piątek, 6 września 2013

[215] Kalka

Dzisiaj kwestia dotyczy dzieci. Wychowania. Szacunku. Rozmowy. Wysłuchania.
Sama popełniłam pewnie z milion błędów. Nie raz niepotrzebnie podniosłam głos, albo zapieniłam się i zaklęłam. Do dzisiaj mi się zdarza. Częściej odpuszczam, ale ciągle kalkuję zachowanie mojej matki. Ciągle popełniam te same błędy. Z tym, że teraz świadomie usiłuję nad nimi panować. Nie chcę zrzucać na nią winy. Musiałabym pewnie cofnąć się w czasie do jej babki, prababki i dalej. Bo tak było. Wszyscy o tym wiemy. Dzisiaj powinno być inaczej. Ale ciągle widzę, że partnerstwo na linii rodzic - dziecko, to sprawa nie do opanowania dla niektórych. Nie wiem też jak wygląda takie partnerstwo i co przez to rozumieją inni.
Dla mnie to wysłuchanie dziecka. Przedyskutowanie sprawy. Argumenty obustronne. Staram się nie narzucać swojego gustu, czy wyboru. Nawet obiady czasem są wynikiem wspólnych pomysłów.
Tak, czasem też mówię nie, bo nie. W różnych kwestiach. I często tego żałuję. Czasem drę koty o niewyniesiony talerz, o zaraz, o rozwalone wszędzie ciuchy, ale ważniejsze kwestie raczej omawiamy.
Ale nie rozumiem zupełnie dlaczego niektórzy rodzice "dla dobra" swojego dziecka, gnębią je. Poniżają. Umniejszają ich rolę, życie, wartość. Jakiego człowieka chcą stworzyć? Kim będzie to dorosłe dziecko? Poza tym, że będzie miało potworny żal, z którym sobie nie radzi teraz i nie poradzi później.
Dlaczego rodzice nie chcą zrozumieć, że dziecko to zupełnie odrębny człowiek, nowy świat, który stworzyli, ale nigdy nie zapanują nad myślami swoich dzieci i nad ich światem? Dlaczego zamiast pomóc zrozumieć czym jest życie, pokazują jego najgorszą stronę? Każą cierpieć? Bo niech mi ktoś powie, że dziecko nie cierpi, kiedy matka pije. I nie cierpi, kiedy rodzic poniża. I że zupełnie olewa awanturę o sprzątanie. Albo późny powrót.
Ja wiem, że dzieciaki też nie są idealne. Ale nikt nie jest. Ani rodzic, ani dzieciak. Jeśli nie możemy zrozumieć dlaczego dziecko nie jest takie jak my i nie robi wszystkiego jak my, to wróćmy do lekcji o dziedziczeniu. Pomyślmy tak jak zrobił to mój syn, który rozmawiał ze mną, kiedy wracaliśmy z zakupów i kiedy mu powiedziałam, że coś robi zupełnie tak samo jak tata (i nie, nie było to jadowite, to jedynie zwrócenie uwagi na podobną cechę), odpowiedział mi: - wiem jak to było, połowę genów dostałem od taty w plemniku, kiedy połączył się z jajeczkiem. (Że nie zgubiłam zakupów to fuks, a on powiedział to zupełnie swobodnie. Ot, oglądał "Było sobie życie").
Tak, dzieciaki to mieszanka genów. I nie my odpowiadamy za to jakie cechy dziedziczą. Więc przyjmijmy te odrębne byty jako partnerów. A nie jak wrogów...
Nie lubię też kiedy rodzice mówią dzieciom, najczęściej w trakcie awantury, ja dla ciebie tyle poświęciłam, a ty taki niewdzięczny. Zawsze się zastanawiam, czy twoje dziecko prosiło się o dom, samochód, telewizor... Dlaczego swoje życiowe wybory, najczęściej te złe, zrzucamy na barki dzieciaków? Bo ciąży nam kredyt na dom, samochód i telewizor..
Czy to się rodzi z żalu, że ma się dzieci? Czy one są aż takim obciążeniem, że trzeba je sprowadzić bardzo do parteru, po to, żeby mieć kontrolę?
Nie rozumiem tego. Może dlatego, że lubię kombinować, żeby żyło się nam lżej. Nigdy dzieci nie były przeszkodą czy balastem. Życie przewartościowało mi się samo. Przestawiło. I nie wyobrażam sobie, żeby ich nie było.
Chciałabym przytulić wszystkie takie cierpiące dzieciaki. Pomóc im zrozumieć.
I bardzo się cieszę, że Kudłata dzwoni i mówi gdzie jest, że wsiada do autobusu, że jedzie, z kim jedzie, że wraca i nie musi zapraszać koleżanek na obiad po to, żeby jej matka nie piła...
Mam ochotę naprawiać świat...

Na dziś:
Three Days Grace - Never too late


16 komentarzy:

  1. Ja też bardzo się staram ... choć wiem że daleko mi do ideału .... ale potrafię przeprosić synów za swe zachowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest bardzo ważne, umieć przeprosić. I ogromnie budujące i wartościowe.

