Trochę pochłania mnie to wszystko.
Ale trochę jest tak, że jestem na odwyku. Na chwilowym detoksie. W izolacji.
I wcale nie jestem zadowolona.
Bo.
Nie mogę do Was zadzwonić, gdyż ponieważ mój telefon nie umie latać. W pakiecie nie mieli opcji. W zetknięciu z kafelkami niestety zabił się, aczkolwiek nie na śmierć. Działał jeszcze przez dwa dni, po czym kiedy znalazłam szkło w zębach i w staniku, oraz na policzku, stwierdziłam, że nie, dość, muszę o niego zadbać.
Najpierw chciałam jak nasz czołowy Profesor z Brodą. Jakiś plasterek, pokój chorych sprzętów i wiecie, odczekać. Ale gdybym zakleiła to co się zepsuło to....chyba nie widziałabym co robię.
Ponieważ to moje nieszczęście wyglądało tak...
I stąd milczenie. I jeśli ktoś dzwonił, to sorki, kontakty zostały w serwisie razem z aparatem, przełożenie karty na święta do telefonu służbowego nic nie dało.
Także tego.
Wesołych Świąt!
PS: jutro odbieram go po reanimacji. Bójta się!
o jacie! to prawdziwe nieszczęście ;) ale jaki spokój miałaś przez całe Święta :)))
OdpowiedzUsuń:***
nie strasz, nie strasz, bo wiesz co, a damie nie przystoi... :))))))))
OdpowiedzUsuńNo i pajęczynka ;P
OdpowiedzUsuńTelefony tak mają. Ale to tylko rzecz nabyta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam