Możliwe, że w czwartek nie powyrywają mi piórek z tyłka.Nadzieję znaczy mam.
Może nie zostanę zlinczowana przez resztę rady.
Nawiązując do "klasyka", przewodniczącego - mam niewypażony język. [pisownia słowa niewyparzony oryginalna...].
Bo.
Na zjadliwego maila odpisałam równie, a może bardziej zjadliwie. Dałam upust swej drugiej naturze, a więc potyczkom słownym.
Nie poradzę, że jestem umysł ścisły, który nie lubi wodolejstwa oraz spychania na innych odpowiedzialności i dupochroństwa, czego nie omieszkałam ująć w swym piśmie do wiadomości całej rady.
Nie poskąpiłam jadu, nie poskąpiłam uwag, oddałam się szaleństwu uszczypliwości i to w taki sposób, że rada milczy. Po czym przyszedł lakoniczny mail: może rada zbierze się w czwartek.
Spiszę testament, jakby co, hasła zaszyfruję i ktoś zakończy mój blogowy żywot, bo pewnie zostanę zagryziona. A wierzcie mi, nie wyglądam, na tle rady na swoje prawie czterdzieści lat. Będę musiała pojechać wiekiem, doświadczeniem i argumentami, nad którymi pracuję w pocie czoła. Bo lubię się zacinać, niestety. Lubię zamilknąć, a wnioski i odpowiedzi przychodzą często stanowczo za późno.
Ale żeby nie było tak martyrologicznie i pogrzebowo (wydam też dyspozycje, co na pogrzebie zagrać), odebrałam dzisiaj telefon, który zaczynał się mniej więcej tak:
- Natt? Tu Stefa.
ALE Z CIEBIE JEST FAJNA DZIEWCZYNA! Jak fajnie, że jesteś w radzie i masz moje pełne wsparcie!
Na moją uwagę, że fajnie, ale w czwartek pewnie polegnę, usłyszałam stanowcze: nie ma mowy.
Miód na moje serce :) Chociaż to Stefa właśnie podpuściła mnie do wyrażenia swego zdania ogólnie, gdyż osamotniona w boju była. Kozioł ofiarny zabeczał, ale nie podda się łatwo:)
Mam na nich oręż, którego oni nie mają.
Pytania techniczne, na które odpowiedź znam tylko i wyłącznie ja. No dobra, megalomania, nie tylko ja, ale teraz będzie nas...troje :)
Tak, słyszałam też: po co tyś się tam pchała? Mało masz swoich kłopotów?
Słyszałam też na co mi to było. Po co utrudniać sobie życie.
Lubię. Chcę. Czuję, że mogę pomóc. Będę szczęśliwa, jeśli się uda. Jeśli nie, będę przynajmniej wiedziała, że próbowałam.
I jakim prawem ktoś, kto nikt nie robi może mi mówić, że robię źle?
Oraz na dziś:
Creed - One last breath
Adekwatnie do epoki muzycznej, w której obecnie się zanurzam.
Teraz powiedziałaś "a", więc odpuścić nie można - w żadnym wypadku :) Życzę Ci odwagi, siły oraz determinacji :* I oczywiście czekam na relację.
OdpowiedzUsuńNie omieszkam dzielić się wrażeniami - jeśli przeżyję - i bardzo żałuję, że nie mogę zaprezentować szerszej publiczności owej korespondencji, bo ciekawa nad wyraz. Przypuszczam też, że światłowody im się spaliły, zanim doszli do lakonicznej informacji o spotkaniu. I dobrze.
UsuńDziękuję za życzenia, postaram się nie dać zjeść.
Stań im kością w gardle ;):)
UsuńPostaram się. :)
UsuńNo to masz moje pełne wsparcie. Gdybym była członkiem waszej rady byłoby no realne i mocne. Jak widać, mamy podobne odczucia i jedziemy na bardzo podobnych wózkach. Ale czasami trzeba powiedzieć - DOSYĆ, NIE! NIE ZGADZAM SIĘ!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się!
Trzymam się. I nie zamierzam się poddawać :)
UsuńDziękuję za wsparcie, przyda się.
No to, he, he, mamy nowy nick :) Natthimlen-Miotła, w skrócie Miotła :))))
OdpowiedzUsuńNatthimlen = kvast jeśli już.
Usuń:)))))
E, kvast, srast. Nie brzmi i nie znaczy. Miotła i już!
UsuńKvast to miotła po szwedzku. :P
UsuńDomyśliłam się. I co z tego? Nie brzmi i nie znaczy! Przyzwyczajaj się, Pani Miotło :))
UsuńAle taka od jakiejś wiedźmy, taka z gałązek. Na żadną viledę, czy inne coś się nie zgadzam.
UsuńOczywiście, że Vileda! Ostatecznie może być Ravi :)
UsuńTo już niech będzie Ravi :)
UsuńNo to osiągnęłyśmy porozumienie :)
UsuńBo tak jakoś ze szwedzka brzmi :>
Usuńżyczę Ci powrotu z tarczą. Ważne, ze wiesz czego chcesz, jest szansa, ze i oni zrozumieją :))
OdpowiedzUsuńOby tak było...:)
UsuńNo i jak było? Czekam na relację (o zdjęciu już nie wspomnę), a tu ani jednego, ani drugiego nie ma :(:(
OdpowiedzUsuń