niedziela, 18 maja 2014

[276] Hello! Wróciłam!

Ale nie cieszcie się za bardzo, bo niebawem znów zniknę kilka razy.
W każdym razie teraz już wróciłam z Koszalina i okolic.
Było jak zwykle świetnie i z...przygodami. Czasem się zastanawiam, dlaczego ja nie potrafię tak jak hobbici (hobbitowy) ród. siedzieć w domu i nie wychodzić za próg, żeby te przygody mnie nie dopadały. Ale to chyba dlatego, że ja tak bardzo lubię przygody.
Ale od początku.
Wyruszyłam (i bardzo dobrze) z odpowiednim wyprzedzeniem czasowym (też bardzo dobrze), po wcześniejszym sprawdzeniu, gdzie ten piekielny (bo pośpieszny) autobus się zatrzymuje.
Dojechawszy na miejsce, a daleko to było od mojej gawry (co nie jest bez znaczenia, ale o tym za chwilę), okazało się, że y-y to nie tu. Podjechałam więc dalej. Tam również okazało się, że to nie to. W końcu trafiłam na odpowiedni przystanek. Ale coś mi nie grało. Rozpoczęłam więc akcję sprawdzającą gdzie, co i jak.
Dygresja:
- miałam kasy ciut więcej niż na bilety w jedną stronę. Ciut, to jest ciut i nic ponadto.
- Kudłatej nie było przy kompie, więc nie mogła sprawdzić.
- skończyło mi się doładowanie. Mogłam jeszcze po całej akcji wykonać kilka smsów. Dokładnie dwa.
- jechałam z Młodym.
- pamięć wzrokowa zgrzytała z rzeczywistością
- tak samo zgrzytało rozeznanie geograficzne, strony świata, kierunki tras wylotowych i inne.
Koniec dygresji.
Mama mi pomogła. Oddzwoniła po sygnale, wyjaśniłam o co kaman, z niejakimi trudnościami, ale się udało i uzyskałam taka oto odpowiedź: "to ten przystanek, po którym następny to Kaliskiego". o.O (to zdziwienie na maska, bo nie znam wszystkich przystanków, szczególnie w tamtej części miasta). Zapytałam tambylców i też nie wiedzieli. Nic to. W końcu minęła godzina przyjazdu autobusu, a ja trochę zła, bo czas skurczył się jak, nie przymierzając, dżinsy, które ustawi się na pranie w 90 stopniach.
W końcu wsiadłam do autobusu, wygarniając ostatnie klepaki z portfela na bilety komunikacji miejskiej, z solennym cichym zapewnieniem siebie, że jak się będę miała przesiadać, to mam w nosie kontrolerów. Okazało się jednak, że po przesiadce mogę jechać na ten sam bilet i ...to był pierwszy cud.
Przesiadłam się na tramwaj, jadę, a godzina odjazdu autobusu mijała z minuty na minutę. Tak sobie pomyślałam, bo nagle spadł na mnie spokój ogromny i stwierdziłam, że ...mógłby się spóźnić ten autobus.
Poszłam sobie z Młodym na peron i słyszę: "autobus z Warszawy opóźniony jest 30 minut".
Gdyby nie te tłumy ludzi, pewnie odtańczyłabym taniec radości.
Chwilę później podjechał wypasiony autobus, pachnący nowością, kupiłam bilety i zostało mi 30 groszy.
Nawet nie wiecie jaka to ulga.
W każdym razie, siedząc w autobusie przed odjazdem, mój wewnętrzny kompas z żyroskopem, na siłę skłaniali się do smutnej prawdy. Że. Tym autobusem. Będę jechała całkiem blisko mojej stałej trasy do miasta. Kilka przystanków od mojego domu. Wyśmiałam się sama, wyszydziłam, mało brakowało, a napisałabym sobie samokrytyczny post na facebook'u, ale postanowiłam nie tykać komputera w gościach. Zresztą czasu nie było nawet.
Tak więc po raz kolejny udało mi się przechytrzyć przeciwności losu. Zdążyć. I wszystko wyszło jak należy.
I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś i idę spać, bo jutro zrywam się o 5 rano, żeby dojechać odpowiednio wcześnie do urzędu pracy i zapisać się na kurs. Jest tylko 30 miejsc na 3 tury kursu. Po 10 miejsc na jeden kurs.
Dam radę, prawda?

Na dziś:
Godsmack - I stand alone
No bo jakżeby inaczej.



11 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki, żeby się udało z tym kursem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. o jacie!!! masz nerwy ze stali... !!!
    trzymam kciuki z całych sił :********

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "(...) mój cios może zabić, mój wzrok może spalić (...)"
      Co prawda tam było o mięśniach, a nie nerwach, ale na jedno wychodzi.
      No i powiedz mi, co dałaby mi panika i nerwy? Nic, zupełnie :)

      Usuń
  3. Jesoo, jesteś szurnięta ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zaprzeczam :D
      Poczekaj jak będę jechała w kierunku północno-zachodnim :P

      Usuń
    2. Nie boję się, obok mojego domu jest zaje... plac zabaw dla dzieci ;D

      Usuń
  4. Z kursem się uda, bo masz farta, co wykazała przygoda z przesiadkami:):) Muza wymiata, a motocykle jeszcze bardziej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby. Jeszcze będą kwalifikować.
      Muza mnie niesie od dłuższego czasu. Ta konkretna. Zakochałam się.
      A motocykle bardzo bardzo. Kiedyś se sobie takim pojeżdżę :D
      Buziaki :*

      Usuń
  5. wariatka ... :)))))
    za kurs trzymam kciuki, znaczy za Ciebie na kursie... a, w zasadzie, to na co ten kurs?.. na spawacza, operatora koparki czy cukiernika????.... :)))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba.
      Trzymaj.
      Grafika komputerowa.
      Mogłabyś się odezwać czasem :> Usycham z tęsknoty.
      :*

      Usuń
  6. Wiesz...jeśliś Ty z gatunku hobbitów, to z rodziny Bagginsów:)

    u nas żadnych kursów nie organizują... a szkoda. Bo zapisałabym się na jakiś zawodowy ...krawiecki najchętniej.

    mocno trzymam kciuki za zakwalifikowanie się:).

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.