czwartek, 18 października 2012

[63] Gdzie Słonko bywało.

Pozwoliłam sobie napisać z wielkiej litery, gdyż o mnie będzie.
Bywałam w wielu miejscach.
Jeśli pod uwagę wziąć zagranicę to też uzbierałoby się troszkę. Chcę jednak poruszyć temat jednej wycieczki. Zapadła mi w pamięć z wielu względów.
Byłam otóż moi drodzy w Paryżu. Lata świetlne temu, gdyż zdążyłam w międzyczasie urodzić drugie dziecko, próbować się rozwieść, rozwieść się już prawie (obecnie) i postarzeć o 13 lat. Osiwieć, i wygolić sobie nad uchem. (A propos, przypomniało mi się, że muszę zrobić zdjęcie do dowodu z odsłoniętym uchem i przypuszczam, że wyjdzie lepiej niż przy nie ogolonym :). Jeszcze kilku rzeczy nie zrobiłam, ale co tam.
Otóż pojechałam na wycieczkę z moją siostrą. Ona w liceum uczyła się francuskiego i nauczyciele wymyślili sobie, że w sumie na Polach Elizejskich jest mnóstwo sklepów. To siup. Składka, dotacje i jedziemy.
Wycieczka trwała 3 dni. Jechaliśmy całą noc, na miejsce dojechaliśmy po południu i od razu zostaliśmy zapędzeni do biegania. Tak kochani, uprawiałam przez trzy dni marszobiegi, złoto na olimpiadzie byłoby moje, gdyby nie fakt, że nie miałam sponsora. Zaliczyliśmy większość kluczowych punktów programu, usłyszeliśmy kilka fajnych historii, zapaliliśmy świeczkę Jimowi, wolny czas to były takie półgodzinne chwile na łapanie oddechu. Poznaliśmy prestidigitatorów z Senegalu. Mieli nadprzyrodzone zdolności. Otóż kto był pod Wieżą Eiffla, wie, że są tam trawniki, duża przestrzeń. A panowie, nie dość, że gadali w każdym języku świata (po polsku znakomicie im szło), przypuszczam, że po chińsku również, na dźwięk syren policyjnych ZNIKALI. Nie wiem gdzie i jak. Rozglądałam się - nic.
Wieża podobała mi się do czasu. Wdrapując się na nią nie wiedziałam co mnie czeka. I wcale nie o lęk wysokości chodzi. Otóż jakie jest prawdopodobieństwo, że w najmniej oczekiwanym miejscu na świecie spotkacie najbardziej znielubianą osobę? U mnie? Wynosi 1. Czyli najwyższe. Na samym szczycie tej kupy złomu spotkałam z Sis gościa, którego szczerze nienawidzimy. Po prostu tylko ja tak mam.W nosie z widokami. Kipiąca krew zalała mi wzrok. Oraz pobiłam pewnie rekord w schodzeniu.
Jedynym dłuższym czasem spoczynku były noce i jeden wieczór, kiedy to siedzieliśmy na Montmartre, nauczyciele pijąc wino, nam nie było wolno (nawet mi! pełnoletniej! dzieciatej! mężatej!).
Zapadła mi w pamięć wizyta w Luwrze. I to wcale nie z powodu zbiorów. One nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. I to nie dlatego, że taka jestem nieczuła. Po prostu strajk był. Luwr zamknięty. Akurat na 4 godziny, podczas których siedzieliśmy na placu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Ja kupiłam sobie, tadam!!!! szklankę z arcoroca matowego z napisem Paris i wieżą. Nie pytajcie dlaczego. Ja wtedy byłam w depresji poporodowej (stąd mój wyjazd).
Innym zapadniętym w pamięć elementem wycieczki był brak kasy na rozrywki oraz deszcz, który spowodował, że wszystkie dziewoje okupujące Sephorę na Polach Elizejskich śmierdziały w drodze powrotnej do Polski niemiłosiernie, gdyż nie dość, że na mycie nie poświęcały zbyt dużo czasu, to jeszcze wypsikały każdy skrawek ciała innym zapachem. Wyobraźcie sobie. Nie chciałabym obejrzeć filmu z tej wycieczki w 5D :D
Ja za to połaziłam z Sis, po obu stronach Pól, zarejestrowałam istnienie tam Hard Rock Cafe i sklepu Virgin oraz szukałam tego słynnego biura LOT-u, które się tam mieściło. Po drodze zajechaliśmy do Carefoura po zakupy na drogę. Tak się złożyło, że nie posiadając gotówki uzbierałyśmy na kawałek czegoś co można nazwać zapiekanką. Zabrakło nam kilka franków, bodajże 10. Stoimy i debatujemy, głodne jak nie wiem co, aż tu pani zza lady odzywa się: dajce co macie i smacznego. :))))) Wybrała nam największy kawałek i podgrzała. Viva Polonia!
Byłyśmy głodne bardzo. Bo nikt nie zatroszczył się o posiłki w trakcie tej wycieczki. Nie było żadnej informacji na temat prowiantu. Całą kasę, zamiast na suweniry przeznaczyłyśmy na jedzenie, które odbywało się w biegu. Dosłownie w biegu. Krzyczałam do Sis: patrz gdzie idą!, a sama kupowałam bagietę i pędziłyśmy za nimi. Była jedna obiadokolacja z jakąś wołowiną i winem, rozcieńczonym na maksa, za którą trzeba było dopłacić.
W końcu wsiedliśmy do autokaru i zawieziono nas na 5 minut na plac Pigalle i pod Mulin Rouge. I są tam kasztany! niech nikt nie mówi, że nie! Pieczone!
I zmokłam tam, grosza nie zarobiłabym w moich ogrodniczkach, złamałam przepisy po to, żeby zrobić sobie zdjęcie na tle Młyna.
A potem...Potem Paryż płakał jak odjeżdżaliśmy.
Obiecałam mu, że wrócę.


