ciemno jeszcze było, a słońca dziś ni krztyny nie było.
OdpowiedzUsuńKoniec świata? Właśnie mi się przypomniało, że coś o tym wspominano, ale skoro go odwołano - po raz setny - to... będę dalej przygotowywać święta :)
Oraz - uwielbiam wiśnie w likierze :)
Ale najlepsze są... robione własnoręcznie, zalane... spirytusem :))) Wtedy mają kopa :)
Kiedyś sobie zrobię. I się nie podzielę! Ha!
UsuńOdwołali no. I musiałam po te zakupy jednak iść....
Było se przez neta zamówić - z dostawą do kuchni :)))
UsuńNastępnym razem zamówię. Już mnie kiedyś korciło:)))
UsuńJa czasem korzystam :)
UsuńWiesz, ja jestem samosia, przytacham, przyciągnę, nie poddam się...
UsuńCałe szczęście to się zmienia :)))
Też tak myślałam, dopóki mi kręgosłup od tego tachania nie wysiadł :)
UsuńNo więc dlatego i mnie kołacze taka myśl, od czasu do czasu :) Kiedyś wprowadzę w czyn.
UsuńPięknych świąt, samospełniających się )))
OdpowiedzUsuńTobie również :) I dużo odpoczynku :*
UsuńWiśnie w likierze (mniam!) mają tę wadę, że są w czekoladzie (pfuj!) i to psuje całą robotę.
OdpowiedzUsuńE tam, ja czekoladę też lubię :D
UsuńNie znoszę. Mogę ewentualnie tylko białą.
UsuńA własnie w białej odkryłam ostatnio! Rozkosz! Ja lubię czekoladę, białą też.
UsuńO. To brzmi interesująco. W białej!
UsuńTak:) Pyyyyyyszne :)
UsuńZasadniczo święta mam wyjazdowe, a wyjątkowo nie pracuję, więc się specjalnie nie przejmuję zakupami i resztą. Chałupkę ogarnę, choinkę przybiorę, ciasto kuzynka upiecze, bo ja za drożdżowe się nie biorę - nie rośnie mi... A co do wiśni, to zrobiłam kiedyś ogromny słój wiśniówki wedle przepisu z książeczki takiej jednej i wyszła doskonała. Stanowczo za szybko się skończyła :(. Ale jak znajdę książeczkę to zrobię następną. Koniec świata - ja go zaliczyłam 4 marca 2011.
OdpowiedzUsuńTo jak znajdziesz przepis, to ja poproszę.
UsuńZaliczyłaś koniec świata? Opowiesz, czy to zbyt osobiste?
Zajrzyj do poczty.
OdpowiedzUsuńDziękuję, kochana :*
UsuńJuż byłaś u mnie i widziałaś ?? No to O.K. ..... ;o))
OdpowiedzUsuńByłam, widziałam, DZIĘKUJĘ! ;o))
Usuńlikier dobra rzecz, nalewki też, oraz owoce z tychże :)))
OdpowiedzUsuńA książkę chętnie sobie nabędę, ja wierzę w samospełnianie myśli :))) i tych dobrych ale i złych niestety też
Dlatego trzeba się szkolić w pozytywnym myśleniu. W przywoływaniu dobrych myśli i skupianiu na sobie, w dobrym znaczeniu. Jeśli jest jeszcze do kupienia polecam, jeśli nie, służę moim egzemplarzykiem :)
Usuńno wystarczy posłuchać muzy od Ciebie, i pełen szał;-) buziol świąteczny prawie już;-) ps. ja zapodałam sobie rockowe świąteczne składanki, i taaaaaaaaak mi się polerowało, że aż mi zabrakło;-) dzięęęęęęęeeeki youtube;-)
OdpowiedzUsuńA to się cieszę, że muzyka pasuje :)))
UsuńŚwiątecznie pozdrawiam :)