sobota, 28 grudnia 2013

[246] Stuknąć w kalendarz

Tak mi się przypomniało.
Nie będzie podsumowań, planów na przyszły rok, postanowień noworocznych, oceniania i innych tym podobnych.
Jedno do czego się przyznaję to porównanie tego samego momentu rok temu, ale nie w perspektywie kalendarzowej, tylko zmian. Kalendarz służy mi li jedynie za punkt odniesienia.
Wszelkie zmiany, plany i postanowienia, albo wchodzą w życie w momencie podjęcia decyzji, albo wcale. I nic do tego nie ma data w kalendarzu.
Poza tym, postanowiłam przejść na podział czasu na sposób elficki, wymieszany z pogańskim, kiedy to rządziły pory roku, a nie cyferki na tekturce od kominiarza.
Od dzisiaj moje motto brzmi: jak nie teraz to nigdy. Oczywiście z modyfikacjami. Bo nie wszystko jest możliwe tu i teraz. Na przykład nie kupię sobie obiektywu już dzisiaj.
Idę więc zrobić coś, co zaczyna się od jutra, a co tak naprawdę nigdy się realizacji nie doczekuje (no może poza kilkoma światłymi przykładami). Nie ma od jutra. Od teraz.
A propos kalendarza.
Naprawdę żałuję, że nie mam komina. Takiego do czyszczenia. (Sis, ty się nie śmiej, bo ja tu na poważnie).
Bo przychodzą do mnie kominiarze. Mam czasem wrażenie, że te kalendarze roznoszą tak ze cztery razy w roku. Zwykle się wymiguję, albo raczej zdjęta jakimś zabobonnym strachem, bądź też idiotyczną nadzieją, że roznoszą jednak szczęście po świecie, mam te kilka złotych i, no i daję im za ten kawałek tekturki parę złotych.
W tym roku jednak zostałam zaskoczona i wrobiona.
Zaskoczył mnie kominiarz w toalecie. Znaczy, nie do końca, bo se sam sobie nie wszedł do domu, ale dzwonek mam blisko drzwi od toalety. A żeby było śmiesznie, sekund pięć może wcześniej Kudłata wychodziła. Myślałam, że sobie robi z matki jaja, dobrze, że się kompletnie ubrałam. Bo za drzwiami stał pan kominiarz. A ja pierwszy raz nie miałam kasy, Kudłatą właśnie wysłałam z kartą do bankomatu. Ale szybko sobie przypomniałam i mówię, że nie mam kasy, zaledwie jakąś resztę w kieszeni i wyjęłam może z 70 groszy z kurtki. Na co uśmiechnięty kominiarz wygrzebał z mojej dłoni jeden grosik i mówi: na szczęście! I poszedł.
Kalendarz przejął Młody, i dalej sprawdzać daty. Krzyczy: ale tu się nie zgadza! No to pytam: a sprawdziłeś na który to rok kalendarz? No i Młody stuknął w kalendarz i z uśmiechem mówi: no tak! Tego nie sprawdziłem!
Tak więc postanawiam, że od teraz postanowień nie będzie!

PS: Upiekłam murzynka. Przepraszam!!! Afrociasto! Bez przepisu. Wyszedł niebiańsko delikatny, pyszny, słodziutki, mniam.... Chciałam upiec murz..afrociasto takie, jak piekłam z mamą przez całe moje młode lata. Byłam niecnie wykorzystywana do mieszania w garze, żeby się nie zagotowało. Jak ja tego nienawidziłam!!! Ale naszła mnie ochota. Przepis, niestety, zniknął w pomroce dziejów, bo mamunia miała zapisane, owszem, ale jak to mamunia, robiła kiedyś porządki. I nie ma większości fajnych przepisów...
Wymyśliłam więc, że zrobię. Że się tak wyrażę, mechanizm pieczenia takich ciast jest mniej więcej taki sam. Albo przynajmniej bardzo podobny. Albo mniej więcej podobny. W każdym razie wymyśliłam sobie co mi potrzebne, o ile to się nie martwiłam, przygotowałam wszystko jak należy, tak jak lubię. No i zabrałam się za ciasto. W każdym razie, wydawało mi się, że będzie ciężkie i nie wyrośnie. a tu niespodzianka. nie dość, że wyrosło, to jeszcze jest delikatne, nie klei się do zębów (nie znoszę kiedy takie ciasto klei się, szczególnie kiedy nie ma żadnej masy czy kremu).
Wyszło cudowne. Mogę z dumą siebie pochwalić.





13 komentarzy:

  1. Ja też mam w swoim repertuarze ciasto z tą niepolityczną nazwą. Chyba będę musiała je przemianować na ...Uśmiech Afrykańczyka, czy coś w tym typie:-).

    OdpowiedzUsuń
  2. życzliwy kominiarz to szczęście na cały kolejny rok! I tej wersji się trzymamy :)))
    Buziole :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm to ciasto takie ciemne może po tym kominiarzu co ???
    Dzień dobry :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Natthi, Ty chyba nie myślisz, ze ten kominiarz to przychodzi komin czyścić???... no chyba, ze wiesz, Twój :))))) ... a z tymi czarn... nooo, ciemnymi to zawsze kłopot, nigdy nie wiadomo co wyniknie... mój kopiec kreta też czar.... no, ciemny jest ale tak samo dobry :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, nie :) Przychodzi po kasę za kawałek tektury :)

      Usuń
  5. Nat, szczęście możesz załatwić sobie sama, naciągaczy pogoń, bo tacy z nich kominiarze, jak z koziej d... trąba. Mamy zaprzyjaźnionych kominiarzy, którzy przerabiali nam komin w kuchni, wiesz, że oni się w mieście znają. Nikt z tych dziwnych panów z kalendarzami za dychę nie pracuje w branży, przynajmniej tu, na północy ;D więc ja mam błogosławieństwo od tych prawdziwych, żeby gonić na kopach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem kochana, i czynię to usilnie od jakiegoś czasu :) Aczkolwiek kominiarze, bądź też podróbki rozczulają mnie niemożebnie. :)

      Usuń
  6. Słodki, czarny BO! fajnie wygląda na tym żółtym talerzyku:):) Mniam. My mamy kalendarze od: sportowców, kominiarza, jakiejś firmy...i wszystkie bezużyteczne, bo wielkie i nieporęczne. Nigdy nie robię postanowień na nowy rok, bo i tak potem zazwyczaj wszystko diabli biorą.

    OdpowiedzUsuń
  7. To szczęście w przyszłym roku masz murowane jak nic! Jeno chwytać i nie puszczać!
    Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.