Wróciłam do żywych.
W sobotę dostałam pierwszą dawkę szczepionki.
Ale od początku.
Po pierwszym falstarcie ze szczepieniem przyszła druga szansa. Znaczy napisał do mnie NHS, że mogę się zarejestrować. Co uczyniłam z entuzjazmem i w czwartek zapisałam się na sobotę. Pomyślałam sobie, że sobota, jakby jakieś skutki uboczne to w niedzielę i w poniedziałek do pracy.
Zamówiłam sobie taksówkę, wsiadam, a pan do mnie: na szczepienie? O, se pomyślałam, dobrze, nie będę krążyć. Bo adres jakiś taki. Hala na terenie przemysłowym, przystosowana do całego procesu. Podwózka pod same drzwi. Więc plus.
Weszłam, ogarnęłam system, krzesełka numerowane, po każdym wycierane i psikane i cuda wianki. Wchodzę do namiotu (były cztery w hali) miły pan doktor wypytuje o leki, choroby i alergie. Zeznaję jak na spowiedzi, przy alergiach ożywienie. Igły są z niklem. Pomyślałam, że najwyżej będę się drapać, ale w sumie nie powinno nic się dziać. Powiedziałam ok i dostałam swoją dawkę. Po drugiej stronie namiotu strefa oczekiwania, krzesełka, naklejki i ..lizaki. Posiedziałam, poczytałam i pojechałam do domu. Szczęśliwa, super, nic się nie dzieje.
No i przyszedł wieczór. Zrobiło mi się zimno jakoś i stwierdziłam, że się kładę. I tak se leżałam do 6 rano, szczękając zębami. Młody donosił koce, a ja się nie mogłam rozgrzać. W pokoju jakieś 25 stopni, ja pod wełnianą kołdrą, pod kilkoma kocami w skarpetach, a wkładam rękę pod kołdrę w okolicę kolan, a tam zimno. Zaklinałam pęcherz, żeby nie chciało mi się siku, bo bolało na samą myśl, że mam wyjść spod kołdry. Wyszłam o 6, bo już nie wytrzymałam, zdziwiło mnie, że w pokoju cieplej, niż pod kołdrą. Ale nic. Poszłam zaraz spać. Obudziłam się o 14. Znaczy wyrwał mnie ze snu stan okropnej niemocy, bólu mięśni, kostek, stawów, włosów, głowy, wszystkiego. Wstałam się napić. Poryczałam się z niemocy. Przeczytałam ulotkę i okazało się, że mam prawie wszystkie skutki uboczne, z listy, dokładnie bez dwóch. Ale znów zasnęłam, cały czas chłodno, cały czas suchutka, zero potu. Przekimałam do wieczora, budziłam się co jakiś czas, a to film z młodym, a to jedzenie mi przyniósł, picie. Podjęłam decyzję, że nie pójdę do pracy w poniedziałek. Poniedziałek już funkcjonowałam, ale ciągle słabo. Więc dzisiaj też nie poszłam. Ale jutro już wracam do akcji. Wszystko przeszło.
Astra Zeneca przypadła mi w udziale i ma u mnie jedną gwiazdkę! Nie lubię!
Druga dawka w lipcu.
Oby przeszła bez fajerwerków.
PS: kiedy weszłam do domu po szczepieniu, wyłączył się net. Przypadek? Nie sądzę.
Hahaha