28 komentarzy:

  1. To zabierzesz mnie ze sobą, wracając. I przypominam o planowanym grupowym wyjeździe do Izraela :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam pamiętam! W ogóle to mam napięty grafik wycieczkowy :)

      Usuń
    2. Mnie się okrutnie napiął grafik imprezowy.

      Usuń
    3. Ogólnie fajnie. A w szczegółach różnie. Dzisiaj np. z tego tytułu nie mogłam się wyspać. A za tydzień wykręcę bankruta. Ale nic to, jest Frau Be, jest impreza! :)

      Usuń
    4. I takie podejście mi się podoba :)

      Usuń
  2. Od dwóch lat się zbieram :) siostra mieszka niemal tuż obok Paryża, młodej obiecałam disneyland - odkłada sobie kieszonkowe na wejściówkę :) Być może w przyszłe wakacje wyskoczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam w centrum koleżankę ze studiów i otwarte zaproszenie :)

      Usuń
  3. W paryżu nie byłem. Kawałek Francji przeejechałem kiedyś, dawno temu, samochodem jadąc do Calais. Ale mi się nie podobało. Francuzi mówią głównie po... francusku. Dogadanie się po angielsku graniczy z cudem.
    Ale może kiedyś wybiorę się do Paryża. Podobno warto.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się marzy pochodzenie własnymi ścieżkami. Nie lubię zorganizowanych wycieczek.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. W Paryżu byłam jakieś pięć lat temu, prywatnie i wspomnieniem, które mi się najbardziej wryło w pamięć, jest wspomnienie korków w jakie wpadałam próbując z Paryża wyjechać. Wtedy obiecałam sobie, że nigdy tam nie wrócę. Obietnicy udaje mi się dotrzymać, chociaż już tak stanowcza nie jest, więc może jednak kiedyś ... ale po przeczytaniu Twoich wspomnień, napewno nie pojadę tam z żadną zorganizowaną wycieczką, tego jestem pewna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie odradzam! Szczególnie pana przewodnika w skórzanych spodniach i głowie jak Kostrzewski z zespołu KAT. Mówił fajnie, ale połowy nie słyszałam, przez zadyszkę.
      :)

      Usuń
  5. SMS z dzisiaj: Właśnie wracam znad grobu Jima Morissona, jedziemy na Mą Martr :o) (konsekwentna jest w pisowni)
    Czyli Pere Lachaise- ja jej na to- a Chopina to nie odwiedziliście?
    Też- przychodzi po chwili odpowiedź- chętnie zostałabym to kilka godzin, żeby porysować, a w ogóle to musimy tu wrócić sami ;o)
    Mimo, że oni na tydzień i jedzenie zapewnione, 'mój artysta' chce tam wrócić i jak ją znam, zrobi wszystko, żeby tak się stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super!
      Niech wszyci grosz do fontanny blisko cmentarza :) Ja tam wrzuciłam. I wrócę na 100%.

      Usuń
  6. super wspomnienia (mimo wszystko), życzę Ci abyś tam wróciła na spokojnie i po swojemu... mnie mąż parę razy proponował, żebym z nim pojechała... TIR-em, ha ha... tydzień w samochodzie - jeden dzień w Paryżu... na razie się bronię, choć kto wie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze to przygoda:) Ja bym pojechała! Nawet czołgiem!
      Do odważnych świat należy :)

      Usuń
    2. ja nie tyle "nieodważna" co za bardzo "wygodna" ha ha...

      Usuń
    3. No to może być przeszkodą. Ja akurat z tych, co spoko luzik wszystko zniosą:)

      Usuń
  7. Hehe :) Francja to dla mnie trochę za blisko :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmmmm...To świat stoi otworem:) Tylko pamiętaj, że okrągły i w końcu możesz trafić do punktu wyjścia:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Też tam kiedyś byłem, jako student i ....... chórzysta. Ciągle chodziliśmy zawiani, a z jednego z lokali na Placu Pigalle uciekaliśmy aż się kurzyło (ech ta młodość).
    Acha !!!!! Podziwiam Cię za użycie słowa "prestidigitatorów" ;o))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś, jako dzieciak, w jakimś wierszu, czy książce wyczytałam..Aż poleciałam do biblioteki, do encyklopedii zajrzeć co ono oznacza :o)

      Usuń
  10. chciałabym pojechać, ale wycieczki zorganizowane mnie odstręczają programem zbyt napiętym :))
    Może wybierzemy się kiedyś sami, na emeryturze :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chronicznie unikam wycieczek zorganizowanych, bo zwyczajnie co innego mnie interesuje. :)

      Usuń
  11. Wycieczka najgorsza w trakcie jej trwania, ale "po"...wspominana najmilej;) Uwielbiam takie wypady, a jeszcze bardziej uwielbiam się po nich śmiać z samej siebie;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to:)
      Wiesz, w trakcie też nie była taka zła :)

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.