Czas płynie szybko, ale to nic nie szkodzi. Bo to zawsze bliżej do następnego spotkania.
Taka sprytna jestem. Uknułam plan. Przejadę wszystkie trasy polskim busem. Jak dobrze pójdzie zwiedzę i Berlin i Bratysławę. I Pragę, o której marzę, a którą widziałam z góry, wracając samochodem spod Pilzna.
Tydzień minął. A mnie tak jakoś tęskno. Bo lubię takie zamieszanie, poznawanie, rozmowy.
I nieważne ile wersji opowieści o spotkaniu było.
***
Zaraz będą dwa.
A ja piszę i piszę i skończyć nie mogę, rozwinąć tematów, opisać tego co mi chodzi po głowie. Taki jakiś zamęt.
Do tego stopnia, że..
Ale od początku.
Zapisałam się do endokrynologa w listopadzie. Wizyta umówiona na 8.04. Teraz już wiem, że na 8.
Ale od tego nieszczęsnego listopada po głowie mi chodziło, że 9.04.
Wiedząc, że już kiedyś miałam problem z datą, niejeden nawet, zadzwoniłam w zeszłym tygodniu upewnić się, czy aby na pewno dobrze pamiętam. Nawet sporządziłam notatkę klasyczną z tej rozmowy. Tak, 9.04.
No to jadę sobie dzisiaj. Oczywiście zwiał mi jeden tramwaj, a ja pełna rozpaczy, że się spóźnię (czytaj: miałam spory zapas i nawet ze zwianym tramwajem byłam pół godziny przed czasem...). Dojechawszy na miejsce, zostałam zaskoczona (ironia) przez kwiecień-plecień. A to dlatego, że wczoraj pozalewało piwnice, sypnęło gradem i śniegiem i były dwie burze, a dzisiaj ścigało się ze słońcem. Więc jadąc autobusem oglądałam promienny, słoneczny krajobraz, a wysiadając zostałam przywitana ulewą i czułam jak mi przemaka wszystko, oprócz butów, bo przezornie założyłam odpowiedni obuw. Doszłam do przychodni i znów wyszło słońce...
Ale wracając do tematu.
Podeszłam do pani w rejestracji. Z daleka słyszałam i widziałam ją w akcji. Strach w oczach normalnie. Ale jak to ja, promiennie i z uśmiechem..
- dzieńdobryjadoendokrynologa na 15.15
-...nie mam pani
- jak to?? (w oczach musiało mi się pojawić coś na kształt zgrozy, rozpaczy i przerażenia, bo pani poszła coś przeczytać)
- pani była na wczoraj. Proszę, była pani tu, pierwsza.
Ale ponieważ oprócz mnie nie przyszły dwie osoby po mnie, można było wywnioskować, że coś nie tak.
No to wytłumaczyłam, że dzwoniłam tydzień temu i dostałam potwierdzenie, że 9.04 i co ja mam teraz???
O dziwo. Pani założyła kartotekę, powiedziała, że widzi, że ktoś tu nie przyjdzie, po czym dała mi numer....1.
Chyba mam więcej szczęścia niż rozumu.
To miałaś szczęście:)).
OdpowiedzUsuńJa ostatnio przyszłam o miesiąc za wcześnie. Wszystko przez tę dalekowzroczność:-).
Wcześniej to nie problem w sumie. Poza straconym czasem. Ale gdybym straciła miejsce...na kolejne pół roku...chyba zeszłabym im tam na tę tarczycę.
UsuńA propos dalekowzroczności. Też mnie czeka badanie..
Ja teraz nadrabiam zyciowe zaleglosci w wizytach lekarskich, na szczescie u mnie to jest prawie kazda sroda:)) Na badanie krwi mam stale zlecenie co wtorek, ale nie musze na szczecie robic co tydzien, przewaznie jest co dwa tygodnie i zawsze we wtorek:)) Jakos narazie ogarniam.
OdpowiedzUsuńAle faktycznie mialas szczescie, bo pol roku czekania to moze zabic.
Może wykończyć nerwowo.
UsuńA Tobie życzę zdrowia. Tak prosto i z serca.
ło matko! dobrze, że wszystko się dobrze skończyło :****
OdpowiedzUsuńno i co Ci powiedział lekarz?
Hm. Zdenerwowałam się na panią okrutnie. I postanowiłam jej pokazać w październiku.
Usuń:****
fuksiara jesteś!
OdpowiedzUsuńale ile jest takich wizyt, że potwierdzą coś innego, człowiek pór roku czekał i się spóźnił, a lekarz w kartotece odnotuje - pacjent się nie stawił!
mam nadzieję, że wizyta przynajmniej była "przyjazna pacjentowi" :)
Nie była. Pani była oschła, zimna, dokładnie tak samo jak moje dłonie.
UsuńAle nie było tak źle.
Fuksiara to moje drugie imię :)
Szczęściara ;)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem poproś o przypominajkę z datą, godziną i nazwiskiem lekarza i powieś w najbardziej widocznym miejscu, żeby codziennie Ci przypominało o wizycie.
Dostałam całą wielką kartkę z rubryczkami. Mam wpisane. Ale i tak wpiszę sobie to w każde miejsce odpowiednie na notatki. Jak się wkurzę to w lodówce też sobie powieszę, w środku, bo w końcu najczęściej tam zaglądam...
