poniedziałek, 15 października 2012

[60] Irokez, jeż i cała reszta.

Bo tak.
Stanęłam przed dylematem. To znaczy najpierw pomyślałam sobie, chwilami nawet na głos i w towarzystwie, że z chęcią oddałabym się w ręce jakiegoś zdolnego fryzjera, bądź zdolnej fryzjerki. Potem zaczęłam myśleć o tym cicho. W międzyczasie tak zwanym, znaczy dzisiaj, Kudłata też zaczęła na głos przemawiać za pójściem w rzeczone miejsce.
I teraz tak. Mam włosy takie do trochę niżej brody. Były tak fajnie ścięte, że jakoś jeszcze wyglądają. Ale jakoś mnie ten sznyt już nie rajcuje.
Mam takie głupie one, że nie trzyma się ich nic. Znaczy chciałam powiedzieć, że nie dla mnie lakiery do włosów i żele. Po pierwsze primo - nie umiem sobie sama ułożyć nic na głowie. Chyba, że będzie to czapka.
Po drugie primo - brak mi cierpliwości. Po trzecie primo - szkoda mi czasu. Po czwarte primo - gwoli wyjaśnienia lakierów i żelów - zobrazuję to następującym obrazkiem: na jednym sylwestrze, w stylu lata 60 (nie pytajcie dlaczego w takim stylu, ani jaki to styl, w każdym razie miałam na sobie białą koszulę dziadka i krawat ojca, oraz moje ukochane zielone portki) (a, i było to dokładnie 23 lata temu, znaczy w sylwestra będzie, więc sobie wykalkulujcie, że byłam jeszcze wtedy do rana szczęśliwa nad wyraz, potem zbiegi okoliczności i zrządzenia losu, najpierw w okolicy 1 w nocy, a później tak gdzieś koło 7 rano poczęły splatać me ścieżki ze ścieżkami  wrzoda..) wymyśliłam sobie, że będę mieć fryz na Roberta Smitha.
Koleżanka, która mnie chyba nie lubiła, ponieważ jej chłopak lubił mnie bardzo, za bardzo, zabrała się za robienie mi tapira. Z pewną dozą jadu i satysfakcji chwyciła grzebień, butelkę lakieru fest (był w takiej szklanej butelce z atomizerem, bodajże z fioletową naklejką) i poczęła robić coś, co miało spowodować, że 2 stycznia pójdę do fryzjera w celu zmiany imidżu na Shinead. Otóż rozczarowanie, jakie przyszło po godzinie szarpania przeszło moje najśmielsze oczekiwania. A raczej zmyło moje oczekiwania i rozczarowało mnie bardzo. Mam nawet dokumentację fotograficzną tej porażki. Po czym koleżanka pierdykła grzebieniem powiedziała, że mam włosy do dupy ( a miałam tylko do ramion! przysięgam!) i sobie poszła. Bo otóż miałam na głowie coś w postaci troszkę tylko nieuczesanych włosów. Żaden tak kołtun. Jakbym przejechała ręką było by luks gładko.
Zmierzając do konkluzji. Marzy mi się irokezik. Tak podgolone prawie na zapałkę boczki i reszta dęba, malutki taki. Ale wiem, że to nie dla mnie. Nie będą stały.
Jeż? Jakoś nie bardzo.
Długie? Jak sobie pomyślę o zapuszczaniu, okresie przechodnim, kitce, kokach, gumkach, spinkach, to mi się płakać chce.
Do ramion? Tak, ale to też dopuszczanie do określonej długości. I to też wiąże się z rozpaczą, kiedy będę patrzeć w lustro.
Na dodatek, kiedy sformułowałam do wszechświata swoje zamiary, spojrzałam w lustro i rozpłynęłam się nad moimi kudłami, bo się tak ładnie ułożyły...
I co ja mam zrobić?
Ponadto mam czapeczkę z daszkiem, którą uwielbiam z różnych względów, ale do niej albo kiteczka, albo łyso z boku...
Ratunku!!!!!
Idę zmyć farbę.


