No dobrze, nie bajkę. Prawdziwą historię, która dzieje się mojemu przyjacielowi z czasów liceum.
Był sobie chłopak. Świetny (może nie szczególnie przystojny, ale nadrabiał rozumem). Szarmancki wobec dziewczyn (plecak ponieść, drzwi otworzyć, pomóc). Z zasadami (na przykład takimi, że przyjaciółki są aseksualne i nie próbował mnie podrywać, niestety).
Tak naprawdę kochał się w nas po kolei. Nie mógł zdecydować, którą by bardziej chciał.
Spędziliśmy niejedną noc na pogaduchach, niejeden biwak we wspólnym namiocie, niejeden rajd i wyjazd.
Można było na nim polegać. Nie był nachalny, gburowaty, żaden buc.
Ale pech chciał, że dokonywał zawsze złych wyborów. O wybory sercowe mi idzie.
Za każdym razem kolejna dziewczyna była jak z innej bajki. Zupełnie nie pasowała do towarzystwa. A już najmniej do niego. Miał jednak jedną taką, którą kochał. Kocha do dziś. Ze wzajemnością. Ale..
W czasach wcześniejszych ona miała męża, on się wycofał, stąd może durne wybory, zapchajdziury, że się tak wyrażę i wcale nie mam na myśli tego o czym większość pomyślała. Łapał co popadło.
Czas mijał, a on skwierczał sam.
W końcu ktoś naraił mu dziewczynę. Zakochał się, chyba, chociaż myślę, że to raczej kolejna zapchajdziura.
Dziewczyna, która ich ze sobą poznała, za każdym razem, kiedy mnie widzi i resztę towarzystwa, przeprasza nas bardzo za to co zrobiła.
Bo nasz przyjaciel został zamknięty w klatce. Stracił wolność. Stracił marzenia.
Owszem, sprząta, gotuje, zmywa naczynia, opiekuje się dziećmi. Złoto nie facet, ktoś krzyknie. Tak, ale stracił tożsamość. Boi się wyjść z kolegami, ba! ze swoim szwagrem na piwo!. Nie chodzi do rodziców, bo ona jego rodziców nie lubi (ja ich uwielbiam, są świetnymi ludźmi, nieba przychylają wszystkim).
Nawet nie słucha już swojej ulubionej muzyki, bo żonie przeszkadza. Kasuje każdą historię rozmowy, bo ona go śledzi. Nigdy pierwsza się nie odzywam, bo nie wiadomo, kto siedzi po drugiej stronie.
Nie jeździ w góry, bo żona nie lubi gór.
Żeby nie być gołosłowną: na samym początku ich małżeństwa byłam na imprezce wielkanocnej, na której było całe towarzystwo. I ona przyszła z nim. Siedział koło mnie, więc gadaliśmy. W pewnym momencie zaczęłam się chichrać, po kilku lampkach wina oraz opowiadać jakieś historie, wszyscy rżeli. Ona powiedziała dwa słowa: Krzysiek, idziemy. Na co jemu zrzedła mina, skamieniał, wstał pożegnał się, o całusie nawet nie było mowy, i wyszli. I tak jest do dzisiaj. Nawet gorzej.
Ale najgorsze ze wszystkiego jest, że mówię mu co jest nie tak. Ale on twierdzi, że wszyscy żonie zazdroszczą takiego męża. Narzekał, że nikt ze znajomych go nie odwiedza. Spytałam czy nie zastanowił się nad powodem, i że może to o nią chodzi. Bardzo się obruszył i powiedział, że wszyscy ją przecież lubią. Ja wiem co innego..
Zapytałam go ostatnio jakie ma pasje, poza sprzątaniem i gotowaniem. Jakiej muzyki słucha. Co czytał. Na czym był w kinie. Jak było na biwaku z siostrą i szwagrem.
Na biwaku nie był, bo żona go nie puściła. Nie czyta, bo nie ma czasu, nie słucha, bo żona nie lubi, ale słucha tego co żona i puścił mi jakieś disco polo..
On jest zaślepiony. Ja nie mam zamiaru rozbijać jego małżeństwa. Ale chciałabym, żeby był normalny.
