Na stole znalazły się składniki, a ja zbladłam. Mówię do niej: przejrzyj ten mój nielubiany (tak tak, mam zeszyt od 25 około lat, z przepisami, ale strasznie nie lubię go i noszę się z zamiarem od jakichś 3 lat, żeby zrobić sobie swój przepiśnik. Nie mogę się jednak zdecydować i szewc bez butów. Tak w skrócie) zeszyt, który czasem służy za miejsce wpisywania przepisów, ale częściej biorę pierwszą lepszą karteczkę, wpisuję składniki, zapominam napisać co to i mam takich kartek pudełko. Ale o tym za chwilę.
Więc Kudłata wzięła okropny zeszyt w kratkę z marginesami i przegląda. Po czym krzyczy (nie wiem czemu, bo kuchnia jest wespół-zespół z pokojem w którym siedzę), że ona zrobi babkę.
I zadowolona bierze się do roboty.
Ja w jej wieku obligatoryjnie musiałam sterczeć w kuchni, kiedy moja matka coś piekła, bo potrzebny był chłop pańszczyźniany, który mieszał coś w garze, na ten przykład polewę, czego serdecznie nie znosił, ale co zaowocowało umiejętnościami w kierunku kucharzenia. Może jednak chłopka pańszczyźniana.
Więc patrzę zza zakrętu co Kudłata wyciąga. Miska jedna, druga, mikser. Pytam czemu nie weźmie miski samobieżnej. Nie chce się jej. To mówię, że lepiej niech weźmie. Po chwili zwyciężyły argumenty przeciwko wysiłkowi (a mogłam jej kazać wziąć kulę...).
Na początek popłakałam się ze śmiechu, bo nie mogła rozbić jajka. Nie dziwota, brzeg pierwszej miski z miękkiego plastiku, jeśli wiecie, o czym mówię. Nie omieszkałam zrelacjonować sytuacji w sieci, hihihi.
Kudłata ledwo trzymała się na nogach ze śmiechu. Nic to.
W końcu zrobiła ciasto, po spróbowaniu masy stwierdziłam, że dobrze wyszło. Nie ingerowałam w składniki, dodawanie ich po kolei, ani ilość. Miała miarkę i czasem pytała. Ale chyba dziecię za dużo smakowało po drodze, gdyż babka mikrej wysokości dość.
Potem przyszedł czas na polewę. W smaku dobra, natomiast konsystencja raczej nieodpowiednia, co poskutkowało tym, że kawałki ciasta można maczać w tym co spłynęło na talerz.
W każdym razie żyjemy.
W międzyczasie, kiedy piekarnik robił co mógł, żeby to ciasto wyrosło, Kudłata zaczęła przepisywać przepisy do swojego notesu. Odnalazła w moim zeszycie swój przepis na naleśniki i bardzo się zdziwiła.
Wypytała jak gotować ryż, jak robić gofry i inne ciekawostki. Oraz zrobiła sobie miejsce na sześć zup.
I mówi: muszę nauczyć się gotować rosół, krem z pieczarek, grzybową i nie pamiętam jakie tam wymyśliła. Na moje pytanie w oczach mówi: noc o! Muszę umieć, żeby jakoś przeżyć, nie?
W każdym razie instynkt samozachowawczy się w niej obudził. Jeszcze tylko musi nauczyć się myć naczynia.
A co do pudełka przepisów. Używam zwykle kwadratowych karteczek Czasem wiem, że gdzieś tam na coś przepis był i wiem jak wyglądał. Nauczyłam się dzięki temu rozpoznawać ze składników co to. I, analizując te moje świstki, doszłam do wniosku, że tak jak w muzyce bazuje się na tych samych nutach, tak w kuchni na tych samych składnikach. Czasem tak nieznacznie się różnią, a jaka różnorodność.
***
Przypominam o konkursie, ani się obejrzycie, a licznik stuknie:)))))
Na dziś:
3 Doors Down - When I'm Gone
Może i Młody się przyuczy przy siostrze? Ja mam taki obszarpany żółty zeszyt, a w nim multum karteczek, wycinków itp. miejsc notatkowych. Nabyłam sobie taki elegancki zeszyt w linię i stopniowo przepisuję. W kompie mam też kuchenny folder, ale mam do wyboru albo latać z kompem do kuchni, albo do kompa z kuchni i nie zapomnieć po drodze, co przeczytałam :D
OdpowiedzUsuńMłody ma większy zapał niż Kudłata! Wręcz mnie strofuje, że nie daję mu nic do roboty...ani do mycia!
UsuńŻeby przeżyć - bardzo rozsądny powód ;)))
OdpowiedzUsuńZa dzieciaka lubiłam piec. Wychodziło mi różnie, ale lubiłam. Teraz ugotować ugotuję, choć nie przepadam za staniem przy garach i pichcę na szybko, usmażyć a i owszem, ale do pieczenia ciast w ogóle mnie nie ciągnie. Ciekawe czemu, może ktoś mnie zniechęcił i mi tak zostało? ;)))
Może:) Ważne, że przeżyjesz:))
UsuńTeż mam własny zeszyt ze sprawdzonymi przepisami :)A gdy byłam młodsza, to mnie do kuchni absolutnie nie ciągnęło. Gotować umiem, upiec też, ale nie specjalnie to lubię.
OdpowiedzUsuńDobrze, że się Młoda uczy :)))
Jakoś ją naszło. Czekam niecierpliwie na dzień, w którym wstanie z łóżka i powie: ale bałagan!!!! Trzeba tu posprzątać!!!
