wtorek, 25 listopada 2025

[521]. Jak nie my to kto.

Mrozy. Pffffffffffff.
Jakie mrozy ja się pytam, skoro na plusie jest 6.
Listopadzik niczego sobie. Tylko rok rocznie w listopadzie wszystko się jebie. Trzeba ogarnąć i przetrwać. Ale moje nielubienie w problemy i zapętlenia powoduje, że stresik trochę mam.
Nic to. Nie taaaaaaki listopad za nami. Przeżyjem.
A że my tu jesteśmy gwardią narodową, OSP i osiedlowym monitoringiem, oraz sześdziesioną, to i teraz nam się weekend trafił społeczny.
Ale po kolei. Wydarzenia rozwleczone w czasie na przestrzeni 3 lat.
Pierwszy raz dzwoniliśmy do straży, bo wróciliśmy z Północy i wył alarm na klatce. Sąsiedzi mieli to w pompce, nawet nie wiem jak długo to trwało. W każdym razie strażacy zjawili się w 3 minuty. Zajrzeli pod dach, w każdą dziurę i okazało się, że to błąd systemu, a może jakiś dzban palił w pobliżu czujnika. 
Drugi raz dzwoniłam na alarmowy, bo. W kuchni przy zlewie mam okno. I jak coś działam, gotuję, myję naczynia to gapię się czasem przez te szyby, konstatując, że może by tak umyć, wezwać myjącego, co z zewnątrz ogarnie,  o! pajączek je biedronkę, a czasem zwyczajnie rozmyślając o milionie rzeczy, kołaczących się po zwojach.
I tak sobie coś wtedy robiłam, a tu widzę, że podjechał van, wysiadło kilku siłaczy, weszli do budynku i zaczął wyć alarm. Wynosili jakieś rzeczy, alarm wył, więc..zadzwoniłam. Przyjechała policja popatrzyli, i pojechali.
Wracałam razu pewnego do domu i jechałam takim zakrętasem. Było lato, sucho jak na Saharze, słońce lampa masakryczna. Przy drodze panowie kosili trawę, ogarniali krzaje i akurat mieli przerwę. Na papieroska. Związek przyczynowo-skutkowy: ze dwa metry od nich, od strony mojego ślimaka słup dymu i ogień. Panowie nie widzieli. Oczami wyobraźni zobaczyłam jak ta sucha, wysoka trawa szybko się zajmuje. A miałam tamtędy wracać! Więc zadzwoniłam do straży. Nigdzie nie było wiadomości o pożarze, więc się udało.
Znów okno kuchenne, gotowałam sobie coś. Mój dom stoi na końcu ulicy, przejazdu nie ma. Więc każde auto, które przyjeżdża, i nie jest autem sąsiadów, wzbudza ciekawość. I tak kątem oka dostrzegłam człowieka, który podchodzi do każdych drzwi garażowych i próbuje je otworzyć. Po czym wchodzi do klatki, do garażu i wynosi jakieś coś. Zrobiłam zdjęcia. Zrobiłam zdjęcie auta, rejestracji i zadzwoniliśmy na policję. Złapali. Cyganie. Tacy z taboru. Bardzo często tu bywają. 




No i dochodzimy do weekendu. Młody z piesełem zapuszcza się w gąszcze naszej przydomowej Amazonii. I trafił raz na miejsce, gdzie kanał przepustem idzie pod drogą. Zapchany ten odpływ był listowiem, gałęziami. No trudno. 



Ale. Nadszedł november rain. Amazonia znów płynie. 
Młody poszedł na wędrówkę nocną i dzwoni. Że zaraz zaleje domy naprzeciwko nas, bo one niżej stoją. A kanał już jest przy samym brzegu. Od razu skojarzyłam, że odpływu nie ma. 
Zrobił kilka zdjęć i wrócił do domu. 


Tu po prawej są domy. niżej niż mostek. Więc ogródki im zalało jak nic.




Dodzwonił się w końcu gdzieś, wyjaśnił, że prognozy są na deszcz, że woda już sięga mostku, i że zaleje domy. Floodline wysyłało do councilu. Council nie odbierał. Straż powiedziała, że nie jest od tego i jak zaleje to mamy dzwonić, wtedy to ich zadanie. W końcu odebrał dyżurny telefon w urzędzie. I pani dyskutowała, że ona ma prognozy z met office i nie będzie padać. No ja mam z Norwegii. I oczywiście padało.
Ale chyba ktoś się przejął. Bo jak wyszłam rano z futrzastą krewetką (jak leży to się zwija jak kreweta) to kanały wyglądały już normalnie. 



W nocy woda sięgała poza kadr.

Tak więc jesteśmy strażnikami z teksasu. Tylko nie jeździmy pickupem, a od dzisiaj cytryną. C4 wita na pokładzie. 

1 komentarz:

  1. :-) no prawdziwi strażnicy teksasu i ludzie społeczni i to bardzo. podziwiam.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.