sobota, 29 marca 2025

[493]. Sprawy sercowe.

No to ręka bolała. Tak po całości. Tak niewygodnie. Ale nie jak po nocy w jednej pozycji. I cały czas ta gula w gardle. Nie żadne ostre kłucie, nie żadne ściski i imadła. Piszę o tym, bo tak naprawdę nie wiadomo jak to się czuje. Powiedziałabym raczej, że to takie wkurwiające uczucie było, takie 4/10.
Pojechałam więc na tutejszy SOR. Szybko pobrano mi krew, ale trzeba było poczekać na wynik. Po kilkunastu minutach zabrano mnie do innej poczekalni, gdzie była lodówka z kanapkami, jogurtami i innymi przekąskami i kawa i herbata. Poczekalnia to było może z 5 foteli z ciśnieniomierzami i gościem, który monitorował wszystkich. Po jakichś kolejnych 15 minutach ból ręki był już uciążliwy, taki 6/10. Poszłam do łazienki, nie będę opowiadać po co, ale kanapka mi nie posłuzyła. Wyszłam, usiadłam i już było słabo. 9/10. Ale w dalszym ciagu skala obejmowała raczej męczący ból, niż przeszywający.
No i sekundę po tym jak wyszłam z łazienki zabrano mnie do gabinetu. Dostałam morfinę, poinformowano mnie, że niestety ostry zawał. Zdziwiłam się, bo czemu ostry. Zrobili wywiad w kierunku palenia i picia, historii zdrowotnej rodziny poinformowano mnie, że jadę do innego miasta do większego szpitala. Przywitała się ze mną i Młodym załoga karetki i zapakowali mnie do wyjazdu. No i pomknęliśmy autostradą. 
Na miejscu załoga się ze mną pożegnała, wzięli mnie na salę, znów wywiad czy palę i piję, historia rodzinna  i ... byłam święcie przekonana, że robią mi najpierw rozeznanie co i jak. A oni mi od razu zapodali stent. Po wszystkim przyszła załoga drugiej karetki, przywitali się i zabrali mnie. Po drodze przypomnieli sobie, że Młody został pod salą i kierowca go znalazł. Nakarmili mi dziecko, zapytali gdzie chce jechać, czy z przodu, czy ze mną z tyłu i ruszyliśmy. W obu karetkach żartom nie było końca, gdybym nie była taka otępiała to pewnie byłoby jeszcze weselej, ale mi się nie chciało gadać. 
No i przyjęli mnie na OIOM. Leżałam tam dobę. Tam dowiedziałam się o cytrynie. Ale najśmieszniej było z moim towarzystwem. Było nas w sumie cztery osoby.  
Wtrącenie: tutaj jest tak, że jak masz chorobę, która powoduje, że nie możesz prowadzić auta to informacja taka od lekarza lub ze szpitala idzie bezpośrednio do DVLA, gdzie jest to notowane w papierach i jak złapią delikwenta i sprawdzą prawko to widzą.
Naprzeciwko mnie leżał, nazwijmy go Wesoły Romek. Rocznik 1923. wiem stąd, że za każdym razem pytają o dane. Zapewne, żeby sprawdzić przytomność umysłu.
Romek miał tę przypadłość, że celowo nie zakładał, albo wyłączał aparat słuchowy. Podrywał pielęgniarki, żartował, przy czym ledwo się ruszał. I przyszedł lekarz i mówi do niego, że już nie będzie mógł jeździć samochodem. Na co Romuś: tak tak, za 6 tygodni już będę mógł. Lekarz: nie, już nie. Romuś: super, cieszę się, że będę jeździć. Lekarz spasował. Powiedział tylko ciszej komuś z rodziny, że już mu nie wolno prowadzić. Tak, Romuś miał 103 lata, a dotarło to do mnie po jakimś czasie dopiero.
Potem przenieśli mnie na inny oddział i tam to była masakra. Obok mnie była starsza pani, nikogo z rodziny, demencja plus depresja i jakieś zaburzenia. Przesypiała dzień, ale w nocy... W nocy się działo. Nie przespałam żadnej z dwóch. Pani śpiewała Twinkle Twinkle Little Star i wyzywała inne chrapiące i charczące panie. 
No dobrze. A co mi się stało?
Otóż. Zatkało mi się w jednym, ale bardzo ważnym miejscu. I co najlepsze nikt nie wie czemu i jak. żyły mam czyste, nie mam żadnych złogów, cholesterol wporzo. Jedyną anomalią była ostra anemia, tylko ni cholery nie wiem skąd im to wyszło.
Serce nieuszkodzone. Mam tonę leków, co jakiś czas kontroluję ciśnienie.
Ja to sobie myślę, że to ta świnia menopauza. Bo się zaczęła. Ale o niej to kiedy indziej.

