W piątek przyjechała, w sobotę uciekła. Nie wiem tylko czy to dlatego, że ledwo weszła, to musiała iść do kuchni i gotować dla mnie. Może.
Ale do rzeczy.
Pojechałam po Nią na dworzec. Po drodze zrobiłam coś durnego, jak zwykle mnie się musi przytrafić. Wyrzuciłam do kosza nieskasowane bilety. Najlepsze jest to, że miałam jakieś niejasne uczucie, że wyrzucenie tych biletów to nie jest dobry pomysł. No trudno.
Jadąc autobusem na dworzec, postanowiłam, że idę na kurs spawacza!
Tak tak, nie śmiejcie się. Już mówię dlaczego.
Obok siedziało dwóch panów. Jeden namawiał drugiego i opowiadał o tym gdzie pracuje i jak robił uprawnienia. Posłuchałam też o jakości wykonywanej przez niego pracy i stawce, jaką za tę fuszerę bierze i postanowiłam, że durna nie jestem i nadam się do tej roboty.
Otóż.
Pan odrzucił ofertę zarabiania, uwaga, 3.500 - 5000 zł brutto. Słowami, cytuję: "pieprz się, za tyle nie biorę roboty". Więc pracodawca dołożył mu bonusy w ciągu roku w postaci dorabiania na zachodzie.
Kurs wyglądał mniej więcej tak: "dałem mu 2000, po 3 dniach miałem pierwsze uprawnienia, a teraz dostanę następne, a jak dobrze pójdzie to będą i takie, które obowiązują w Norwegii".
Żyć nie umierać. Nie dość, że Norwegia to moje marzenie, to jeszcze uprawnienia można zdobyć na takim luzie.
Ponad to: "zaglądam w rurę, a tam takie farfocle wiszą. Ale kto to sprawdza" Tu mnie wstrząsnęło. Jako ta cholerna perfekcjonistka pewnie uważałabym na te farfocle, żeby ich nie było.
W każdym razie, zanim podjechałam na dworzec, postanowiłam na kurs się zapisać. I jeśli nie uda mi się zapisać na grafikę komputerową, to jak nic idę na spawacza.
No ale do brzegu.
Przyjechała. Zasmarkana. Wysoka do nieba. Chuda jak patyk. Wparowała do kuchni, zrobiła przepyszną lasanię. Powiem Wam, że czułam się trochę dziwnie, kiedy w mojej kuchni gotował dla mnie ktoś inny. Dziwnie, ale bardzo fajnie.
Potem sieciowo przesłałyśmy zapachy i mlaski Frytce, która nie dotarła. Mam nadzieję, że się nie obraziła. Chociaż powinna bardzo żałować.
Potem trochę pogadałyśmy, ale że oczy Jej się kleiły, powieki opadały, to poszłyśmy spać.
W sobotę pokręciliśmy się trochę po Toruniu, gdzie Młody strzelał fochami co chwilę, a następnie nie zdążyłam się z Nią wyściskać i pożegnać, bo mnie kierowca bombowca pogonił i tylko pomachałam jej ze schodka autobusu.
Tygrys. Nawiedził mnie. Mam nadzieję, że nie ostatni raz.
A może teraz ja wpadnę na kawę?
Na dziś:
Ed Sheeran - I see Fire