czwartek, 2 lipca 2020

[441]. Z przytupem.

No bo jak inaczej?
Przecież zwyczajnie to nudno jest i na co to komu.
Zacznę jednak od środka.
Mamy to! Już jesteśmy razem. W końcu. Po 1,5 roku od złożenia wniosku do sądu.
A teraz obiecana opowieść.
Zaznaczam, że nie spodziewałam się tego, co nastąpiło już po moich postach.

W maju nagle wybuchła wiadomość, że loty wznawia wizz. Zakupiłam więc bilety, szczęśliwa, trochę niepewna, bo oficjalnie nic nie latało, ale że na koniec czerwca, to stwierdziłam, że przecież do tego czasu to wszystko się ładnie ułoży. Koniec czerwca, bo koniec szkoły, a także naglący, zbliżający się koniec ważności paszportu. Idealny czas, wszystko pasowało.
W międzyczasie przeniesiono mi z maja rozprawę, akurat na mój czas pobytu w kraju, więc pomyślałam: idealnie!
I wszystko szło pięknie, żarło, żarło i zdechło. Zdechło na ament.
Spędziłam dzień na kurwowaniu, tak, nie bójmy się użyć tego słowa, klęłam na czym świat stoi, najczęściej w myślach, ale często też nie tylko. W pracy zaczęłam wymyślać co można zrobić.
Plany wyszły takie:
- jadę busem. Ale przewoźnicy dali ceny zaporowe, no bo nic nie lata, to ludzie jak muszą to skorzystają. No chyba nie.
- kupię samochód. Wyszłoby taniej niż z przewoźnikiem w dwie strony.
- Kudłata mnie zawiezie. To była już jej propozycja, ale, niestety, kwarantanna po powrocie absolutnie wykluczona w jej przypadku.
W końcu wymyśliłam, że przecież samoloty nie latają tylko do Polski. Ale już do takiego Berlina a i owszem. A była też opcja do Pragi, Bratysławy, bądź gdziekolwiek, byle na kontynent i najbliżej jak się da.
No to cyk, tu rezygnacja, tu bilety. Ale jak z Berlinowa dostać się do kraju? Z pomocą przyszła mi kumpela, która...przysłała mi mema. Od słowa do słowa: przecież stamtąd jeżdżą flixbusy do Poznania. No to bosko! Obiletowałam sobie cały trip, od Londynu, do Londynu. Wszystkie w te i wewte. Szczęście na mnie spłynęło.
No i tak już sobie siedzę na Schonefeldzie, czekam na fliksa, przeglądam bilety i...o kurna. W jednym bilecie pomyliłam datę. Więc anulacja, wniosek o zwrot, kupno nowego. Jest.
Dojechałam, załatwiłam, odbyłam sesję w sądzie, z przefajną panią sędzią, no i powrót.
W Poznaniu spotkałam się z kilkoma osobami no i idę z kumpelą już na autobus do Berlina. Jeszcze kawiarenka, młody szaleje na elektrycznej hulajnodze, o którą wiercił mi dziurę w brzuchu od rana.
Siedzimy, pijemy napoje i wtem jedzie karetka. Podniosłam się, patrzę gdzie młody. Kumpela na to: daj spokój, to nie po niego, nie przyjechaliby tak szybko.
No i minutę później przychodzi młody, blady jak ściana, prawie mdlejący. Wystarczyło spojrzenie na rękę i już wiedziałam. Życie mi przeleciało przed oczami, cała wyprawa, męczarnia z nią związana, wszystko to miało zakończyć się na SORze. Przecież to zawsze jakieś pięć godzin, a ja mam autobus za dwie. Poszliśmy do szpitala dziecięcego, bo blisko było. Przyjęli nas od razu. Złamanie obu kości, jednej z przemieszczeniem. Nie ma mowy, żebyśmy zostali na noc, no nie, nie, nie. Pan doktor, pełen zrozumienia zaordynował zaopatrzenie bez nastawiania, dostaliśmy przeciwbólowe, dodatkowe bandaże, w razie gdyby nas nie chcieli przepuścić przez kontrolę, bo oni słyszeli, że często nie chcą. Ale kontrola niemiecka była spoko, zapytali mnie nawet co on sobie zrobił. Pan gwizdnął z wrażenia usłyszawszy, że dwie godziny przed wyjazdem to się stało.
Przylecieliśmy. Prosto do szpitala. Zdjęcia z Polski odczytać nie można, więc podjęto decyzję o zdjęciu ponownym. Ponieważ byłam obecna na RTG widziałam jak teraz wygląda wszystko. Kość się nastawiła. Ale jutro będą mi go składać i decydować co dalej. Bo jest młody i się zrośnie. W Polsce miałby wstawione dwa druty.
Także ten. Jak chce ktoś wycieczkę ekstremalną, to zapraszam. Zorganizuję za free.
Nie polecam jednak osobom o słabych nerwach.
Idę spać.

7 komentarzy:

  1. nie zazdroszczę tych nerwów i stresu ale już teraz tylko radość i kamień z serca i luzzzzz. ciesze się razem z Tobą )))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to już luz, ale zmęczenie, które mnie dopadło, to była masakra. No i zaraz jedziemy do szpitala. No i kwarantanna. Także cud, miód i orzeszki...

      Usuń
  2. Jprdl. Tyle na gorąco. Wrócę, jak ochłonę, to może się składnie wypowiem😱

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ochłaniam ciagle. Tym bardziej, że to nie koniec...

      Usuń
  3. jprdl, czy zawsze tak musi być, że jak z jednej strony ok, to z drugiej zawsze pierdolnie?.... trzymam kciuki za Młodego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba tak. Jakaś taka kolejność zdarzeń. Najpierw super, potem jeb. I to najczęściej tak się dzieje. W każdej dziedzinie..

      Usuń
    2. Oraz dziękuję w imieniu.

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.