Na dzisiaj: 
Tak, czarne serca czasem lubią takie słodkości. Trudno no.
Crush - Love you with all my heart




wtorek, 25 marca 2025

[492]. Cofamy się wstecz

Oj tam oj tam. W czasy już będące historią, ale jeszcze nie okryte kurzem zapomnienia.
Mazda to już dawno wspomnienie. Po niej nastąpił czas Cytryny. 
Cytryna woziła mnie dzielnie, z róznymi przygodami. Bo albo to dziura po ukradniętym deklu od kanalizacji, albo debil, przez którego musiałam hamować jak Flinston prawie, a co zaowocowało wymianą końcówki drążka, bo koła miały zeza. A to nagle musiałam sobie przypomnieć jak to się ongiś jeździło, bo wspomaganie postanowiło ebnąć w samym środku drogi. W każdym razie w 2023 roku, kiedy mieliśmy za sobą trudne 12 miesięcy, a wartość napraw i wymian części przekroczyła wartość jeździdła, stwierdziłam, że w styczniu zrobię mu jeszcze zawieszenie i będzie gitara.
Ale nie.
Tak łatwo to nie ma.
Zostawiwszy na parkingu auto, udałam się pilnie w towarzystwie Młodego w miejsce, w którym nikt nie chce być, ale o tym później.
Pierwszy raz, od kiedy mam samochody, świadomie zostawiłam cytrusa na biegu, mimo, że stał lekko z górki, a przed nim był krawężnik wysoki, kawałeczek trawnika i drugi krawężnik, dzielące dwa pasy miejsc parkingowych. Więc gdyby mu się znudziło stać na ręcznym, to zatrzymałby się na krawężniku, nijak nie utrudniając nikomu życia. Naiwna.
Wracając do parkowania, ustawiłam auto prościutko, ze zwróceniem uwagi właśnie na bieg i ten krawężnik. Po czym udałam się w wyznaczonym kierunku, przekonana o bezpieczeństwie czarnego śmigacza. Nic bardziej mylnego.
Wracamy teraz do celu podróży.
Od paru dni czułam się jakośtak. Ucisk w gardle, jakby mi stanął tam kawał buły. Pomyślałam - tarczyca. Często są takie objawy. Wstałam sobie rano, a tu boli mnie ręka. Jakoś tak dziwnie boli. Ale nie znów tak, żeby się przestraszyć. Jednak napisałam Kudłatej, że ręka boli, a muszę jechać na uczelnię i nie wiem. No i zostałam zmuszona do udania się do przychodni. Wzięłam Młodego i mówię, że jedziemy do lekarza, bo ręka i potem go odwiozę do szkoły. W recepcji pani powiedziała, że mamy jechać do szpitala. Nie namyślając się za wiele wsiadłam w czarną strzałę i pojechałam. Zaparkowałam i polazłam na A&E. Akcja była szybka, w pół godziny znalazłam się w karetce i jechałam do innego szpitala na sygnale. Okazało się, że miałam zawał.
Mogłabym rozpisać się o całej procedurze, co i jak się działo, ale nie wiem czy to ciekawe. W każdym razie mam założony stent. Obsługa była wspaniała, załogi dwóch karetek przekochane, co najlepsze, Młody zaopiekowany - dali mu jeść, pić i cały czas był informowany co się dzieje. Raz tylko o nim zapomnieli, jak już mnie wieźli do karetki, żeby wrócić do mojego szpitala, ale ponieważ załoga załodze zdała relację, to kierowca Młodego odszukał. 
No i przechodzimy do parkowania...
Z dalekiej północy przybyła zaalarmowana Kudłata. Kazałam jej zabrać auto pod dom, bo co będzie stać na parkingu. Poszli. Ja sobie leżę, jeszcze wyluzowana po działce, ale świadoma. I słyszę, że wrócili i gadają z pielęgniarką coś o mówieniu i czy można. Po czym przychodzą do mojego łóżka, i patrząc na monitor zapodający ciśnienie i pracę serca przekazują co następuje.
Wiesz, najpierw  myślałam, że nie zaciągnęłaś ręcznego...I pokazuje  mi zdjęcia, jak moje autko stoi na środku drogi, czyli jakby...stoczyło się pod górkę. Mój mózg przetworzył informację i wydałam z siebie, stoicko: ale jak to. I powiedziałam o biegu, krawężniku i że pod górkę.
Okazało się, że jakiś dziad przejechał ten krawężnik, przestawił auto, które stało na biegu i próbował zwiać rozwalając barierki parkingowe. Ochrona go złapała, zostawili na szybie u mnie info.
I tak oto Cytrus poległ, nawet się nie zdenerwowałam.
Za to w szpitalu miałam ubaw po pachy.
Ale to jak już będziecie chcieli.


niedziela, 23 marca 2025

[491]. Niechod.

