wtorek, 16 września 2025

[511]. Niespodziewany zwrot akcji.

Otóż. 
Wróciłam. 
I nie uwierzycie jak Wam powiem.
Młody sprzątał łazienkę. I ODRATOWAŁ ten utopiony KAWAŁECZEK MYDŁA. Bo się zatrzymał na kratce, a pod grzybkiem. A żeby wyczyścić odpływ to grzybek odkręcamy. I jest! Eksperyment trwa!
Teraz biedulek, że synek, nie że kawałeczek mydła, chrapie w swoim pokoju, bo emocje dnia dzisiejszego chyba mu się skumulowały.
A dzień dzisiejszy to jego pierwszy dzień na uniwersytecie. Studenciak pełną gębą, ale trochę zamotany. No i ciut przytłoczony. Ale mam dwa tygodnie, żeby go powspierać, bo potem ja zaczynam mój trzeci rok. 

Jutro planuję przemeblowanie. Niewielkie, bo nierówna podłoga nie daje zbyt wielu możliwości, ale jednak. Zobaczymy jak pójdzie, bo plany planami, a wiadomo, że wychodzi jak zawsze. 
Czeka mnie też obdzwonienie kilku miejsc, bo trzeba załatwić rzeczy. Strasznie nie lubię. Odkładam ile się da. O, przypomniałam sobie, że muszę zamówić leki. Dobrze, że przez aplikację. Ale i umówić się do lekarza. I okulisty. Spróbować zrobić progresywne oksy. Tylko dobrać oprawki. 
I jeszcze wymyśliłam, że mój siwy odrost zafarbuję na kolorowo. Zobaczymy jak to wyjdzie. Muszę to przegadać. 
No i porządki. Koniecznie. 
Tyle się nazbierało pomysłów, że obawiam się o realizację.
Jak zwykle.

niedziela, 14 września 2025

[510]. Jeśli

Jeśli coś mnie wykończy, to na bank nie będzie to zawał. To będzie pies. Obojętnie który.
Mój osobisty owczarek przyziemił mną dwa razy. Dzisiaj lot z trzech schodków zafundował mi owczarek Kudłatej. Piąta kolumna normalnie. Germany, jego mać. Zgarnęłam ciuchami całą kałużę, bo pada od kiedy tu jestem (z czego się cieszę!). Pracownik firmy przy schodkach wyszedł nawet do mnie zapytać czy ok, bo widział na kamerce mój lot. Ja myślę jednak, że to wstrząsy go wywabiły z lochu. 
Bo jestem w delegacji. Na Północy. Bliżej mi do Belfastu i Dublina oraz Glasgow, niż do Londynu. Delegacja ma na celu pilnowanie zwierzyny, znaczy dokarmianie i wyprowadzanie. Nie zaglądałam jeszcze do węża, ale kot już mi się zapakował do plecaka, pies śpi w nogach, a ciuchy już suche. 
I siedzę sobie tak sama. Moje mydełko nie dało się wymydlić. Tuż przed wyjazdem postanowiło się utopić i wpadło w odpływ. Było już na tyle malutkie, że nie było co ratować. Doświadczenie zatem skończyło się przed czasem, nie do końca porażką, ale czuję niedosyt. 

Myślicie, że Młody, zostawiony w domu samotnie z naszą owcą, cieszy się z wolnej chaty? A takiego. Wczoraj dzwonił do mnie kilka razy, żeby zdać relację co kupił i jak mu smutno było robić zakupy mini tylko dla siebie. A w nocy przegadaliśmy 2 godziny. Byłoby dłużej, ale rano musiał odbyć podróż do weterynarza, bo odnowił się psu problem. Ze szczęką. Znów na sterydach jest. Z jednej strony staram się uważać, żeby go nie uszkodzić, ale wytłumacz mu, że nie będzie rzucania piłeczki, bo będzie bolało w zawiasach. Nie da się. A ten baranek wkłada w łapanie całą pasję i siłę, więc wali łbem w ziemię czasem, fika i co poradzić. Ma prawdopodobnie uszkodzenie od młodości, albo wadę genetyczną. Steryd mu pomaga, więc nie jest źle. Ale nam jest smutno.




sobota, 6 września 2025

[509]. Egzystencjalne rozkminy.