Na dziś:
The Cranberies - Zombie


 

31 komentarzy:

  1. Nienawidzę krótkich włosów! Dlatego tej francy zbolałej, która na hasło "kobieca fryzurka" zrobiła mi na głowie megagówno, rżnąc mi owłosienie jak chłopu, życzę nieodwracalnego wyłysienia! Od roku nie mogę dojść do ładu, tylko równam, równam, równam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, ja uwielbiam krótkie. Ale czasem bym chciała tak dłużej. I nie wiem, niezdecydowanam.

      Usuń
    2. No, to ja przynajmniej mam określone preferencje.

      Usuń
    3. Lubię swoje niezdecydowanie.
      Poza tym włosy nie cycki, odrastają.

      Usuń
    4. Ale co z tego, jeśli jakieś obłąkane istoty je człowiekowi odrzynają?

      Usuń
    5. No tak, też jedną taką miałam, że mało się nie popłakałam. Tak czy inaczej odrosną. Jakby co.

      Usuń
    6. To prawda. Włosy rzecz nabyta.

      Usuń
  2. Jesteś kobietą z brodą ??? :-)
    A fryzurę walnij sobie taką, w której czujesz się najlepiej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, spojrzę w lustro. Bo nie pamiętam :)
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Jestem zadowolona ze swojej fryzjerki i fryzury. Moja Ewunia to skarb i obiecuję, że już jej nigdy nie zdradzę :P zdradziłam 2 razy i za każdym razem wracałam po pomoc. Też mam głupie włosy, ale w inną stronę - moje się poddają. Więc wszelkie fryzury a'la Rachel z Przyjaciół były nie dla mnie, gdyż moje włosy się skręcały, podwijały, uciekały i robiły oklapłe jeśli sięgały dalej niż podbródek :) Teraz mam na głowie coś podobnego do Doroty Gardias i jestem mega zadowolona :D Nie bawię się w układanie - układa się samo (Ewunia!), schnie szybko i do mnie pasuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie...Jak ja bym chciała tak mieć! A nie mam. Niestety. Ładnie i zamierzenie wygląda 10 minuto od wyjścia od fryzjera. A że chronicznie nienawidzę lakierów, to niestety, po 10 minutach wszystko szlag trafia.
      A co do fryzjera, to mam Kasię w Poznaniu, ale przecież nie będę tam jeździć! Muszę znaleźć tutaj coś odpowiedniego..znaczy kogoś. I się waham czy iść na całość, czy jednak stosownie do wieku, khem, khem :D Żartowałam, pójdę na całość :)

      Usuń
    2. Jak się obrobię, to Ci potem podrzucę zdjęcie :) u mnie warunkiem fryzury jest to, że nie wolno Ewie jej modelować. Nic mi nie nakłada, ja sobie też nie, poza mleczkiem wygładzającym i chroniącym przed suszeniem. Tyle. Żadne pianki, lakiery, bo ja nie mam na to czasu! Ja mam potem wyglądać tak, jakbym właśnie opuściła jej fotel. I wyglądam :)

      Usuń
  4. A myślałam,że tylko ja narzekam na włosy;)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też ponarzekam, bo oporne są do zwariowania.Proste jak drut, wałki mają w głębokim poważaniu, chociaż zawsze po umyciu płuczę włosy piwem.Przy krótkiej fryzurce to owszem ułożone są tak ze dwie godziny a potem masakra.Lakieru nie używam.Teraz mam jeszcze długie(do łopatek) i tak zostanie do wiosny. Warkocz sobie plotę. Mam sporo czasu żeby opracować taktykę co dalej.Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marne to pocieszenie, że ktoś też ma włosy do d...łopatek :)
      Wałki to tylko męczarnia, lokówki i inne też. Jedynie trwała mi się trzymała, taka na długie, ale to było lata temu teraz trwała jest passe.
      Ech.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Jak raz ściąłem włosy na jeża, to się Renatka o mało ze mną nie rozwiodła (były też wówczas inne przyczyny, ale tą pamiętam, o innych staram się zapomnieć).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeż chyba odpada, bo mam chyba nie za bardzo kształt czerepu. I kwadratowe lico. Dobra, przesadzam, ale zawsze takie pazurki się sprawdzały, postrzępione, pocieniowane, nie za długi, nie za krótkie...
      Nic to, jutro godzina W. :)

