Mam - jeszcze - KIA Sportage. Bardzo fajny samochód pod względem komfortu jazdy, wielkości, no bajeczka. Mówię, że to pierwsze auto, do którego wsiadłam i pasuje mi idealnie. Jakby szyte na miarę.
Cieszyłam się nim aż 2,5 miesiąca. A bujam się z całą akcją półtora roku.
Okazało się, że znika olej. Nie cieknie, nie ma dymu za furą, nic się nie dzieje. Ale uporczywie włącza się kontrolka od niskiego poziomu oleju. Dodatkowo auto wpada w tryb awaryjny i 2000 obrotów i ani drgnie. Nie przyspiesza, mimo gazu w podłodze.
Cały proces gwarancji, 30 dni od zakupu, utrzymałam. Przepis mówi, że w ciągu 30 dni od zakupu mam prawo zwrotu auta i kasy bez dodatkowych kosztów, jeśli wyjdzie jakaś wada ukryta. O przepisie jeszcze później. Ale sprzedawca okazał się chujem i zaczęła się wojna nerwów.
Najpierw zgłosiłam, że kontrolka się świeci. Kazali przyjechać. Przyjechałam, ale nawet nie zajrzeli pod maskę. Nie ma błędów, lampka zgasła, jeździć obserwować. Kilka dni później zaświeciła się znów, więc odstawiłam auto do sprzedawcy, bo stwierdzili, że to pewnie jedna część, zawór PVC. Ale że nie umówiłam się na odstawienie auta, tylko przyjechałam, chłopcy stwierdzili, że mnie wezmą na nerwy. Przetrzymali mi auto miesiąc, twierdząc, że część tak długo idzie. Chyba piechotą.
Wymienili. Odbieram auto, a tam przejechana mila. Nawet niecała. Spod warsztatu na parking. Nie sprawdzili auta po wymianie. No to odebrałam, ale zaczęłam sprawdzać olej przed każdym wyjazdem i robić zdjęcia. Po jakichś 2 tygodniach olej zniknął. Więc znów do sprzedawcy. Przysłali mi mechanika pod dom. Z dnia na dzień. Z częścią, oryginalną tym razem. Wymienił mi to na parkingu, wlał olej i pojechał. Po 400 milach 5 litrów oleju zniknęło. Bagnet suchutki.
I tu zaczyna się taniec.
Walka o zwrot pieniędzy.
Poruszyłam Citizen Advice, gdzie dowiedziałam się ciekawych rzeczy o tym przepisie. Otóż, jeśli zgłoszę problem w terminie, to wystarczy jedna próba naprawy usterki, jeśli skończy się niepowodzeniem, mam prawo zwrotu. Ja dałam im dwie szanse. I co najlepsze, jeśli zgłoszenie jest w terminie, w ciągu pół roku mogę się o ten zwrot ubiegać.
Potem AA Cars, które sygnuje swoim autorytetem komisy. Negocjacje nie przyniosły efektu, ponieważ uznałam, że nie powinni mi odliczać za przejechane mile. A auto już stało nie jeżdżone, bo nie chciałam nabijać licznika.
W końcu poszłam z tym do sądu. Z mojej głupoty, ale jednak szczęścia nie doszło do wysłuchania stron. Po prostu nikt się nie spodziewał, że opłata sądowa jest podzielona na court fee i hearing fee. To drugie poznałam po fakcie, kiedy odrzucono pozew.
Po rozmowie z sądem złożyłam drugi raz dokładnie taki sam pozew. Ale nie odebrano listu. Ponieważ adres się zgadzał, sąd uznał za doręczony. I poinformowano mnie o tym, że mogę złożyć wniosek o nakaz zapłaty.
Który złożyłam.
Właśnie mija miesiąc od wydania nakazu. Jeśli do jutra nie dostanę kasy, firma będzie w rejestrze z obciążeniem, przez 6 lat, a ja naliczę odsetki.
Czy mi przykro? Wcale. Może tylko z powodu braku auta, które oglądam przez okno.
Zobaczymy co dalej.
A wracając do usterki. Okazuje się, że nie jestem jedyna. Jest jakaś wada silnika i żre olej na potęgę. No ale nie uśmiecha mi się dolewać co tydzień 5 litrów oleju. Bo to drożej niż paliwo wyjdzie.
I tym sposobem boję się kupić kolejną KIA.
I ciągle się waham co tym razem wybrać.
współczuję...bardzo Nat, nie wiem jak Ty ale ja musze mieć auto. bym sie wkurwiła że hoho.
OdpowiedzUsuńoraz może daruj sobie i zakup inną markę, co?
W sumie, jak popatrzę, to z każdym moim autem były jakieś chocki klocki.
mój opel kadet (sprzedany mi przez chuja męża) na przykład miał kłopot ze świecami, jak przyszła burza, zalało ulice i wjechałam w kałuże, to się dziad zatrzymywał...i chuj. musiał wyschnąć, kiedyś uciekłam, żeby mi ktoś w dooopsko nie wjechał..
BMW przerobione na gaz, domowym jakimś sposobem miało taką przypadłość, że rura spadała i też chuj, bo robiła prrrrr i musiałam wyłazić, otwierać maskę i nakładać rure...
renówka natomiast nagle a niespodziewanie zaczynała śmierdzieć zgniłym jajem, bo coś coś tam ze świecami...
tekże ten.
Ja też muszę. Tutaj bez auta to porażka. Daję jakoś radę, ale potrzebuję bardzo. Nie kupię już tej marki, nie wiem co znajdę, będę się zastanawiać jak kasa wróci. Na razie się nie nastawiam. Wiem tylko, że nie może być małe i niskie, bo pies. Ma być też wygodne.
Usuń