Przychodzę dziś z głupim pytaniem. 
Z lenistwa ono powstało.
Z powodu mojego niechciejstwa i odkładania, nie chciało mi się wyjąć nowego mydła z szafki.
I tak Młody mnie atakował wyrzutem, że trzeba by kupić nowe.  
A ja twardo, że jest w szafce. Na mydelniczce leżał kawałeczek, potem mniejszy, potem już dwa, bo się złamał. I wtedy na kolejne pytanie Młodego odkrzyknęłam, że przeprowadzam doświadczenie i chcę pierwszy raz w życiu zmydlić mydło do samego końca. Jego zatkało na kilka sekund i stwierdził, że faktycznie, nigdy nie dotrwaliśmy do ostatniej bańki.
I przeczesując myślami swoje życiowe doświadczenia w tym względzie to nigdy nigdzie u nikogo nie widziałam czegoś takiego. Bo albo resztka szła do kosza, albo była przyklejana do nowej kostki i tak znikała, ale nigdy samotnie.
A jak jest u Was?


Mały update. Trzy dni deszczyku, chwilowa ulewka i oto wraca.




PS: Głupie rozkminy to dlatego, żeby nie wpaść w rozpaczanie nad sytuacją współczesnego świata. Ale nadejdzie ten czas.

niedziela, 31 sierpnia 2025

[508]. Szósty zmysł.

Mieliście kiedyś tak, że wasze ciało wcześniej wiedziało, że nadejdzie katastrofa? Przeczucie, intuicja, trzecie oko, szósty zmysł. Ja mam. Trochę to wynika z ciągłej analizy i skanowania otoczenia i relacji, trochę z tworzenia scenariuszy, trochę z powietrza. Jak coś wisi to ja łapię.
Mam tak. Mówi się, że to więź z kimś daje znaki. Jak jest silna, to podskórnie wyczuwa się rzeczy. 
Może coś w tym jest.
Mnie zwykle boli żołądek, zaciska się węzeł na nim. 
Dzisiaj oglądam dramę. I czuję za bohaterkę. Czuję uczucie zdrady. Widzę jak rozpada się związek. 
żołądek podchodzi mi do gardła, bo nie czułam tego od 14 lat.
Chce mi się krzyczeć. Chciałabym dać mu w twarz. 
Boli. Cholernie. 
Ale czuję się z tym dobrze. Bo to za mną, daleko w tyle. Tamto moje nie boli. Moje jest już rozbite w pył. Niezapomniane, bo nie da się zapomnieć. Ale nieistotne już teraz. 

Za to pokochałam koreańskie dramy. Mówią o emocjach. Pokazują je w całej okazałości. Trzymają w naprężeniu jak gryf gitary struny. Ode mnie zależy jak zagram. Dzisiaj już nie fałszuję. Nie robię tego sobie. Dzisiaj pękłabym przy pierwszym dźwięku.

Dla chętnych: VIP, 2019 rok. Dostępny na Netfliksie. 

piątek, 29 sierpnia 2025

[507]. Nocne rozmowy.

Kiedy wypadałoby się położyć spać, odwlekamy ten moment jak tylko się da. Zwykle wystarczy słowo, a płyną opowieści, z obu stron.
Zwykle iskrą jest jakieś wydarzenie, spostrzeżenie, albo niezgoda z prawami rządzącymi światem.
Rozmawiamy o wszystkim, nie ma tematów tabu. Nie ma strachu, ani wstydu przyznać się do słabości i błędów. Nie ma obaw przed niezrozumieniem.

Wczoraj zatkało mnie dokumentnie. Ale też zrobiło mi się ciepło na duszy. Usłyszałam najwspanialsze słowa, jakie mogłam usłyszeć.
- dziękuję, że nas tak dobrze wychowałaś. I że jesteś taką fajną mamą.