      Usuń
  2. mnóstwo pytań i wątpliwości, uważam, że to bardzo dobrze. Jeśli pozwolisz, podzielę się swoim doświadczeniem. Dzieci nie wiedzą, co jest dobre, a co złe, Ty jesteś od tego, aby im to pokazać - dobro, zło i granicę. Ty rządzisz bo wiesz, co jest bezpieczne, czego robić absolutnie nie wolno i na ile można sobie pozwolić. Wszyscy jesteśmy ważni. Mama i tata również, nie ma tak, że dziecko jest najważniejsze. Jest najsłabsze i dlatego trzeba je otoczyć opieką, ale wszyscy są ważni i tak, jak napisałaś na początku, wszyscy popełniamy błędy. Dziecko ma prawo próbować, gdzie jest ta granica, ale trzeba ją wyznaczyć aby zapewnić mu poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Nie można podporządkować dzieciom wszystkich dziedzin życia, bo gdy dorośnie, boleśnie się rozczaruje.
    Pozdrawiam:)miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jasne, że są granice, które określamy i uczymy dzieci co jest dobre, co złe. Ale mi zupełnie nie o to chodzi. Raczej o to, w jaki sposób niektórzy próbują to zrobić.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. zagalopowałam się, ale to dlatego, że mam w otoczeniu matki, które pozwalają dzieciom dosłownie na wszystko, jednocześnie uważając się za idealne i ich rodziny są dzieciom podporządkowane całkowicie. Przykład - wszyscy jedzą to, co lubi dziecko, chodzą tam, gdzie życzy sobie dziecko, matka czy ojciec są odrywani od zajęć, od jedzenia czy od rozmowy bo dziecko w tej chwili coś chce więc oni biegną.
      A ja dostaję szału;)

      Usuń
    3. Takich też znam, niestety. Ale to nie nic wspólnego z partnerstwem.

      Usuń
  3. Zawsze staralam sie, zeby dziecko bralo udzial w pewnych decyzjach, np. ilekroc szukalam mieszkania to robilam to z Juniorem, przeciez to normalne, ze on tez mial tam mieszkac, wiec chcialam, zeby bral udzial w takiej decyzji. Byly tez decyzje, ktore podejmowalam sama za nas dwoje, bo uwazalam, ze tak trzeba, ze sa to albo za powazne albo za drobne sprawy zeby pytac go o zdanie czy nawet dyskutowac z nim na ten temat. To sie robi jakos tak naturalnie, mam wrazenie:) Ale zawsze staralam sie liczyc z jego zdaniem tak jak i checiami czy pragnieniami. Czasem chodzilo o decyzje dotyczace tylko niego, wiec tak kierowalam rozmowa, zeby podjal decyzje taka jak ja chcialam, ale zeby to wyplywalo od niego, a nie z mojego nakazu.
    Pokazywalam za i przeciw nie tylko na dzis ale i na przyszlosc, ktorej dziecko czesto nie potrafi przewidziec a potem mowilam "teraz zadecyduj sam". Kiedy byl dzieckiem to byl dzieckiem, ale w wiekszosci byl partnerem, byl pelnoprawnym czlonkiem rodziny. Bo niby jak ma byc inaczej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inaczej się nie da. Szkoda, że niektórzy nie biorą tego pod uwagę.
      Wiadomo, że nie będę prowadzić konsultacji społecznych na tematy nieistotne, albo też bardzo poważne, ale tak jak mówisz, wszystko dzieje się naturalnie. Tylko trzeba zauważyć tego człowieka, którego ma się u boku. I czasem posłuchać. :)

      Usuń
  4. Od kilku tygodni po mieście Młoda chodzi ze mną za rękę (!!!), wie, że ten czas razem zaraz minie. Chyba nie spieprzyłam sprawy tak bardzo, jak mi się wydawało, bo kierunki studiów oba zorientowane na pomoc innym, a i potrzeba bliskiej relacji jest.

    OdpowiedzUsuń
  5. żeby mieć dzieci, samemu trzeba przestać być zagubionym dzieciakiem. nie każdy jednak wie co to rodzicielstwo i dziecko traktuje jak zabawkę albo jak wroga, który przeszkadza i wkurza, dlatego musi na nim odreagować. smutne to, że często rodzice przerzucają swoje problemy na dzieciaki, bo potem te dzieciaki robia to samo i tak leci dalej. nie każdy potrafi się otrząsnąć i przerwać ciąg błedów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie będę opowiadać i mądrzyć się. Jestem pedagogiem, ale zupełnie nie mam pojęcia w jaki sposób udało mi się wychować moje dzieci na całkiem fajne, ciepłe, empatyczne, spolegliwe i otwarte na ludzi oraz świat osoby. Pewnie coś z wiedzy wykorzystałam. W swojej pracy zawodowej miałam różnych rodziców i różne sytuacje wychowawcze. Jak to nauczyciel. W tym, co piszesz jest mnóstwo wątków i refleksji na oddzielne posty.

    OdpowiedzUsuń
  7. staram się nie zachowywać jak moi rodzice i myślę, że mi się to udaje... staram się rozmawiać z moimi dzieciakami, im są starsze, tym więcej ... ale... i tak mam wrażenie, że czasami mi nie wychodzi... ale nikt nie jest idealny i każdy popełnia błędy, ważne, żeby je widzieć, rozumieć i poprawiać...

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj no, błędy popełniamy cały czas, widzę że wiele ich popełniłem przy wychowywaniu dzieci, ale pozostaje mi dzika satysfakcja, bo wiem że są tacy, co popełnili ich duuuużo więcej :)
    Dzień dobry :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też bardzo się pilnuje, żeby nie być jak moja mama - czasem to trudne, ale zwykle zdążę się zreflektować:)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  10. Często za późno orientuję się, że zachowuję się... jak moja mama! I robię to, za co się na nią wściekałam w dzieciństwie. Niby taka "mondra" jestem - nie będę popełniać tych samych błędów! Po czym je popełniam. Kurde, bycie rodzicem partnerem jest cholernie trudne!

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdy moja latorośl wymyśli coś, na co nie mam ochoty się zgodzić, bo to jest np. zbyt kosztowne, albo będę się denerwowała w oczekiwaniu na jej powrót, mówię jej: "nie zgadzam się, ale negocjuj". Zwykle dochodzimy, do konsensusu!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.