      Usuń
    2. A, i ze mną nikt się nie rozwiedzie :) To ja się rozwodzę właśnie :D

      Usuń
  7. na taki nieład najlpesze są krótkie, odpowiednio pocieniowane. A jeśli nie chcesz z nimi nic robić, to długie, wtedy w kitkę i już :)))
    Ja mam do ramion, muszę modelować i suszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc mam dylemat, ale jutro idę rano. I już. Co będzie to będzie.

      Usuń
  8. W drodze do Jarocina w latach osiemdziesiątych miałem najbardziej odlotową fryzurę. Boki wygoliłem w pociągowej ubikacji, ile razy się zaciąłem nie pamiętam, w każdym razie sznyty z polsilvera były dodatkową atrakcją, resztę zafarbowałem fioletem i solą fagłamidyna dla odpowiedniego ubarwienia i całość dupnąłem na wodę z kilogramem cukru:)Jazda była bez trzymanki :))) Na Roberta też próbowałem - bo The Cure jak wiesz uwielbiam do dziś - ale niestety jestem blondynem więc efekt był mizerny, mimo, że włosy układały się całkiem, całkiem:))) Teraz mam długie włosy i chociaż zdarza się że mnie denerwują, spinam w kitkę i nie mam zamiaru obcinać - nie ma opcji, mimo, że jak twierdzi moja mama ilekroć do niej przyjeżdżam " na mądrej głowie- włosy nie rosną" , a na mojej rosną i tyle :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Już od kilku miesięcy marzyła mi się radykalna zmiana fryzury...potem przyszło rozstanie i jak kobieca przyzwoitość nakazuje powinnam zrobić wielki change.Miało być na wsciekło rudo.Chodziłam z tym pomysłem w głowie,chodziłam...zaszłam do jednej fryzjerki,drugiej aż w koncu wczoraj trzeciej i skonczyło sie delikatnymi pasemkami i bardzo grzecznym cięciem.Mam nadzieje,że chociaż Ty znajdziesz odwage aby zaszaleć na głowie.Chociaż jak masz takie włosy to chyba trudno dobrac ekstremalną fryzure,sama takie mam.Też się nie dają natapirować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja bym chciała wściekły rudy. Ale po pierwsze mam farbowane na czarno. Po drugie w innych kolorach wyglądam jakoś niewyraźnie. Co do cięcia, zobaczymy. Muszę znaleźć coś co mi przypasuje i pokazać pani.
      Jutro 8 rano proszę o kciuki :)

      Usuń
  10. Bardzo liczę na to, że zrobisz sobie zdjęcie w nowej fryzurze i nam się pokażesz.
    Mnie się jeszcze nie zdarzyło wrócić od fryzjera i od razu nie wsadzić głowy pod kran. Od zawsze noszę krótkie fryzury, a próby zapuszczania zawsze kończą się tak samo: któregoś ranka dostaję szału, że wyglądam jak mokra kura i do tego zaniedbana i szukam fryzjera z natychmiastu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja jak pomyślę, że jestem zaniedbana i odrośnięta, to mi się tak ułożą skubane, że mogłabym w reklamie występować...dzisiaj też tak było.
      Ze zdjęciem zobaczymy :)

      Usuń
  11. "koleżanka pierdykła grzebieniem powiedziała, że mam włosy do dupy ( a miałam tylko do ramion! przysięgam!) i sobie poszła" - rozbawiło mnie to do łez....

    OdpowiedzUsuń
  12. A może zawsze modny grzybek?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o nie, mam dość gładzizny na głowie. Zresztą wyglądałabym jak idź stąd :)


      Zresztą już pozamiatane :)

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.