Urodziła się jakiś czas temu. Stawiając na głowie moje życie.
Nie nie, żaden problem, raczej przewartościowanie. Które trwa.
Mały aniołek, który potrafił narobić obciachu, ale i co niektórych nauczyć, że w windzie nie wolno palić.
Albo odpowiedział, aniołek ten, na pytanie: a twoja mama pali? - nie, moja mama nie jest taka głupia.
Szybko nauczyła się czytać. Za co zgarnęła uwagę. I czyta do dzisiaj.
Pierwszy ślub w wieku 10 lat. Uroczystość pod blokiem na górce. Pamiętam jaka była poważna.
A potem. Zaczęła rosnąć. Dogoniła mnie i bezczelnie przerosła. Ale jedno jest w porządku. Mogę nosić jej buty. Ona moje, niestety, też.
Pamiętam jak pierwszy raz zaczęła wyglądać bardzo poważnie. Obcięła się wtedy, odważna!, na krótko. Wyglądała świetnie, ale ona woli długie włosy. Zawsze będę pamiętać, kiedy w stroju w arbuzy leciała do jeziora, a faceci oglądali się za nią. Miała może z 10-11 lat. I będę pamiętać to uczucie, kiedy miałam ochotę wstać z koca, podejść do tych dwudziestoparolatków i powtykać im w oczy czółenka do frywolitek. Bo wtedy siedziałam na plaży w cieniu i robiłam swoje koroneczki.
Wygląda na więcej niż ma. Ale nie tylko wyglądem jest starsza. Emocjonalnie i umysłowo też. Może sprawiły to wszystkie pośrednie wydarzenia - w końcu to nie tylko sielanka i śmiechy-chichy.
A muszę przyznać, że czasem płaczemy obie. Ze śmiechu. Szczególnie, kiedy stosujemy skróty myślowe w konwersacji. Która to konwersacja biegnie dwutematowo. Czasem zastanawiam się, jak to brzmi z zewnątrz. Taka na przykład SB miałaby wielki problem z rozszyfrowaniem o co nam chodzi.
Często słyszę od niej, że jestem dziwna, inna, nienormalna, w sensie nie taka jak inne mamy. Cieszę się z tego. Chociaż przyznam, że czasem zachowuję się bardzo typowo. Wydzieram się i zdanie kończę stwierdzeniem, że nie bo nie. Potem jestem na siebie zła i staram się to odkręcić. O nie, ona bez winy nie jest. Zwykle to ona zaczyna. Kilka dni wcześniej. Atakuje mnie swoim 'zaraz', które trwa jakieś dwa do trzech dni, aż mnie trafia szlag i wtedy słyszą wszyscy w około. A potem wszystko wraca do normy.
I tak sobie żyjemy. Ona dorasta. Ja zyskuję stoicki spokój. Nie ma konfliktu pokoleń, nie ma buntu nastolatków, jest harmonia i jest jak trzeba. Czasem zgrzyta, ale tak musi być.
No cóż. Kocham ją.
Moją Kudłatą.
Powiedziała, że chce ze mną mieszkać na zawsze.
Na dziś:
Hollywood Undead - Young
Najlepszego dla Kudłatej i dla Mądrej Matki:)))
OdpowiedzUsuńDziękujemy:) Aczkolwiek z tą mądrością to chyba przesadziłaś :)))
UsuńI niech nadal Wam się wiedzie... w tej harmonii i zrozumieniu... :)))
OdpowiedzUsuńWzajemnie, Ewuś :***
UsuńPoproszę o poradnik współżycia z córką - serio, moja ma 9 i już się boję:)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim pamiętaj jaka Ty byłaś w jej wieku plus dostosuj wszystko do obecnych realiów. Poza tym słuchaj, rozmawiaj, opowiadaj i traktuj jak partnera, człowieka, nie jak własność. Gwarancji nie ma, ale spróbować warto :)
UsuńPostaram się, co będzie nieco dziwne przy moim charakterze :)
UsuńWarto próbować :) Mam jeszcze kilka innych teorii, ale nie chcę tu mentorzyć. Mi się udało, trzymam kciuki za Ciebie :)))
Usuńjaka mama, taka córka :) ... dwie mądre kobiety ...
OdpowiedzUsuńJuż Miśce napisałam, że z tą mądrością to przesada :) Intuicja raczej, i wielki ogromny bagaż doświadczeń. :)
UsuńObydwie jesteście szczęsciary!
OdpowiedzUsuńNie wiem co na to Kudłata.. Ona może mieć zupełnie odmienne zdanie :)))
UsuńI niech tak zostanie :)
OdpowiedzUsuńNiech :*
UsuńCzyżby zbliżały się jej urodziny?
OdpowiedzUsuńTeż.
UsuńMyślę, że jesteście z Córką przyjaciółmi takimi, co to znają się jak łyse konie, mogą na siebie liczyć i rozumieją bez słów. I super, niech tak trwa, czego Wam serdecznie obydwóm życzę bo osobiście uważam, że przyjaźń z własnymi dziećmi, to jedna z najcenniejszych i najlepszych rzeczy jakie mogą się nam przytrafić w życiu!!!
OdpowiedzUsuńPrawda. :*
UsuńNajwyrazniej udalo Ci sie to czego niby wszyscy chca, a nie kazdy potrafi, czyli umiejetnie i bezbolesnie przekroczyc ten most od rodzica do przyjaciela.
OdpowiedzUsuńGratulacje!!
No tak zupełnie bezboleśnie to nie przyszło. Trzeba było rozprawić się z przeszłością i nauczyć się być tym, kim się jest. To nie wszystkim wychodzi, niestety.
UsuńAle cieszę się, że się udało. To najlepsze co można osiągnąć w wychowywaniu dzieci.
:*
W pełnym uznaniu Twoich metod wychowawczych przeszkadza mi brak odpowiedzi na jedno pytanie. Co to są czółenka do frywolitek?
OdpowiedzUsuńNo wiesz, Leslie?! To to NAWET ja wiem!
UsuńA używałaś kiedyś twistera na główne jiggowej albo na bocznym troku?
Usuńmiało być na główce jiggowej
UsuńW życiu! Ja nie morderczyni!
UsuńJa też nie, a używam...
UsuńNo nie wiem...
UsuńMoja też tak mówiła, ale we wtorek się wyprowadza. Oraz jest zakochana w pewnym turkusowym cacuszku, z malusieńkimi sztućcami :o)))
OdpowiedzUsuńNo ale nie na stałe! Wracać będzie!
UsuńZakochana mówisz? Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę :D
Kudłata Twoja jest ...fajna, pozazdrościć dobrych relacji
OdpowiedzUsuńFajna. To fakt. :)))
UsuńCałuję Was obie! Serdeczności!
OdpowiedzUsuńFajnie to napisałaś, trochę zazdroszczę takich relacji ale tylko trochę :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię frywolitki, więc chyba będę zaglądać tu częściej, można?
Zapraszam :)))
Usuństo lat sto lat :)
OdpowiedzUsuńczekam na Ciebie kochana
i będę Cię męczyć o "przepis na takie życie"
Buziole :*********
:)
OdpowiedzUsuńbuziaki dla Was Kobiety :)))
OdpowiedzUsuńchciałabym móc to napisać za kilkanaście lat... i to nie tylko o córce, ale i o synu...
OdpowiedzUsuńczasami wydaje mi się, że wszystko zmierza w tym dobrym kierunku, ale czasami mam momenty totalnego zwątpienia, zwłaszcza wtedy, kiedy widzę duże podobieństwo siebie do swojej mamy :(