A to było tak.

W me skromne progi trafił Artysta, wiek 9 miesięcy. Jak na Niemca przystało, na imię ma Teufel. To jedyne, jak na razie, moje ukochane słowo w języku niemieckim. No i Artysta uwielbia malować (ściany) oraz wykonywać różne instalacje przestrzenne, szczególnie z recyklingu (karton, cegły, plastik - wsio ryba), w którym jest Mistrzem. Do dzisiaj podziwiam jego zacne dzieło na ścianie w technice błotno-monochromatycznej, kiedy zakładam buty. 
No i ten Teufel, o minie aniołka, skradł serca nasze. Ponieważ zagościł u mnie tylko na dwa tygodnie w zeszłym roku, popadliśmy w stupor i marazm, poprzecinany biciem się z myślami, argumentowaniem na nie oraz plusami dodatnimi. 
I tak jak kiedyś na spontanie przyjęłam pod swój dach kota, co zapoczątkował uzwierzęcenie rodziny, tak w trzy sekundy psipadkiem znalazł się u mnie oficer, Major, kolejny Niemiec, ale ten to już w wieku zacnym, obecnie 3 lata. Ten jest grzeczny w domu, ale na dworze szatan.
No i tak sobie żyjemy pod wspólnym dachem. Zostałam jego Alfą i Omegą, mnie gnojek budzi i wyciaga na spacery. 
Dwa tygodnie temu ganiałam się z nim po chacie. On mnie zaczepia ja go gonię, on ucieka do pokoju Młodego i czeka na zabawę. Ale że gotowałam coś akurat, to tylko chciałam go pogonić. No i pogoniłam tak cudownie, że małym paluszkiem znalazłam ikeowski stołek. Najpierw się śmiałam, bo nawet jakoś ekstra nie bolało. Ale jak zdjęłam skarpetkę i chciałam naprostować to się okazało, że paluszek się wygł wziął i już został w tej pozycji dziwnej. Śmiałam się, że mam chwytny.
I hahaha pochwaliłam się Kudłatej i mojej siostrze, hahaha. Kudłata mnie zjechała od góry do dołu, że mam jechać na A&E, tutejszy SOR. Dobra dobra, dokończę odcinek i pojadę.
Pojechałam, spędziłam tam sześć godzin, w tym był triage, rentgen i lekarz. Gipsu nie ma, zabandażowane tylko palce i przykazanie, że nie chodzić, a jak już to na pięcie. Bo pękłam sobie kość, od strony międzypalcowej. Bez przemieszczenia.
Psy kontuzjują.
Ale bez nich to jakoś tak smutno. Wręcz zastanawiamy się z Młodym, jak mogliśmy żyć bez psa.
I pewnie, wiele planów mi to zawaliło, bo teraz podróże będą się wiązały z wożeniem tego potwora, ale z drugiej strony moja antyspołeczność ma uzasadnienie.
Oraz nie potrzebuję dzwonka.
I mam respekt na dzielni.


Teufel i jego dzieło


Major


PS: Teufel to najmłodszy syn Kudłatej. Po króliku, kocie i wężu. Major to mój domownik. 

czwartek, 20 marca 2025

[490]. Tęskiłam.

 Rozmyślałam od czego by tu zacząć. W końcu minęły trzy długie lata od ostatniego wpisu, więc opowiadać jest co. Ale nie wiem.
Może na początek zrobię listę i wybierzecie co chcecie wiedzieć.
No to tak:
  1. Żyję. A mogłam nie. 
  2. Jestem na 3 roku, ale będę go powtarzać. Trochę w związku z tym, że żyję.
  3. Obecnie nie jeżdzę autem, gdyż sprawa jest w sądzie. Nie nie, nie jeździłam po pijaku.
  4. W naszej rodzinie pojawiły się dzieci. I wnuki. Ale nie jestem babcią. Co to to nie.
  5. Nie chodzę. Bo nie mogę. Znaczy chodzę po domu, bo mi się nudzi i czasem muszę.
  6. Mam od lipca swoje guilty pleasure. I wcale mi nie wstyd! Otóż znalazłam ogromną przyjemność w oglądaniu dram. przed K-popem się jeszcze bronię, aczkolwiek niektóre ścieżki dźwiękowe są zacne. No i zgadnijcie, gdzie wyruszę na wycieczkę, jak tylko się ogarnę.
  7. D, M i ADHD, czyli kumulacja. W końcu mogę nazwać rzeczy po imieniu.
To na razie tyle tematów.

