niedziela, 25 marca 2018

[362]. Telefon

Nawet nie wiecie jak bardzo ucieszył mnie jeden telefon w piątkowe przedpołudnie. Zadzwonił pan komornik z informacją, że już poszedł przelew.
Także wracamy do gry, przestajemy trząść portkami, spłacamy zaległości i...ostrożnie idziemy do przodu.
Na razie ustalenia są takie, że jadę do Sis w czwartek, wracam w poniedziałek, układam sobie życie na nowo i staję się niezależna. Tak postanowiłam. Co prawda jak ostatnio stałam się niezależna (po podwyżce), to szybko los sprowadził mnie do parteru. Teraz się nie dam i już.

Z innych dziedzin to własnie jestem w trakcie produkcji własnej wędliny, znaczy schabu dojrzewającego, lub suszonego, nie mogę się zdecydować. Przejście do drugiego z czterech etapów produkcji zaskoczyło mnie pozytywnie, jestem zachwycona, zobaczymy jak będzie we wtorek, kiedy to osiągniemy etap trzeci.
Jeśli nic się nie zaśmiardnie, nie zzielenieje to od teraz będę sama robić takie cuda. Poinformuję słownie i obrazowo jak wyszło.

Na tematy polityczne i okołopolityczne nie będę się wypowiadać, bo wystarczy mi, że krew mi się gotuje, a adrenalina wycieka uszami.


Na dziś:
Jonathan Davis - What it is





niedziela, 18 marca 2018

[361]. Zabobony

Choróbsko już prawie prawie przepędzone. Jeszcze trochę kaszlu, ale niegroźne, mam nadzieję, resztki.
Po kilku dniach nieprzytomności i spania w dzień, wyleżany i wygrzany wirus odpuścił. 
Oby skutecznie.
I tu muszę ukłon w stronę moich sierściuchów, które nie dość, że dzielnie mnie wspierały, to jeszcze oszczędzały gonitw i dopominania się o żarcie w okolicach 3.30. Robiły to szeptem. Serio serio.
Muszę zatem przedstawić dzielną trójcę.
Tak sobie sypiają, tuż przy mojej głowie. Zwykle rozciągnięte są wzdłuż mnie, ale tu zjednoczyły siły w mruczeniu.

 

Najczęściej jeden, a czasem dwa, o ile się dogadają w kwestii miejsca, śpią na szafie.


Przedstawiam największego łobuza i herszta bandy, jednocześnie najmniejszego, a raczej najmniejszą. Bo to kotka. Gryzie, drapie i jest mega indywidualistką. Tylko ja mogę prawie wszystko. To od niej wszystko się zaczęło.



Jeszcze niedawno nie rozróżniałam czarnych. Od niedawna wiem już który to który. Ale to nie ma za dużego znaczenia jak się przychodzą przytulać i grzać kolana.




A w kwestii zabobonów.
Moja opinia odnośnie wielu aspektów życia.





poniedziałek, 12 marca 2018

[360]. Sprostowanie

Jedynym moim grzechem było zdjęcie jednego polaru spod kurtki. Ja się nie rozbieram na widok słoneczka, zaraz po mrozach. Nie zrozumieliśmy się.
I to jest najbardziej wkurzające, że nie, nie wyletniłam się, nie przegrzałam (zdjęty polarek), dupa ubrana.
Ot co.
A temperatura mi skoczyła do nieprzytomności. 36,4 i przespałam cały dzień.
Aczkolwiek już jest jakby ciut lepiej. tak mini mini.
Nie dajcie się!

niedziela, 11 marca 2018

[359]. Ciepło-zimno

To jest ten czas, którego nienawidzę.
Już nie zimno, ale jeszcze nie tak ciepło.
Słońce napieprza od kilku dni. Ale wiało. Ale było chłodno. Ale było gorąco.
No i kurna mam.
Nagle, bez ostrzeżenia, bolą oskrzela, kaszlę jakimś glutem ch.j wie skąd, duszę się się średnio z 3 razy na dobę. Leże pod kocem - chwilkę jest ok. Zaraz robi się mega gorąco i mam dreszcze (!). Odkryję się, dreszcze. I zimno.
Siedzę w koszuli - gorąco. Zdejmę koszulę - zimno.
Do tego łeb nawala, gorąco mi od szyi w górę, ale gorączka? Zapomnijcie: 35,7.
Oszaleję do tego wszystkiego.
Mam dość.

środa, 7 marca 2018

[358]. Rocznica.

