wtorek, 20 lutego 2018

[354]. A tak jakoś

Żeby nie było.
Nie mam depresji. Ani smutku.
Jest we mnie mega złość. I już wyjaśniam na co.
Zła jestem na płatnika. Alimenty trzeci miesiąc bujają gdzieś tam. Komornika zmusiłam do działania strasząc, że zmienię kancelarię na bardziej skuteczną. Zobaczymy czy to podziała.  Ja, jak to ja, staram się nie utonąć i daję radę, bo przecież jak nie ja, to kto. Skończyłam co prawda dorywczą pracę, bo to nie na moje nerwy i siły, ale nie jest tak źle. Ogólnie mówiąc aż się dziwię, że jest jak jest, bo porównując teraz i okres przed poprzednią pracą, to przepaść jest jak rów. Może nie Mariański, ale taki, którego przeskoczyć na raz się nie da. I mam wrażenie, że pracy jest mnóstwo. Dla Ukraińców, którym można płacić mało. Dla tych z orzeczeniem, bo dostanie się dotację. A dla takich "normalsów" jak ja, z doświadczeniem, ale bez papierów - ni chu chu.
Czyli żyję.
Moja IO mnie wkurza. I hashimoto. Wkurzają mnie altmedy. I ludzie piszący w internetach bzdury. A najbardziej wkurzają mnie ci, co piszą bzdury w książkach.
Wkurza mnie brak korzystania z elementarnej wiedzy przez ludzi, zdobytej w szkole podstawowej i ogólna tendencja do czerpania wiedzy z podejrzanych źródeł.
Wkurza mnie niski poziom energii. Najśmieszniejsze jest to, że chce mi się dużo, ale jak przyjdzie co do czego.. ręce mi opadają.
No ale.
W styczniu, w swoje urodziny, obcięłam włosy. Było ich tyle, że poszły do fundacji Rak'n'roll.
Schudłam 5 kg.
Dałam się namówić na krewetki*
Wiem, że nie przepadam za sushi**
Nauczyłam kilka osób jeździć na nartach (a raczej wytłumaczyłam co i jak), czym zyskałam szerokie uśmiechy w podzięce oraz złowrogie błyskawice od instruktora na stoku. Zupełnie nie wiem dlaczego.
Naraziłam się rodzicom jednego gieroja na lodowisku. W kolejce do wejścia sprawiał wrażenie, że jest takim łyżwiarzem, że mógłby zdobyć złoto na mistrzostwach, po czym po lodzie jeździł z pingwinem. I nie to jest najgorsze. Ale jeździł w niezawiązanych łyżwach. Dzieciak lat około 10. Dojechał do nas jego tatuś i mówię mu, że on sobie zaraz nogi połamie. Na co usłyszałam, że on mu nie zawiąże, bo chłopaka bolą nogi! Masakra.

A poza tym mam plany!

I cieszę się bardzo, że tu zaglądacie. Postaram się więcej nie smęcić, bo przecież jest naprawdę fajnie.
No poza kilkoma cieniami.

* krewetki kojarzą mi się ze smrodem w sklepie rybnym w Szczecinie, do jakiego zabrała mnie ciotka i widziałam tam pierwszy raz w życiu krewetki, to było gdzieś tak w 1978 roku. I wtedy też pierwszy raz jadłam tosty z pieczarkami i serem, ale to tylko dygresja :)
** jadłam, ale wiem, że to nie moja bajka. Tak samo jak zupy azjatyckie.



3 komentarze:

  1. O włosach wiem, widziałam. Podziwiam Twoją siłę do walki. Nie zazdroszczę zmagań z 'cymbałem' o kasę. Pocieszające jest to, że nie jest to już Twój cymbał. A poza tym krewetki są git i sushi też 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krewetki są ok, ale sushi tak średnio. No zjem, ale bez fajerwerków. Większe wrażenie zrobi na mnie tatar. Albo stek ;) A cymbał sam sobie robi źle. Cóż, jego wola.

      Usuń
  2. człek bywa bezradnym gdy element debilności w odwłoku ma finanse dla bliskich .Natomiast i mnie irytują pustostany umysłowe

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.