Jak do tego doszło - nie wiem. Samo tak wyszło. 
Wczoraj ten temat poruszaliśmy, bo zgadało nam się o kolegach Młodego. A właściwie o relacjach rodzinno-domowych. 
Przeskakiwaliśmy po tematach o czwartej nad ranem, oglądaliśmy zdjęcia, komentowaliśmy.
Fajne mam te dzieci. 

Młody w ogóle to jest ewenement. Chodzi na domówki do kumpli. Wszyscy są pełnoletni, więc czasem coś piją. Tak szczerze, to ciągle nie mogę z tego, że to już 19 lat ma. No ale wracając. Piją, jedzą, grają w gry. A ja wiem, że jak Młody idzie na imprezę, to będę mieć gorący czat na messengerze, bo mu się nuuudzi. I wtedy wiem ile kto wypił, co jedli, o czym gadają. Każdy coś tam przynosi. Młody kupuje alkohol, np. whisky, albo soplicę. Śmiesznie jest jak mnie pyta co my piliśmy na domówkach. Albo pyta co ma kupić. Ale hit jest taki, że to co on kupuje, to mało kto pije. Więc Młody targa butelki do domu. Nie zostawia. Mam z niego bekę.
A ostatnio zabił mnie tekstem:
- mamy imprezę za trzy dni, a mi już się nudzi.

Kurtyna.

środa, 20 sierpnia 2025

[506]. KIA. No-KIA.

Mam - jeszcze - KIA Sportage. Bardzo fajny samochód pod względem komfortu jazdy, wielkości, no bajeczka. Mówię, że to pierwsze auto, do którego wsiadłam i pasuje mi idealnie. Jakby szyte na miarę.
Cieszyłam się nim aż 2,5 miesiąca. A bujam się z całą akcją półtora roku.
Okazało się, że znika olej. Nie cieknie, nie ma dymu za furą, nic się nie dzieje. Ale uporczywie włącza się kontrolka od niskiego poziomu oleju. Dodatkowo auto wpada w tryb awaryjny i 2000 obrotów i ani drgnie. Nie przyspiesza, mimo gazu w podłodze. 
Cały proces gwarancji, 30 dni od zakupu, utrzymałam. Przepis mówi, że w ciągu 30 dni od zakupu mam prawo zwrotu auta i kasy bez dodatkowych kosztów, jeśli wyjdzie jakaś wada ukryta. O przepisie jeszcze później. Ale sprzedawca okazał się chujem i zaczęła się wojna nerwów.
Najpierw zgłosiłam, że kontrolka się świeci. Kazali przyjechać. Przyjechałam, ale nawet nie zajrzeli pod maskę. Nie ma błędów, lampka zgasła, jeździć obserwować. Kilka dni później zaświeciła się znów, więc odstawiłam auto do sprzedawcy, bo stwierdzili, że to pewnie jedna część, zawór PVC. Ale że nie umówiłam się na odstawienie auta, tylko przyjechałam, chłopcy stwierdzili, że mnie wezmą na nerwy. Przetrzymali mi auto miesiąc, twierdząc, że część tak długo idzie. Chyba piechotą.
Wymienili. Odbieram auto, a tam przejechana mila. Nawet niecała. Spod warsztatu na parking. Nie sprawdzili auta po wymianie. No to odebrałam, ale zaczęłam sprawdzać olej przed każdym wyjazdem i robić zdjęcia. Po jakichś 2 tygodniach olej zniknął. Więc znów do sprzedawcy. Przysłali mi mechanika pod dom. Z dnia na dzień. Z częścią, oryginalną tym razem. Wymienił mi to na parkingu, wlał olej i pojechał. Po 400 milach 5 litrów oleju zniknęło. Bagnet suchutki. 
I tu zaczyna się taniec.
Walka o zwrot pieniędzy. 
Poruszyłam Citizen Advice, gdzie dowiedziałam się ciekawych rzeczy o tym przepisie. Otóż, jeśli zgłoszę problem w terminie, to wystarczy jedna próba naprawy usterki, jeśli skończy się niepowodzeniem, mam prawo zwrotu. Ja dałam im dwie szanse. I co najlepsze, jeśli zgłoszenie jest w terminie, w ciągu pół roku mogę się o ten zwrot ubiegać.
Potem AA Cars, które sygnuje swoim autorytetem komisy. Negocjacje nie przyniosły efektu, ponieważ uznałam, że nie powinni mi odliczać za przejechane mile. A auto już stało nie jeżdżone, bo nie chciałam nabijać licznika. 
W końcu poszłam z tym do sądu. Z mojej głupoty, ale jednak szczęścia nie doszło do wysłuchania stron. Po prostu nikt się nie spodziewał, że opłata sądowa jest podzielona na court fee i hearing fee. To drugie poznałam po fakcie, kiedy odrzucono pozew. 
Po rozmowie z sądem złożyłam drugi raz dokładnie taki sam pozew. Ale nie odebrano listu. Ponieważ adres się zgadzał, sąd uznał za doręczony. I poinformowano mnie o tym, że mogę złożyć wniosek o nakaz zapłaty. 
Który złożyłam.
Właśnie mija miesiąc od wydania nakazu. Jeśli do jutra nie dostanę kasy, firma będzie w rejestrze z obciążeniem, przez 6 lat, a ja naliczę odsetki.
Czy mi przykro? Wcale. Może tylko z powodu braku auta, które oglądam przez okno. 
Zobaczymy co dalej. 
A wracając do usterki. Okazuje się, że nie jestem jedyna. Jest jakaś wada silnika i żre olej na potęgę. No ale nie uśmiecha mi się dolewać co tydzień 5 litrów oleju. Bo to drożej niż paliwo wyjdzie.
I tym sposobem boję się kupić kolejną KIA. 
I ciągle się waham co tym razem wybrać.