Dlaczego nie pisałam? Bo jakoś tak wyszło. Potem nie mogłam się zalogować, a nie chciało mi się kombinować. Bo przecież zapisywanie haseł jest dla słabych. I tak sobie udawałam, że nie ma bloga, nie ma nie. Aż nagle koincydencja jakaś nastąpiła, bo spotkałam na swojej sieciowej drodze Osobę, którą też znacie i poszło. Nie gwarantuję regularności, ani błyskotliwości wypowiedzi, ale chyba brakowało mi tego. 
Całuję.
Wasza Natt

Na dziś:
Lewis Capaldi - Someone You Loved



sobota, 23 kwietnia 2022

[488]. Trzeci

Semestr trzeci. Taki pod górkę trochę. Dużo roboty, intensywny, naszpikowany zadaniami i pracami. A taki wydawał się fajny, nieskomplikowany. Trudno. Przeżyję, bo nie mam wyjścia.
Tak na szybko to mogę powiedzieć, że zmieniłam auto i trochę mi się budżet rypnął. Ale tak znośnie.
Za to samochód! Miód malina!
Trzy opcje były. wybrałam bramkę numer 1. Przejażdżka próbna w stylu: to co, wsiadajcie i na autostradę, zobaczysz jak się prowadzi. No ale jak ma się prowadzić, jak ma napęd na cztery. Skóra. Duży. Krążownik. Pożeracz mil, paliwa i czasu. Bo chciałoby się wsiąść i zwiedzić każdą drogę, ścieżkę i najdalszy zakątek. Wydawca mega dźwięków. I jeszcze nie dojechałam do końca skali.
Ot, mazda cx-7 sport tech.
Tak sobie pomyslałam, że wielka bryka u faceta to...przedłużenie jego..ego.
A u kobiety? Mam nadzieję, że nie dobór na obraz i podobieństwo doopy.
A odnośnie powyższego to właśnie zaczęłam treningi. Na razie domowe. Napisałam też do trenerki i dobierzemy odpowiedni rodzaj treningów. Poza tym siedzę i studiuję przepisy, żeby ułożyć plan. Uwzględniając PCOS, insulinooporność, hashimoto, niedoczynność..
Kto jak nie ja?
Mam niewiele czasu, żeby wygrać zakład ze sobą, że dam radę, ale też z Kudłatą, że przed 50 zmieszczę się w rozmiar 40. 
To jak obstawiacie?

poniedziałek, 21 marca 2022

[487]. A jednak

Mogę. I chcę.
W morzu tego cholernego nieszczęścia dzieją się rzeczy. Pomagają jakoś stać w pionie i pomagają.

W weekend zrobiłam sobie wycieczkę. Rozpoznawczo-krajoznawczo-turystyczną. Inspekcję taką.
Pojechałam do Kudłatej. Ot, takie tam 222 mile. 
To był test dla samochodu, dla mnie i odskocznia.
Więc w piątek, tuż po egzaminie, dopakowaliśmy naszą ciężarówkę i w drogę. Korki koło Birmingham, ale co tam. Jechaliśmy już nocą, ale widok konturów gór na tle czarnego nieba był nieziemski. Już wtedy mi się spodobało.
Na drugi dzień pojechałam z Kudłatą nad jeziora. No powiem Wam, że to przerosło moje oczekiwania, marzenia i napchałam się tymi widokami do rozpuku. Tam będę mieszkać. Po studiach. A co.
Wąskie drogi to pikuś, serio. Zakręty, kamienne mostki, kamienne murki, wszędzie offce, nawet na drogach czasem. 
Miałam ochotę wyjść z samochodu i powiedzieć: JAK TU, KURWA, PIĘKNIE! Tak po polskiemu.
Ale jedyne co wydusiłam z siebie wysiadając, to JA PIERDOLE, ŁEB MI URWIE! Mój piękny prawie i nie czarny już. Taka mała zmiana.
No i dlaczego to piszę?
Bo najważniejszym niusem weekendu nie jest moje wzdychanie do gór i jezior.
Najważniejsze jest to, że czekamy na ukraińską parę. Możemy realnie komuś podać dłoń i pomóc. Niestety, ja nie mam warunków, żeby kogoś wziąć do siebie, ale Kudłata właśnie szykuje pokój, robimy listę potrzebnych rzeczy i czekamy, aż wizowe młyny zmielą podanie i J i N będą mogli przylecieć. Włączam się w to. Gdybym miała jeden pokój więcej, to ja też przyjęłabym kogoś do siebie. Niestety, miejsca nie ma.