UsuńJa nie wytrzymałam z czekaniem, poszłam prywatnie, dzisiaj wiem, że jest OK, spotkanie next year, tym razem poczekam państwowo, mam czas ;D
OdpowiedzUsuńPrywatnie to wiesz. Gdybym, tobym już dawno. I tak byłam szczęśliwa, że pół roku, a nie poznański rok.
Usuńa jak ja zasugerowałam delikatnie ostatnie stwierdzenie z Twojego posta, to mi paluszkiem grożono... :)))))
OdpowiedzUsuńBo nie należy kusić losu informowaniem go o niedoborach naszego rozumu ;D
Usuńale to nie o mojego rozumu niedobory chodziło, to co mi tam :))))))
UsuńNo bo chodziło o pamięć, a nie o rozum. Tu się przejęzyczyłam :P
Usuńtaaaaa, jasne, przejęzyczyłaś... teraz się nie przyznasz ... :)))))))
UsuńA Ty byś się przyznała? :P
Usuńa nie rozmawiamy o mnie teraz ... :))))))
UsuńJasne, najlepiej :P No kop leżącą, kop!
Usuńale zbudowałaś napięcie no no :)))
OdpowiedzUsuńwniosek mam z tego jeden, muszę trochę zgłupnąć :)
Lepiej nie. Zwykłe pilnowanie terminów wystarczy :)))
Usuńa tak w ogóle Natthi, to zaraz wywołasz wilka z lasu słowami o kilku wersjach spotkania :))))))
OdpowiedzUsuńCzemu wilka z lasu? Myślisz, że przyjdzie? To zablokuję zaraz komentowanie, bo mnie atakują. :)
UsuńDziewczęta, :) Jaki las jaki wilk :)
UsuńA taki jeden :)
Usuńtaki trochę wychudzony, jak to po zimie... :))))))
UsuńI jakby bez sierści wilczej bujnej.
UsuńNatt, czy mnie się wydaje, czy Ty się rozdwoiłaś?... znaczy rozczłonkowałaś?... :))))))
UsuńPhi się wilka boicie phi :) Jak się masz bać to bój się tylko lwa ooo!!
Usuńa gdzie Ty wyczytałeś, że my się boimy????....
UsuńTak, po złączeniu bloga z google + tak mi się zrobiło.
UsuńWłaśnie, dołączam się do pytania Frytuni!
"Myślisz, że przyjdzie? To zablokuję zaraz komentowanie" -Oj no a to co to jest?? Przecież widać z daleka jak się portki trzęsą za strachu :)
UsuńNic się nikomu nie trzęsie :P A już na pewno nie portki :)
Usuńto nie strach, tylko pewność, że przyjdzie i będzie się czepiał wszystkiego, wygłodniały... :))))))
UsuńNo właśnie. O.
UsuńNie bardzo rozumiem, jak to było co i jak się stało, no bo przecież początek znacznie różni się od środka a końcówka to już zupełnie inna bajka jest, więc albo byłaś w stanie mocno po, znaczy się po nalewce/cytrynówce albo...... i to jest bardzo prawdopodobne, ba nawet pewne to jest, nie masz tego bożego daru, no nie przejmuj się, naprawdę nie musisz tego leczyć, nauczysz się z tym żyć i jakoś pójdzie, no nie masz daru bycia kronikarzem, no niestety nie potrafisz relacjonować rzetelnie wydarzeń,no bo skoro zwiał Ci jeden tramwaj to pojechałaś drugim tak?? No to skąd ten autobus się zapytowywuję?? Oraz skoro dojechawszy na miejsce zostałaś zaskoczona ulewą czyli jadąc już co najmniej zaczynało padać, ale Ty widziałaś tylko słoneczną pogodę, więc??
OdpowiedzUsuńWięc wersja wydarzeń ze spotkania jest tylko jedna prawdziwa :)
Dobry wieczór :)
No bo to jest tak, że tu komunikacja miejska jest tak rozbudowana, że za jednym razem, znaczy trasą do celu, zaliczasz kilka środków lokomocji. I na ten przykład: autobus-tramwaj-autobus. Nie rozpisywałam całej drogi, bo po co. Oraz nie testuję napojów wyskokowych za dnia. A jeśli już, to nie ruszam się z domu. Oraz dobrywieczór i załóż sobie konto bloggerowe, bo mnie szlag trafia, spamu mam po kokardy.
UsuńNie no spoko, nie ma co sie rozpisywać na temat komunikacji miejskiej, to jest bardzo mało ważne znaczy według Ciebie, ale z kronikarskiego obowiązku należało wspomnieć, że nastąpiła zmiana środka lokomocji, a ta ulewa?? No sorry memory albo się przedstawia wersję kronikarską, albo ubarwia się, stosuje skróty a potem się buntuje że co że jak że moja wersja :)
UsuńA konto jakieś mam googlowe ale nie umiem się nim posługiwać póki co, ale jakoś się ogarnę :)
To ogarnij :) I mi tu nie wypominaj skrótów myślowych. Znajdą się takie co im się spodoba mój styl :)
UsuńSzczęściara!
OdpowiedzUsuń