Siedząc w ciepłym domku i chrupiąc własnej roboty pseudonachosy na zakwasie (dobra, chrupiące się skończyły, zostały te miętkie z pierwszego rzutu, bo były na dnie miski, a piekłam je za krótko), rozmyślam.
Dzisiaj sobota, upiekłam chleby. Wczoraj upiekłam ciasta. Ogólnie jakoś to pieczenie mi się podoba. Była u mnie fryzjerka, w konspiracji, bo zarosłam już od sierpnia bardzo. Szybko mi te kudły rosną. Odbyłam walkę na słowa z Młodym, bo to przecież lockdown, bo obostrzenia, bo bez maseczek, bo coś i on się nie zgadza. Poszedł sfochowany do sklepu, a w międzyczasie przybyła mistrzyni nożyczek i grzecznie, obie w maseczkach, przystąpiłyśmy do dzieła. Na co wchodzi Młody i strzela kolejnego focha, że jednak nie wyszło na jego. Oj oj.
No i to czas się przygotować mentalnie na nadchodzący tydzień. Więc sączę drinka i rozmyślam.
I tak to nastawiam się na 12-to godzinne dni pracy, bo się znów zgodziłam, niepomna zmęczenia i obiecywania sobie, że nigdy przenigdy więcej. Prawie już gotowa jestem stawić temu czoła.
Jednocześnie drinkiem owym opijam sukcesy tygodnia mijającego.
No bo nikogo nie zabiłam, a mogłam. A już na pewno mogłam się pobić z dziarskim młodzieńcem z Rumunii, któremu drugiego dnia w pracy nie spodobało się moje któreśtam kilkudziesiętne tłumaczenie dlaczego ma coś robić tak jak mu mówię (uczył się). Po czym pomna ułomności językowej mojej zwróciłam się do szkolącego (nota bene - olewającego przyczynowość i skutkowość ciągłości pracy - tak, Angole mają wyebane, a ten szczególnie), żeby wytłumaczył dlaczego rzeczony Rumun ma robić to, co mówię. Nie zdążył. Za to cud, że stał między nami, bo pewnie młody wojownik rzuciłby mi się do gardła. I nie wiem czemu krzyczał: Masz problem ze mną?? Z nim? Nie. Z jego pracą. Ale chyba mu w końcu wytłumaczyli, bo od tygodnia, pokornie robi co należy. I, kurcze! umie w dziękuję i proszę oraz czy możesz.
Bo dostałam moje angielskie prawo jazdy.
Bo podoba mi się mój domek. A raczej mieszkanie. Mam swoje nowe meble, mam tak jak chciałam, mam prawie wszystko, co do szczęścia mi potrzebne.
Bo w końcu muszę się nacieszyć tym miejscem, bliskością do pracy (3 minutki). Bo niebawem to się skończy.