wtorek, 19 sierpnia 2025

[505]. Czasem.

Ostatnio co się budzę to jest czwartek. Gdyby nie organizer do leków to bym zupełnie nie wiedziała jaki mamy dzień. 
Przespałam szóstą rocznicę. O miesiąc. Tak sobie uzmysławiam, że nie jestem tu od zawsze, ale jakby jednak. Przeczytałam dziś u Moniki, że ona już osiem i to mnie popchnęło do policzenia i osadzenia w czasoprzestrzeni. 
W ogóle jakoś lubię takie kamienie milowe z datami. Na przykład to już jedenaście lat od rozwodu. Trzydzieści trzy od matury. I śmierci taty. Trzydzieści pięć od początku związku. Dwadzieścia siedem od ślubu. I mogłabym tak w kółko. I wcale nie to, że liczę czas. Raczej zadziwiam się wielkością liczb.

...

A czas zapierdziela niezmiennie. Jeszcze nie tak dawno oglądałam Modę na sukces, karmiąc Pierworodną. Osiem lat później Młodego. Zdziwiona, że rzeczona Moda dalej leci. 
Aż tu nagle mam w domu Studenta. 

...

Niech ktoś mi wytłumaczy ten fenomen. 
Wszyscy znamy miejskie baśnie na temat angielskiej pogody.
Mgła, wilgoć, nieustanny deszcz. No nie ma lata, warunków do życia i ogólnie dno.
To ja się zapytam: gdzie? 
Ostatnie miesiące, ba! lata to susza. Padało kilka razy. Na palcach jednej ręki policzę. 
I tak, wcale mi się nie podoba ten ukrop piekielny. Gdybym go potrzebowała to wyniosłabym się na południe Europy!

A to dowód. 
     
                      

Zdjęcia mniej więcej z tego samego miejsca. To taki kawałek fosy, za trzcinami jest wysepka. Wyschło to to w miesiąc może. 
Rozpaczam.