Na parę dni straciłam dostęp do googla i bloga. Blog znikł dokumentnie. A ja się wkurzyłam niemiłosiernie. No ale to moja wina, niczyja inna. Bo mam jedną ułomność.
Nie mogę zapamiętać hasła do googla. no nie i koniec. A jestem taka mądra inaczej, że nie zapisuję jak zmieniam. No bo przecież będę pamiętać, do jasnej anielki!
Tym razem najadłam się strachu.
Otóż zmieniłam laptopa. Stary ma rozwalone gniazdo do ładowania, więc już ledwo zipie, czas był kupić nowy. Kupiłam. Ale nie spodziewałam się, że uraczą mnie windowsem 11. Znaczy spodziewałam, nie że nie. No i uraczyli. Nosz powiem wam, że nerw mnie złapał. Nic znaleźć, nic zmienić, ciągle coś mi tu niespodziankowo działało, i wcale to nie były dobre niespodzianki. Przez to uruchamianie tego dziada zajęło mi trzy dni. Bo co włączyłam, to mi się odechciewało. Jak ze sprzątaniem.
I tak mnie po wszystkim naszło, że może by już w końcu odpalić blog i napisać słów parę. I tu niespodziewanka kolejna. Bo adres majlowy pomocniczy to już go starożytni rzymianie nie pamiętają, hasło jedną wielką niewiadomą i weź się teraz zaloguj.
I super, pierwszy post poszedł, ale.. Dostałam info, że zauważono nietypowe działania na koncie i mi je zablokowano. Próbuję wejść na blog i.. Nie ma. Wiecie co czułam, nie?
Próby przypomnienia sobie hasła spowodowały zimne poty. Żadna próba się nie udała. Ale jakimś dziwnym trafem udało mi się zmienić najpierw adres pomocniczy, o czym nie wiedziałam i dodać telefon. Odpuściłam te cholerne frustrujące próby logowania na dwa dni. W tym czasie nauczyłam się robić dalgonę. Kawę po koreańsku. No powiem Wam, że pychota. I w końcu, zrezygnowana, wczoraj, ponownie próbowałam. I. Udało. Się! Wróciłam do żywych. A już byłam gotowa zaczynać od nowa.
Tak więc strach minął, hasło jeszcze pamiętam chyba. Ale to czas, żeby założyć sobie notesik.
Tak mi się zdaje.
dalgona
dalgona z wczoraj
odzwierciedlająca moje nastawienie
i tu też.
Kubki przyjechały z Polski właśnie dzisiaj. No uwielbiam.
nie tak ci sie zdaje kochana, tylko zakładaj od lat mam :-) bo inaczej umarł w butach. mam tyle kont...że ludzieee zwariować można. gdybym teraz utraciła bloga to bym się zabiła chyba.
OdpowiedzUsuńi tyle. a kawusia no pirima sort , lubię każdego ranka celebruję. mniam.i dobrze, ze jesteś.
Ja się z moją prokrastynacją zbieramy do założenia zeszyciku, ale wiesz jak jest. Ja i kawa to nie jest stały związek, to nawet nie jest związek. Ale ostatnio jakoś tak mnie natchło. No i czasem wjeżdża taka słodka z lodem.
Usuńsłodka z lodem ...hmmm no dobra z syropem jakimś mogę jeszcze raz w czas łyknąć.
UsuńNo ja niesłodkiej nie zdzierżę. Herbatę tak, kawę nie.
Usuń