Kiedyś spotkałam na ulicy jego ojca. Zawsze mówił do mnie synowa. Kiedy brałam ślub stałam pod chórem i czekałam na odprowadzenie mnie do ołtarza przez mojego chrzestnego, stanął koło mnie obok i jak dwaj konfidenci rozmawialiśmy:
- jeszcze możesz się wycofać
- ale ja go kocham
- e tam, nie chcesz takiego teścia jak ja?
potem życzył mi szczęścia, ucałował i czekał na koniec ceremonii (czemu ja go nie posłuchałam???)
Wracając do spotkania na ulicy. Zajrzał mi w wózek i ze łzami w oczach opowiadał o synu, synowej i wnuczce, którą widział od wielkiego dzwonu.
Jak go odzyskać dla świata?
Na dziś:
The Who - Behind blue Eyes
Lubię bardziej niż cover Limp Bizkit, chociaż też ma w sobie to coś.
Swego czasu byliśmy MY, tak ściśle, jak to tylko możliwe, ale każde z nas miało swoje JA. Zapytać by trzeba, gdzie im to zginęło...
OdpowiedzUsuńMoże być ściśle, nie szkodzi, ale każde musi być sobą.
Usuńmasakra... no żeby tak zatracić siebie... może i miłość hmmmm ale wybacz ja nie rozumiem i już..
OdpowiedzUsuńJa już chyba też nie, bo wiem na własnym przykładzie jak boli zatracenie własnego ja...
UsuńSzkoda faceta:( Ale jest dorosły i to jego życie i jego wybory. Jedyne co mogę w tej sytuacji poradzić by na niego nie wpływać, a co najwyżej sugerować. Nie to,że uświadamiać mu jak zaborczą ma żonę. Nie wiem co ja bym robiła na Twoim miejscu.Jedno wiem, że bym się nie wtrącała, a raczej obserwowała bieg wydarzeń z boku.Przyjaciel sam musi przejrzeć na oczy.
OdpowiedzUsuńWiesz Nathi? Twój opis przyjaciela skojarzył mi się z obrazem typowej, stłamszonej żony i matki, co żyje życiem rodziny a nie ma ani sił ani chęci na swoje własne.
Wiem, że to ich życie i dorosły facet i jego wybory. Nie chcę rozbijać małżeństwa, ani niczego mu nakazywać. Właśnie o to jak mu zasugerować, że jest nie halo....
Usuńprzecież nie uszczęśliwisz na siłę, nie przekonasz-uważaj stanie okoniem!
OdpowiedzUsuńkiedyś dojrzeje.. za późno...oczywiście. takie życie
teatralna
Staje okoniem, niestety. Żadne sugestie nie działają. Wiem, że na siłę nic się nie da, wiem, wiem to po sobie, że trzeba samemu dojść do tego, wiem to wszystko, ale mimo to chce się komuś ukrócić cierpienia i zaoszczędzić lat...
Usuńzapewne nie uwierzysz ale ... jeszcze dostaniesz po łapach albo się skończy znajomość, gdy popróbujesz mu ukrócić cierpienia i zaoszczędzić lat. proponuję raczej czekać spokojnie i ... gdy przyjdzie czas pomóc
UsuńWierzę, wierzę....już raz dostałam po łapach, z zupełnie innego powodu. Najgorsze, że miałam rację. I skończyła się przyjaźń.
UsuńNatthimlen - to ich życie i ich bajka. Pamiętaj. Tak długo będą ze sobą, póki będzie im dobrze.
OdpowiedzUsuńNie sądzę, żeby długość bycia razem oznaczała, że jest dobrze. To akurat wiem z własnego doświadczenia.
UsuńWiem, że to ich bajka, wiem. Ale przebudzenie będzie bolesne...
Ale każdy sam musi się przebudzić. Moja córka kiedyś powiedziała: Mamo pozwól mi popełniać własne błędy i na własnych błędach się uczyć. I przyznałam jej rację.
UsuńJa też przyznaję i sama wiem, że tak jest. Sama przeszłam długą drogę do dzisiejszego dnia, i nie była prosta, ani usłana różami...
UsuńSam musi facet przejrzeć na oczy. Ja bym się nie wtrącała choć zapewne byłoby to bardzo dla mnie trudne. Serdeczności
OdpowiedzUsuńWiem Haniu, ale serce się kraje...
UsuńDlatego czasem z nim rozmawiam.
Ściskam:*
I tak chyba jest najlepiej, bo podobno kropla drąży skałę. Długo to potrwa, i nie raz szarpnie obserwatora i drążącego nerw, ale może przynieść skutek...
