sobota, 6 grudnia 2025

[522]. Taczka.

No i paczajpan(i) to już grudzień. Kiedy to zleciało, to ja nie wiem. Mrugnęłam i jest. 
A tak serio, to nie mam bladego pojęcia kiedy i jak. No i mam w głowie milion pomysłów i tematów i nie wiem którym Was uraczyć. Czyli jest ich tak dużo, że nie ma kiedy taczki załadować, takam rozedrgana i rozmyślona. 
Czyli znów będzie o pierdołach. W takim rozkojarzeniu to ja nie mogę podejmować poważnych tematów. Bo nic z tego nie wyjdzie, jeno groch z kapustą. 
Co u mnie. Męskie decyzje. 
Jednak poddałam ten trzeci rok. Nie że zupełnie, ale z powodu zamieszania. I to właściwie nie mojego. Czas mijał, dostępu do zajęć niet, za to tylko do jednych i to zupełnie innych niż wcześniej, a tu już dedlajny zaświtały, więc się lekko wkurzyłam. Foch zaowocował rezygnacją czasową. 
Trudno. I tak się cieszę z tego, co już osiągnęłam.
Menomenda nie odpuszcza. Siłujemy się na możliwości. Jak tylko zyskuję kawałeczek pola, to dostaję fpierdol z innej strony. Na przykład znów, po pół roku, okresem, który pewnie jak w kwietniu potrwa miesiąc. Bo już trzeci tydzień mnie szczela wiadomoco.
Z drugiej strony zaczęłam się więcej ruszać, więc moja mobilność w końcu się budzi. Aczkolwiek czasem boleśnie daje o sobie znać ten menoet (nie mylić z menuetem) pierdzielony. Bolą na przykład mięśnie. Albo śmierdzę. Tak, zmienia się zapach. To jest tak wkurzające, że płakać się chce. Albo czuję wokół siebie smród petów. A nikt nie pali w moim pokoju przecież. To też oznaka mendy. 
ADHD ma się dobrze, a nawet lepiej. Korzysta z mojego mózgu, który przerabia na parówki.
I w tym szaleństwie próbuję się ogarnąć. Jest grudzień, więc...zaczęłam używać kalendarza na 2025 rok. Co nie? Rychło w czas. 
Zapisałam się do grupy kobiet z mojego miasta. I odkryłam, że jest tu spory potencjał i w końcu wyjdę do ludzi. Być może. Na razie się wszystkie badamy.
A w związku z tą grupą wpadłam na milion nowych zachciewajek. Aż się boję.
Bo jak zwykle znów coś zacznę i zostawię. 
Wiecie co mi się marzy? Wykorzystać mój słuch muzyczny i zacząć grać. Tylko mam dylemat na czym. Gitara, perkusja, klawisze, saksofon? Najlepiej na wszystkim. Dałabym radę, ale. Czy wytrwam?
Śpiewać się raczej nie odważę, ale kto wie. Koreańskie karaoke 노래방, czyli noraebang czeka. Zamknę się tam sama i będę wyć. I nikt mi nie powie, że nie mogę.
A no i koreański też mnie rajcuje. Książki już mam, czekam na znak-sygnał z centrum dowodzenia (o ile wcześniej nie wyjdą z niego parówki), że się bierzemy. Co prawda trochę hangula opatrzyłam i na przykład niektóre słowa umiem rozpoznać, ale jeszcze nie podejmę się pisania i czytania. 
To na przykład rozpoznaję z daleka. Ono idealnie oddaje mój stan.

(shibal - coś w stylu ja pierdolę).

***
Sytuacja zdaje się być chujowa, ale stabilna. 
Ciąg dalszy nastąpi weźmie wkrótce. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.