Przychodzę do Was, bo mam dużo roboty.
To nie takie hop-siup jakby się wydawało. Mnożę ilość worków do wywalenia, wydałam spory bagażnik gratów i ciągle mam wrażenie, że jestem w punkcie wyjścia. Nie wspomnę o pięciu worach papier-metal-plastik, które przed chwilą wywieźli.
No masakracja jakaś.
Godzina zero zbliża się wielkimi krokami.
Czuję już oddech przewoźnika na plecach.
Ale ja mam przecież czas!
No i musiałam zadzwonić do sądu, zapytać i spier*olić sobie humor.
Okazuje się, że żadne tam 3 tygodnie na uprawomocnienie. Teraz wychodzi że dostali aż 6 na odwołanie. Bo przecież sąd ma luz i uzasadnienie wyroku wysyła po 3 tygodniach. I idzie sobie ono tydzień. A od odbioru z poczty są jeszcze dwa tygodnie na odwołanie.
Wiecie co, ja się zagotowałam.
Mimo, że dzisiaj miły chłodek, chmury i trochę deszczu.
Zagotowałam się tak, że białko mi się ścina, para idzie uszami i mam już serdecznie dość.
Tu nic nie może być normalne.
Dlaczego nie ma obligatoryjnego obowiązku uczestniczenia w publikacji wyroku?
Szlag mnie zaraz trafi.
Już teraz rozumiem termin wolne sądy.
krówa mać.
Beznadzieja z tymi sadami :( A przeprowadzke trza przezyc po jak najmniejszych kosztach psychicznych.. Znam ten bol :(
OdpowiedzUsuńKażda przeprowadzka to jak mały pożar - wiem bo przeprowadzałam się bardzo często... Ale mimo wszystko każda zmiana jest dobra - zmiana - nie strara
OdpowiedzUsuńNO, nie dziei się... nerw może wystrzelić. Cóż... wysyłam energię na wyciszenie i ciepliwośc. Będzie potrzebna. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńhttps://furtka11.blogspot.com/