UsuńJeszcze jedno - wnioskuję, że ona posiada na niego jakiegoś strasznego haka, skoro on tak potulnie chodzi. Może majątek, może co innego,who knows...
UsuńNo własnie nie, dorobił się sam. Mają dwoje dzieci, on je kocha nad życie. Ale zanim dzieci były, zanim było mieszkanie, zanim ślub wzięli już go tak ustawiła, że nie mrugnie nawet.
UsuńZwykle powiadają, że to kobieta dla dobra dzieci trwa we wszelkich podłych związkach, ale tu... Tak, jak mówisz, wszystko zaczęło się przed, więc może tam trzeba poszukać?
UsuńTo dorosły facet, więc sam ponosi konsekwencje swoich wyborów, a skoro wybrał tak, a nie inaczej i ciągle w tym trwa ...widać mu z tym dobrze.
OdpowiedzUsuńTy możesz jedynie patrzeć z boku i być przyjacielem, gdyż wtrącanie się nie jest dobrym rozwiązaniem, a tłumaczenie nie ma sensu, gdyż niczego nie zmieni. Do wszystkiego w życiu musimy dojść sami.
Otóż ja to wszystko wiem. Wiem jak jasna cholera. Tylko mnie się gotuje, rozumiesz?
UsuńNie, nie, nie. Nie taki cudowny ten facet. Brakuje mu drobnego szczególiku: jaj. Gdyby je miał, nie dałby się tak usadzić. Jest to typ "mężczyzny", przed którym wieję z krzykiem: tchórz i pantoflarz.
OdpowiedzUsuńMa, tylko ona trzyma go mocno. A wiesz, że jak ściśnie to on nie piśnie nawet:)))
UsuńBzdura. Gdyby miał, nie dałby się ścisnąć.
UsuńZgadzam się z Frau Be... Skoro był taki super, to co mu się z główką porobiło? Normalnie nie wierzę, że facet stracił przy tej kobiecie szacunek do samego siebie i oddał to co kochał ot tak...Bo co?
UsuńJa tu jakiś kompleks wietrzę, albo... brak poczucia sensu... rezygnację???
To nie wygląda na rezygnację, czy brak poczucia sensu. To wygląda jak...patrzenie w jedyny słuszny obrazek. Miłość, niestety, z jego strony i w jego pojęciu.
UsuńZaraz, zaraz. Jaka miłość, skoro podobno kocha po dzień dzisiejszy inną (będąc jednocześnie zakochany w podsuniętej żonie?!)? To się nie nazywa miłość, to się nazywa schizofrenia!
UsuńOn twierdzi, że kocha. Nie mnie oceniać. Ani negować. Ale głupi jest i to jest niezaprzeczalny fakt.
UsuńA, to z pewnością :)))
UsuńCzy da się uratować kogoś, kto nie szuka pomocy lub nie widzi, że jej potrzebuje?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie da:) Wiem, że musi sam chcieć, ale musi te oczy otworzyć jakoś. I to jest własnie pytanie.
UsuńPozdrawiam !
Albo sam zrozumie i postawi na swoim (mało prawdopodobne), albo zostanie taki, zamknięty w klatce...
OdpowiedzUsuńObawiam się, że może nie zrozumieć niczego i zostanie...
UsuńMoże ona daje mu jednak coś, czego inne kobiety nie potrafiły :)))
OdpowiedzUsuńCóż... jeśli tylko żona nie robi mu krzywdy, nie bije i się nad nim nie znęca.... to jest to już duży chłopiec i wie, co jest dla niego dobre.
Jeśli wszelkie zakazy, np. spotkania z kolegami (niech już będzie zazdrosna) i nakazy (ma lubić to co ona, jeśli ona nie lubi nie ma tego w domu) to coś innego niż dałyby mu inne, szczególnie ta wielka miłość, o której on mówi i chce jej to fakt.
UsuńO sferze seksualnej nie wspomnę, przez grzeczność, a opowiedział mi jak to wygląda. I powiem, że się chłop strasznie męczy :))))
Ech, masakra, miłość ślepa jest, niestety...
OdpowiedzUsuńCiężko odzyskać zaślepionego dla świata. Biedaczek. Nie raz juz cos takiego widziałam. I nic nie dało się zrobić.
Wszystkiego dobrego w nadchodzącym nowym roku, Natt! :)