Przygotowałam zasadzkę na Młodego.
Nieświadomie, żeby nie było. Już opowiadam.
Nie pamiętam czy wspominałam tutaj o tym, że często mam takie przebłyski intuicji/jasnowidzenia/przewidywania, jak zwał tak zwał. One się zdarzają na brzegu myśli, na samym skraju. Zauważam, ale od ciągu dalszego zależy, czy się zdarzy, czy nie.
Jeśli zauważam i kolejna myśl jest rozwinięciem związku przyczynowo - skutkowego, to zapobiegam. Jeśli natomiast nie pochylę się nad tym błyskiem i jest on sobie w szufladce 'widzę i co z tego', to następuje to czego można było uniknąć. To tak pokrótce.
No i wracamy do katastrofy.
Jako kochana mamusia, a raczej z powodu tego, że nie śpię rano, bo wychodzę z moim ofczarkiem, to zaczęłam robić Młodemu śniadania, czasem kanapki, które zabiera na uczelnię i herbatę w kubki termiczne. Swoją drogą polecam sprawdzone przeze mnie Contigo. Nie dość, że mają cudne kolory, to są fajnie skonstruowane. Zamknięcia itd. Łatwo to wszystko umyć w środku, z czym miałam zawsze problem w tych klikanych. Ale do brzegu.
Ponieważ są dni, kiedy Młody siedzi 7h na uni, to robię mu dwa. Oszczędny jak to poznaniak. Nie będzie kupował i już. Zrobiłam więc dwa kubki herbaty, ale kiedy je zakręciłam, zostawiłam otwarte, bo chciałam, żeby troszkę ostygło. I fajnie. Tylko że zanim Młody wstał, ja zdążyłam zasnąć i nie powiedzieć mu. A muszę dodać, że najpierw zamknęłam, potem otworzyłam i na tym skraju myśli pojawiło się: powiedzieć mu o tym, bo się rozleje.
Obudził mnie szał kurew, chujów i innych epitetów. Wyszłam na korytarz, a tam podłoga zalana herbatą. Wszystko mokre. Bo Młody swoim zwyczajem wrzucił kubki do plecaka. Wrzucił, bo nie ma w nim kieszeni, przegród, bo to zwykły plecak do łażenia po górach, czy innych wycieczkach. I te herbaty mu się wylały na zeszyt, piórnik, kurtkę...
Dałam mu mój plecak, kupiłam termos z Thermos (nie żeby to nie był dobry pretekst, bo od kiedy Kudłata zarekomendowała, to chciałam kupić) i grzecznie pozmywałam podłogi, wypłukałam kurtkę i poszłam się użalać nad kubkami, bo miały iść w odstawkę, przecież same się otwierają.
Ale dzisiaj robiłam coś w kuchni i pomyślałam sobie, że zobaczę, bo przecież te zamknięcia to nie tak lekko się otwierają. No i zrobiłam pstryk i...mi się przypomniało wzięło. Że zamknęłam do sprawdzenia szczelności i otworzyłam, żeby wyparowało..
Przyznałam się Młodemu przed chwilą. I już sapie, że kupiłam termos, bo po co.
Powiem Wam, że z nim gorzej, niż jakbym miała męża i musiała ukrywać wydatki.
Teraz nie mogłam powiedzieć: Aaaaa to już dawno kupiłam, tylko leżało schowane.
Nasza Młoda też poznanieje. Przelicza, kalkuluje i nie wydaje nawet, jak już trochę musi. Rozumiem, bo do niedawna zarabiała średnio, teraz może wszystko, ale wewnętrzny Poznaniak nie pozwala na wiele. No nic, jej kasa, jej sprawa😀
OdpowiedzUsuńW sumie mi to nie przeszkadza. raczej nie szastam kasą na prawo i lewo, ale on to już do przesady. Za to zgadzamy się w jednym: lepiej kupić droższe i lepsze, niż tanie badziewie. Jak już musimy.
UsuńTen skraj myśli, błysk intuicji, który miga na moment, a potem życie robi swoje i bum. To jest takie ludzkie, chcieć dobrze, a skończyć z mopem w ręku i poczuciem, że świat nam robi psikusa. Bo to nie katastrofa, tylko codzienność, w której czułość i chaos idą zawsze w parze siostro. Dwa razy tak zalałam torbę kawą, kiedy studiowałam, i sama sobie to zrobiłam. I wtedy kupiłam dwa termosy z gruby hajs, ale służą do dzisiaj i nie przeciekają.
OdpowiedzUsuńTak jest. Kubki też nie ciekną. Ale mam teraz termos, więc na wyprawy będzie. Młody z pociągu relacjonował jak wrażenia i podoba mu się.
UsuńNo to ja wywinęłam numer córce. Schowałam znicze na cmentarz... do piekarnika, a parę dni później ona odgrzewała pizzę...
OdpowiedzUsuńNie pytam o powód schowania do piekarnika...hahahahaha
Usuń