Nie obchodzę, ale niech będzie. Mimo wszystko. 20 lat temu wyszłam za mąż. Nie wróciłam zaraz, ale wróciłam. I to była bardzo dobra decyzja.
Bardziej zajmują mnie sprawy codzienne. Na przykład gimnastyka finansowa - jestem bardzo fit w tej dyscyplinie. Coś z niczego i inne sztuki survivalowe. Moja specjalność.
Albo powodzie. Dzisiaj nawiedziła mnie taka. Nie ona pierwsza, ale mam nadzieję, że ostatnia. A przynajmniej jestem zaopatrzona w oręż, czyli komplet uszczelek. Bo poprzednia miała alergię na środki przeczyszczające i puściła.
Ale jak!
Spektakularnie!
Powodzie kuchenne mają to do siebie, że najpierw wyczuwam je stopami. Nic nie słychać, nie spodziewasz się nawet. Bo kosz na śmieci w miejscu, w którym trzymają go miliony rodaków brał do siebie całą treść.
Powodzie kuchenne spowodowały, że polubiłam nierówne podłogi. Bo całość zlewa mi się na środku kuchni i mam nadzieję, że ta przypadłość powierzchni, która powinna być płaska, spowoduje, że pod szafkami nie zatrzymuje się woda.
Wściekła zbierałam szmatami co mi kran dał. Klęłam pod nosem i na głos. A potem..chciałam wypłukać ścierkę i..domyślcie się. Apiać od nowa.
Trudno. To była trzecia, więc do trzech razy sztuka. Naprawiłam, ale będę obserwować gada.
Poza tym:
- Młoda stłukła szklankę - słoik, jej ulubioną. A raczej rozpękła jej się od wrzątku.
- Pojechałam do sklepu po zakupy, z listą. Zgadnijcie, której pozycji z listy zapomniałam?
- Jutro Młody idzie do szkoły. Zgadnijcie o której dowiedział się, że ma na jutro mieć kwiatka i czekoladę? Podpowiem, po tej, od której w telewizorni lecą programy dla dorosłych.

To by było na tyle. Muszę stworzyć kwiatka..Na czekoladę nie ma co liczyć. Trudno.

Na dzisiaj:
Despacito
Moja ulubiona wersja. Ja tego gościa uwielbiam.



wtorek, 6 marca 2018

[357]. Do brzegu

Czuje się po części tak, jakbym wróciła na stare śmieci. albo może nie, raczej tak, jakbym wróciła z dalekiej podróży.
Odzyskuję chęci do działania. Jakaś tajemna energia mnie dopadła. Może to za sprawą rozmowy telefonicznej, którą niedawno odbyłam? Kiedyś ta osoba pokazała mi mały tunelik, w którym było światło i wiele spraw się wyprostowało. Bo jak nazwiesz, to rozumiesz. Może to to?
A gdybym tak zaczęła dzwonić? I gadać? Ciekawe czy odbierzecie :)
Ale ale.
Dzisiaj była kontrolna wizyta u chirurga. Sympatyczny człowiek, pałętał się po oddziale, jak sam stwierdził, kiedy powiedziałam, że chyba się widzieliśmy, wygonił Młodego do szkoły. A raczej przekonał matkę, że jest wszystko dobrze i że nie musi już siedzieć w chacie i udawać obłożnie chorego. No to po krótkich negocjacjach, bo musi uważać, a ja chciałam, żeby poszedł dopiero w poniedziałek, Młody wywalczył czwartek, czyli tak jak było pierwotnie. Trudno. Idź i się ucz!
Będę mogła spokojnie zająć się przeczesywaniem rynku pracy w poszukiwaniu rzeczonej.
Odmeldowuję się chwilowo, gdyż uprawiam sprzątanie i wyrzucanie, od jakiegoś czasu, i mam ku temu ciągoty niemożebne. Marzy mi się średni minimalizm, ale raczej będzie to coś pomiędzy.
Oraz idę nastawić swój pierwszy zakwas.

Na dziś:
Guns'n'Roses - Paradise City
BO TAK!


czwartek, 1 marca 2018

[356]. I po szpitalu.

Wypisali nas 3 godziny po zabiegu.
Obsługa lekarska i pielęgniarska 5+. Zresztą salowe, jedzeniowe i świetliczanka też. Anestezjolog to chłop do rany przyłóż. Pogadał sobie z Młodym, opowiedział o rodzajach znieczulenia i dlaczego lepiej spać. Wytłumaczył w bardzo fajny sposób. Prawie się poryczałam z wrażenia.
Młody poryczał się tuz przed głupim jasiem, a zaraz potem wystawił mi język. Oczywiście próbował kombinować, podnosić ręce, wstawać, ale nie mógł.
Wrócił po godzinie. W tym czasie układałam rozpoczęte przez chłopaków (kolegę z sali) puzzle. Niestety, nie zdążyłam do końca, bo..nas wypisali. został kawałeczek nieba.
Jesteśmy od wczoraj w domu, trochę boli, ale Młody dzielnie znosi wszystko bez wspomagania.
Za tydzień kontrola.
No i jeszcze mam się z nim zgłosić do rodzinnego, bo ma za niskie BMI. Co ja na to poradzę, że je za dwóch, a chudy jak nasza szkapa? Taki jego urok. Trudno. Będzie trzeba się wytłumaczyć.
Cieszę się, że mamy to za sobą. Teraz tydzień rekonwalescencji i zmian opatrunków.