poniedziałek, 2 września 2013

[214] Plusy

No więc tak:
Pocieszające było to, że jednak mogłam spać i troszkę lepiej było dzisiaj.
Rano lekarz. Lekarz zlecił zastrzyk. Jest niebo lepiej. Mam też receptę, kiedyś ją wykupię, wiadomo.
W każdym razie ból dużo mniejszy. Dałam radę rozpocząć rok szkolny, pogawędzić z panią, okazało się, że Młody od razu wdrożył się w życie szkolne i udzielał odpowiedzi oraz wtrącał swoje trzy grosze kiedy Pani referowała przyszłość. Poczułam się...dumna z domieszką czegoś nieokreślonego, bo walczy we mnie ta stara ja, która ma wpojone, że nie wypada, z tą nową, która wymaga rozmawiania, mówienia, tłumaczenia i wyjaśniania. Tak więc nałykałam się tej specyficznej dumy oraz śmiem twierdzić, że deklarację, że "dzienniczek korespondencji  (w domyśle uwag - przypis mamy) nie będzie absolutnie w tym roku potrzebny" można włożyć między bajki.
W każdym razie wszystko udało się zapiąć na przedostatni guzik. Dzięki dobrym duszom. Którym jestem niezmiernie wdzięczna.
A także dzięki temu, że coś co niemożliwe, okazało się możliwe jak najbardziej. Lubię takie cuda.
Oczywiście nadeszła jesień. Jak wszędzie pewnie. Pada, mży, leje, zależnie od chmurzastego zamysłu. A mnie się to podoba bardzo.
W końcu  nadeszła godzina ZERO. Zabrałam Młodego na przejażdżkę. Jak już mówiłam szykowało się 15-minutowe spotkanie.
Wystroiłam się ale cóż, trzeba było założyć kurtkę na deszcz*. Wiatr wiał jak oszalały, wilgoć w powietrzu rozprostowała misternie układaną fryzurę**. Nic to. Pojechaliśmy na dworzec. Z moją maniakalną punktualnością grubo przed czasem zaczęłam liczyć minuty. Zdążyliśmy bez problemu. Ale zapowiadajka plus rozkład ścienny zrobiła nam psikusa. Zamiast wjechać na 4 i przekulać się na 3, dzięki czemu schody zaliczyłabym dwa razy, pociąg wjechał na peron drugi, więc schody zaliczyłam dodatkowo 4 razy (licząc oczywiście góra dół, żeby było bardziej dramatycznie). Więc był sprint na drugi. Wyciągnęłam Kariokę z wagonu, nie powiem, że siłą, ale takiej paniki, czy aby na pewno uda jej się wsiąść do tego samego pociągu, to ja nie widziałam. Moje słowo nie wystarczyło, ale cóż, panowie od przekulowywania pociągu potwierdzili co powiedziałam. Przeszłyśmy się na docelowy peron.
Takie gadanie to nie gadanie, za mało czasu, nawet żeby się rozkręcić. Ale mogłam ją w końcu uściskać, bo w zeszłym roku nie wyszło. I zobaczyć na żywo. Teraz niecierpliwie czekam na powrót i drugie spotkanie.
Bardzo niecierpliwie.

Tak więc same plusy!

*więc pewnie nie było widać, hihi
**taki żarcik, bo za chinyludowe nie schyliłabym się dzisiaj, żeby umyć głowę.


Na dziś:
Madonna - Rain
Można wiele zarzucić Madonnie, ale mam to w nosie. Jest w mym muzycznym sercu kawałek miejsca dla niej.





14 komentarzy:

  1. no i fajnie :)
    mam nadzieję, że trochę pozytywnej energii zaczerpnęłaś z tego spotkania :)
    :***

    OdpowiedzUsuń
  2. nie może być ciagle źle... przyszła pora na dobre :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewa ma rację, przyszła pora na dobre .. wreszcie ))

    teatralna

    OdpowiedzUsuń
  4. Same plusy. Ważne, że ból mniejszy, że Młody jest przebojowy i najważniejsze- spotkanie:):):)jejku- aż mi pojaśniało, kiedy czytałam Twojego posta.
    A nawiasem- pozytywne myślenie działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że działa. Bardzo działa. Sprawdzone nie raz, mimo, że czasem wiadomo, koniunktura zniżkuje :)
      :*

      Usuń
  5. po minusach zawsze nadchodzą plusy, a po deszczu słońce, więc się ciesz póki możesz z deszczu za oknem :)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj już nie pada, za to gwiżdże niesamowicie. Co na moje plecki nie działa zbyt pozytywnie, ale trzymamy się. Jakoś.
      :)))

      Usuń
  6. Też lubię cuda ... i właśnie na taki czekam ......

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.