UsuńNieletnia rwała się do garów, jak wszyscy w naszej rodzinie, od pieluch. Nigdy jej nie zabraniałam i w tej chwili mam święty spokój. Obiad ugotuje, ciastka upiecze, a ja mogę leżeć do góry dnem :)
OdpowiedzUsuńJa jej nie gonię, a wręcz przeciwnie. Zachęcam, ale nie zmuszam. A to sama z nieprzymuszonej woli:)
UsuńNo i dobrze.
UsuńA moje przepisy trzymam w małym segregatorze, w koszulkach (przepisane komputerowo). Wtedy mogę po nich pryskać mikserem i chlastać trzepaczką - zetrze się na mokro z foliowej koszulki i nie ma problemu. Wcześniej, gdy nie wpadłam na ten pomysł, musiałam je w kółko przepisywać, bo ciągle je plamiłam i robiły się nieczytelne.
Nienawidzę segregatorów i koszulek. Odrzucają mnie. Fuuuuj. Wolę przepisywać i upierniczyć cały notes niż segregator.
UsuńA. To ja nie.
UsuńTeż mam zbór karteluszek w starym, pomiętolonym zeszycie;)
OdpowiedzUsuńNie dziwota,że takie pieczenie sprawia masę radochy;)
Ale ja chcę uporządkowania! Tylko jakoś weny nie mam....
UsuńTo jest to:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=kPBzTxZQG5Q
Lubię ten głos :) Wszystko mi się ich podoba:) Taka niewybredna jestem :D
UsuńMam kilkadziesiąt książek kucharskich:) To jest głównie książeczek a la broszurka i dwa opasłe tomiszcza pt. "kuchnia polska" i "gotowanie na co dzień". Ale i tak korzystam prawie wyłącznie z przepisów z netu nagryzmolonych aptekarskim charakterkiem pisma na świstkach papieru:)
OdpowiedzUsuńOd dawna sobie obiecuję ,że muszę zrobić z nimi porządek i przynajmniej włożyć karteluszki do segragatora z przepisami wyciętymi z gazet. Ale jakoś tak, póki co, jeszcze się do tego nie zabrałam:)
O ja mam całą kolekcję książeczek z Poradnika Domowego, kilka książek kucharskich, ale...tak jak Ty, najczęściej szukam w necie:)))
UsuńA segregatorów nie lubię. Jakoś tak mam.
nie wychodzą mi za cholerę mufinki, no wyglądają jak rozdeptane kapcie!! w ogóle z ciastami mam przechlapane! nie wiem czemu?? jesli się Kudłata garbie to nie odpędzaj brońboże bo wiesz, będzie tak jak z moim szyciem na maszynie - ja bardzo chciałam ale po tym jak uporczywie przyszywałam materiał do maszyny, matka mi wyrywała szycie i goniła na cztery strony. Efekt- szyć nie umiem.ino ręcznie.
OdpowiedzUsuńA ja muffinki robię takie, że ZAWSZE wychodzą. Chcesz przepis? :))
UsuńSzyć na maszynie to się uczę dopiero, bo zawsze chciałam, ale matka mnie nie chciała nauczyć, ręcznie uszyję wszystko. Kiedyś uszyłam sobie spodnie...
bardzo fajny blog ;))
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie -----> http://gleamofhopeeee.blogspot.com/
dopiero zaczynam ^^
Ale będziesz miała dobrze! Kudłata zacznie obiady gotować.... Już Ci "zazdraczam"
OdpowiedzUsuńObawiam się, że do tego jeszcze długa droga. Ma jedno popisowe danie, które wychodzi mi uszami, ale się uparła....
UsuńChętnie bym Kudłatą zaadoptowałą i Młodego też,jak się już nie co od siostry nauczy w kwesti pieczenia :)
OdpowiedzUsuńW swoim zyciu zrobiłam zaledwie kilka ciast i dziwne,bo wyszły dobre.Nie ciągnie mnie do tego...raz,że konsumuje bardzo mało i tyle co mnie poczęstują,to wystarczy; a po drugie,to jak sie jest córką najlepszej "ciastkarki" we wsi to nawet się nie podejmuje próby,bo i tak skazana na porażkę!
Ale gotuje dobrze.Po tutejszemu nauczyłam się sama,jadłam,próbowałam,obmyslałam sposób i zanim ichniejszym językiem zaczełam władać to kuchnie opanowałam na perfekt.A potem miałam tubylczego chłopa,który się domagał polskiego jedzenia....tymczasem moje umiejętnośći sprowadzały się do jajecznicy,frytek i kotletów,więc się facet wziął na pomysł i mi "Kuchnie polską" kupił w prezencie.I korzystam.Mam tam też kilka karteluszek z przepisami,ale jakoś rzadko używam...wole gotować z głowy i na oko haha.
Bo "z głowy" i "na oko" najlepsze:) Ja jeszcze do tego dodaję "co w lodówce":)))
Usuń-Jesoo, jak mi się chce czegoś słdkiego- jeknęłam w ubiegłą niedzielę.
OdpowiedzUsuń- Tobie tatusiu też? - zapytało dziecko z 39 stopniami gorączki- bo ja mogę wam zrobić ciecho w 4 minuty, tylko muszę wiedziec ile, bo drugi raz się nie podniosę.
I zrobiła, brownie w kubku, w mikrofali. Bajer, jakbogakocham w 4 minuty. Uczeń kurna miszcza przerasta ;o)
W mikrofali to nie umiem :) Ale niech poda przepis!!!
UsuńKudłata właśnie drugie upiekła. O niebo lepiej wyszło.:))
Nie warto, to jest obrzydliwe. Buła taka. Nieletnia też to robi.
UsuńZ chęcią wydam swoją osobistą opinię na ten temat :P
UsuńZapraszam po odbiór nagrody :)
OdpowiedzUsuńHurra! Złapałam 20002 :D:D:D:D:D:D poszło mailem!
OdpowiedzUsuń